poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 25 ,,Laureatka tegorocznej gali"

*Ross*

Przez następne parę chwil wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie.
Marano odwracająca się w moją stronę z na wpół przerażoną, na wpół rozbawioną miną. Armatki wynurzające się z podłogi. Krzyczący i klaskający ludzie.
Po sekundzie z armatek wystrzeliła zielona flegma.
Uderzyła ze wszystkich stron, wprost na mnie i Marano, ochlapując również fanów przy scenie.
Marano pisnęła, gdy flegma zalała jej sukienkę i włosy.
Byłem pewien, że dostanie szału, lecz ona po prostu się śmiała, starając się zdjąć flegmę z włosów.
To wszystko trwało może z minutę.
Po chwili armatki wstrzymały ostrzał, ochlapując nas ostatkami.
Fani - również w flegmie - bili brawa i śmiali się. Również wiele gości biła brawa, dławiąc się śmiechem, w głębi serce pewnie ciesząc się, że to nie oni są na naszym miejscu.
Podniosłem kciuk w górę.
- Super ! - zawołałem do mikrofonu.
Wszyscy zaczęli wrzeszczeć.
Zacząłem iść do Marano, byśmy opuścili scenę (flegma zalała mi oczy, więc robiłem to na ślepo).
I nagle poczułem, jak tracę grunt spod nóg, wywaliłem się i jeszcze bardziej wytarzałem we flegmie.
Marano zaczęła się ze mnie śmiać jak głupia, po czym pomogła mi wstać i razem zeszliśmy ze sceny, żegnani oklaskami.
Weszliśmy za kulisy, gdzie jacyś ludzie od razu dali nam koca, do okrycia, byśmy nie zmarzli. Nawet jeśli flegma nie była nawet taka zimna, to teraz było trochę chłodno.
Marano usiadł na jednym z foteli w rogu, ja za to stałem. Oboje odłożyliśmy statuetki na stół.
- Brawo ! - zawołał jakiś mężczyzna z brodą w garniturze, podchodząc do nas. - Jak samopoczucie ?
- Świetnie. - odparłem.
- Cieszę się. Jestem Eric Mont, główny organizator gali. I muszę powiedzieć, że jestem naprawdę zadowolony, że wygraliście. - mówił, siadając obok Marano. - Od jakichś dwóch tygodni mieliśmy ustalone, że oblejemy najlepszego aktora i aktorkę. To wspaniale, że trafiło na parę z tego samego serialu.
- Dzięki. - odparła Marano, ocierając sobie ramiona. - To serio zaszczyt.
- Oh, to zabawa ! - zaśmiał się Eric. - Dobrze, ogrzejcie się, a potem możecie pójść na zaplecze. Amanda da wam nowe ubrania.
- Jasne, dzięki. - odparłem, ściskając mu dłoń.
- Nie ma za co. Widzimy się na bankiecie. - powiedział, po czym zniknął za drzwiami po lewej stronie.
- To było... niesamowite. - szepnąłem, opadając na fotel obok Marano.
- Zabawne to było jak się wywaliłeś. - zaśmiała się.
Szturchnąłem ją w oblepione ramie.
- Zrobiłem to specjalnie.
- Jasne. - odparła z sarkazmem, po czym wstała i zaczęła iść w kierunku jakichś drzwi.
- Gdzie idziesz ? - zawołałem.
- Przebrać się.

*Vanessa*

Śmialiśmy się do rozpuku, gdy Laurę i Rossa obryzgała zielona flegma ! Ubóstwiam tą galę !
- No, nieźle. - zaśmiał się Riker. - Nie dość, że dowiedzieli się, że ktoś zrobił  nich parę, to jeszcze ta flegma !
- Nieźle ? Moim zdaniem to genialne ! - odparłam. - Zobaczycie, przed początkiem zdjęć do nowego sezonu Lau i Ross będą razem ! Tak naprawdę razem !
- Pójdę po coś do jedzenia. - obwieściła Delly. - Jakieś zamówienia ?
- Kanapki z tuńczykiem ! - zawołał Riker.
- Ok, zaraz będę z powrotem. - po czym poszła do kuchni.
Tak więc, zaważając na to, że Rocky poszedł gdzieś z Alexis, a najmłodszego Lyncha nie interesowała gala i siedział na górze, zostaliśmy z Rikerem sami w salonie.
- Czemu tak ci na tym zależy ? - spytał Riker.
- Bo zależy. Chcę, żeby Laura była z Rossem, bo idealnie do siebie pasują. - odparłam.
- Aha, rozumiem.... - odparł przeciągle.
Przez następne parę minut przyglądał mi się nieustająco, lecz zignorowałam go i skupiłam się na gali, gdzie wręczali właśnie nagrodę dla najlepszego filmu animowanego.

*Laura*

Weszłam na zaplecze, lecz nikogo tam nie było.
- Amanda ? - zawołałam. - Amanda ?
Nikt mi nie odpowiedział. Poszłam trochę w głąb, lecz i tam nikogo nie było.
Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się do wyjścia.
Omal nie dostałam zawału, gdy zaraz przed moją twarzą pojawiła się szczupła sylwetka kobiety z ciemnymi, kręconymi włosami.
- Wybacz, przestraszyłam cię ? - zapytała, szeroko się uśmiechając.
- Nie, nie. - odparłam, łapiąc się za klatkę piersiową, by opanować (jak mi się zdawało) zawał.
- Jestem Amanda Switzhe. - odparła, wyciągając w moją stronę swoją kościstą dłoń.
- Laura Marano. - odparłam, potrząsając jej ręką.
Była tak chuda, że bałam się, ze zaraz się rozpadnie. Nierealne, wiem, ale serio tak było.
- Oh, czyli to na ciebie wypadło w tym roku... - zaszczebiotała, łapiąc się za podbródek i oglądając moją totalnie niszczoną sukienkę.
- Najwyraźniej... Ale było fajnie. Tylko szkoda sukienki. - odparłam.
- Ach, szkoda, szkoda... - westchnęła. - Victoria Beckham ?
Z tego wszystkiego zapomniałam. Tak ? Nie ?
Niepewnie kiwnęłam głową. Ona powinna to wiedzieć, no nie ?
- Oh, no nic. - odparła. - Tam jest parawan. Zdejmij to z siebie, a ja zaraz coś ci wybiorę. Nie wiedzieliśmy kto wygra, więc mam parę rozmiarów i krojów. Wybiorę ci coś ładnego...
Zgodnie z poleceniem weszłam za parawan i ściągnęłam z siebie sukienkę, zostając jedynie w staniku i majtach, które NA SZCZĘŚCIE nie były dotknięte flegmą.
- Amanda ? - zapytałam, gsy kobieta nie wracała przez dłuższy czas.
Po chwili podała mi pierwszą sukienkę.  
Ubrałam ją i wyszłam zza parawanu.
Amanda kazała mi się poobracać, ale szybko stwierdziła, że wyglądał jak jajko w pierzynie i kazał mi się przebrać. Jak mam być szczera, to ta druga wcale nie była lepsza.
Amanda stwierdziła podobnie, po czym długo szukała innej sukienki.
W tym czasie przyszedł Lynch, któremu Amanda szybko wyszukała jakiś strój.
Więc ja stałam półnaga za parawanem, Lynch siedział na kanapie, w tym samym pomieszczeniu, a Amanda szukała jakiejś kiecki.
Po chwili krzyknęła tak głośno, że byłam pewna, że usłyszą ją nawet na gali, która za chwilę miała sie skończyć.
- MAM !
Po czym podbiegła do mnie i wręczyła mi sukienkę.
- Ubierz, a ja znajdę dodatki !
I pobiegła.
Nałożyłam sukienkę, lecz miałam problem z jej zapięciem.
Wtedy zjawił się Lynch.
- Pomóc ? - zapytał.
Przestałam się siłować z zamkiem i odwróciłam się do niego tyłem, by zapiął sukienkę.
Chwycił w palce zamek i zaczął zapinać.
Po chwili sukienka leżała idealnie, więc odwróciłam się do lustra.
Sukienka była naprawdę piękna.
- Jest serio ładna. - powiedział Lynch tuż nad moim ramieniem.
Prawie zapomniałam, że nadal tam jest.
- Wiem.
- Tobie też w niej całkiem nieźle. - dodał.
Wiem, że w jego ustach i tak był to komplement.
- Dzięki. - odparłam.
W tym momencie wróciła Amanda.
- Ross ! - zawołała zdziwiona.
- Ja już wychodzę. Pomagałem jej zapiąć zamek. - mruknął, wychodząc zza parawanu.
- I jak ci się podoba ? - zapytała Amanda, stając za mną w stronę lustra.
- Jest genialna. - odparłam.
- Super. - zawołała. - Trzymaj. - podała mi parę butów.
Ubrałam je.
- Bosko ! To czółenka od najlepszych projektantów. - zawołała, po czym podała mi torebkę.
Otworzyłam, dziwiąc się, że w środku są moje rzeczy,
- Przełożyłam je. - szepnęła do mnie Amanda. - Biżuteria może zostać, oczyściłam ją. - podała mi naszyjnik od mojej mamy. - Została tylko fryzura. - wskazała bym usiadła na fotelu obok Lyncha.
Usiadłam, a ona zaczęła swoją pracę.
Po jakichś 15 minutach skończyła. Myślałam, że je przemyje i rozczesze, ale ona poczyniła cuda. Zrobiła mi koka z warkoczem.
- Gotowe. Możecie wracać na galę. To znaczy ty, Ross możesz... Laura, Eric prosił, żebyś wręczyła nagrodę dla Najlepszego serialu telewizyjnego. Jest to ostatnia wręczona kategoria, więc zaraz potem pójdziecie na bankiet. - powiedziała Amanda.
- Jasne.
- Dobra, spotkamy się później. - odparł Lynch.
- Ok, narka. - powiedziałam, a chłopak wyszedł.
Ja podążyłam za Amandą za kulisy, gdzie czekała już dziewczyna z nagrodą i Eric.
- Laura, wyglądasz wspaniale ! - zawołał.
- Dzięki, to dzięki Amandzie. - odparłam.
- Zdolna z niej bestia, prawda ? - zaśmiał się, podając mi kopertę. - Tam są wyniki. Wiesz co mówić ? Przepraszam, zę tak z zaskoczenia, ale...
- Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się.
- Dziękuję, jesteś wielka. - odparł. - Wasze rzeczy zostaną wysłana do producenta. Wasze nagrody są bezpieczne, oddam wam je po gali, nie chciałem, żebyście je zgubili po tym całym zamieszaniu.
- Jasne.
- Nagrodę dla Najlepszego Serialu Telewizyjnego wręczy... laureatka tegorocznej gali... Laura Marano ! - zawołał prowadzący.

--------------------------

I jak się podoba ? Trochę nudny, ale spokojnie... To nie koniec !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!!!!


sobota, 16 sierpnia 2014

Rozdział 25 ,,Umierali z zachwytu"

*Narrator*

Ludzie zgromadzeni na Kids Choice Awards można by powiedzieć, że oszaleli, gdy na telebimach pokazano zdjęcia Laury i Rossa.
Fani od razu zaczęli skandować ,,RAURA, RAURA, RAURA !!!".
Byli zadowoleni, że nareszcie stało się to na co czekali tyle czasu.
Tak, wszyscy byli zadowoleni...
Oprócz paru osób.
Pierwszą z nich był David, który spóźnił się na galę i wchodząc na salę usłyszał o wszystkich. Zaczął bić brawo, jak wszyscy, ukrywając żal.
Drugą osobą była Maia - ,,zdradzona" dziewczyna, która od razu poprzysięgła zemstę Laurze.
Ostatnimi wiadomymi mi osobami byli - a jakże by inaczej - sami zainteresowani.
Trudno opisać, to co działo się wtedy w ich głowach.
Uśmiechali się do kamer, próbując sobie to wszystko ułożyć...

*Laura*

Patrzyłam na te zdjęcia, jak głupia, próbując sobie przypomnieć ten dzień.
Jak na złość głowę miałam pustą. Nie pamiętałam zbyt wielu szczegółów, bo parę dni wcześniej, chciałam wymazać sobie ten dzień z głowy...
Widziałam tylko jedno - wszyscy myślą, że Lynch i ja jesteśmy parą !
Wszyscy ! Łącznie z dziewczyną Lyncha i...
O mój Boże !
David...
Jeśli to widział... JASNE, ŻE TO WIDZIAŁ, IDIOTKO ! WSZYSCY WIDZIELI!
Ale kto mógł nam zrobić te zdjęcia.
Na kręgielni byliśmy tylko ja, Lynch, Delly i Van, a więc nikt od nas - to jasne.
Może gdzieś kryli się fotoreporterzy, albo dziwni fani, szukający materiałów na dowód, że ,,jesteśmy razem", takich jak te pieprzone zdjęcia !
Po skończonej piosence, P!NK zeszła ze sceny, a kamera przestawała nas pokazywać.
Timberlake wszedł na scenę i nam pogratulował (PFF JAKBY BYŁO CZEGO !), po czym zaczęli wręczać statuetki.
Pierwsza była, ze najlepszy film.
- Lynch... - szepnęłam do chłopaka.
- Nic nie mów. - pisnął. - Oni serio myślą, że to wszystko to prawda !
- Wiem... Przez to gówno mogę stracić Davida !
- A ja Maię, pomyślałaś o tym ? - odwarknął.
- Nagroda wędruje do... - czytał w tym czasie Johny Depp. - ... Igrzysk Śmierci !
Rozległy się brawa i wrzaski, rozdzierające bębenki w uszach.
- To co robimy ? - spytał.
- Nic. - odparłam. - Uśmiechaj się i potakuj. Jutro z samego rana pojedziemy do reżysera i WSZYSTKO odkręcimy.
Chłopak szybko się ze mną zgodził.
Wręczyli parę statuetek muzycznych. Nie skupiłam się za bardzo, ale pamiętam, że nagrodę dla najlepszego zespołu zgarnęli chłopcy z One Direction, piosenkarkę roku wygrała Selena Gomez, a piosenkarza Austin Mahone.
Co dziwne do tej pory nikogo nie oblali śluzem, więc byłam jeszcze pełniejsza obaw.
Nareszcie przyszła kolej na nagrody dla seriali.
- Nagrodę dla najlepszego aktora wręczy nie kto inny jak... Miley Cyrus ! - zawołał prowadzący, a na scenę weszła piosenkarka z kartką z wynikami i jakaś blondynka z nagrodą.
- Witajcie ! Jak się bawicie ? - zaśmiała się. - Przypomnijmy sobie nominowanych...
Na telebimach pojawiła się kategoria ,,Najlepszy aktor telewizyjny". 
- Adam Hicks, Zeke i Luther. - powiedział głos w głośnikach.
Brawa.
- Jake Short, Nadzdolni.
Brawa.
- David Adams, Para nienormalni. (Wymyślone przez autora - od autora).
Brawa.
- Ross Lynch, Austin i Ally.
Brawa.
- Ok, zaczynamy. Statuetkę w kategorii dla najlepszego aktora serialowego otrzymuje.... - otworzyła kopertkę i wrzasnęła do mikrofonu: - ROSS LYNCH !!!!

*Ross*

Gdy Miley powiedziała moje imię, zerwały się krzyki i oklaski.
Wstałem z miejsce; tak samo jak Marano.
Uściskaliśmy się - jak zawsze na galach, po czym ruszyłem w stronę sceny, przybijając piątki przypadkowym osobom.
Mijając rzędy widziałem Jaka i Adama - bili brawa.
Uśmiechnąłem się do nich. 
Przechodząc obok 1 rzędu, zaraz przy wejściu na scenę minąłem Davida.
- Gratuluję. - zawołał do mnie z kamienną minął.
- Dzięki. - odparłem, wiedząc, ze i tak nie mówi szczerze.
Wbiegłem na scenę, uściskałem Miley i wziąłem od drugiej dziewczyny statuetkę.
Następnie podszedłem do podium.
Przypatrzyłem się statuetce, po czym nachyliłem się do mikrofonu.
- Wow. - zawołałem.
Odpowiedziały mi krzyki fanów.
- Dzięki.. Um, to dla mnie naprawdę wielkie wyróżnienie. - przerwałem, by fani mogli pokrzyczeć. - Dziękuję producentowi, ekipie... i wszystkim ludziom, dzięki którym tu jestem. Dzięki wielkie !
Po tych słowach chciałem zejść ze sceny, lecz zatrzymała mnie Taylor Swift z inną kopertą i dziewczyna ze statuetką.
- Skoro tu już jesteś, Ross. Pomożesz mi z wyczytywaniem najlepszej aktorki, dobrze ? - zaproponowała.
Kiwnąłem głową.
- Hej ! - zawołała dziewczyna do mikrofonu. - Przypomnijmy sobie nominacje w kategorii najlepsej aktorki telewizyjnej.
Rozległy się gromkie brawa, na telebimie ukazały sie nominowane dziewczyny.
- Stefanie Scott, Nadzdolni. Bella Throne, Shake It Up. Laura Marano, Austin i Ally. Maia Mitchelle, Teen Beach Movie.
- A statuetkę odbierze... - zaczęła dziewczyna, otwierając kopertę.
Po czym podsunęła mi ją, bym to ja przeczytał.
Super, to teraz się zacznie...
- Laura Marano ! - krzyknąłem, patrząc na telebim.
Po chwili pojawiła się na nim Marano, która przyjmowała brawa od wszystkich wokół.

*Laura*

Zbiegłam po schodkach na tyle szybko, na ile pozwalał mi buty na obcasie.
Na samym dole zobaczyłam David.
Wyciągnął ku mnie ręce i powiedział z uśmiechem:
- Gratulacje, Laura.
Przytuliłam go mocno, po czym poszłam w stronę sceny.
Może David wiedział że te zdjęcia to ściema i nie będzie o nie pytał ?
Wzięłam statuetkę, po czym uściskałam Taylor, która pogratulowała mi na ucho.
Po tym podeszłam do Lyncha, który wziął mnie w ramiona i okręcił parę razy, po czym odstawił mnie na ziemię. 
Podeszłam do mikrofonu.
- Dzięki. - krzyknęłam, starając się przekrzyczeć wrzaski tych wszystkich ludzi. - To mega zaszczyt wygrać z takimi cudownymi dziewczynami. - powiedziałam, myśląc TYLKO o Stefanie i Belli. - Steff, Bella, Maia gratuluję, jesteście świetne.
Fani zaczęli bić brawa.
- Dziękuję też mojej siostrze, ze zmusiła mnie do pójścia na casting... I... dziękuję ekipie, producentowi... I wam, fanom ! To dzięki wam tu dziś stoję ! Dzięki, kocha was !
Następnie cofnęłam się, a Taylor pokazała, byśmy ustawili się z Lynchem do wspólnego zdjęcia.
Piosenkarka usunęła się ze sceny, zostawiając nas samych sobie.
Ustawiliśmy się i zaczęliśmy pozować, kiedy fani zaczęli coś po cichu skandować. Coś, co po chwili skandowała cała hala, łącznie z niektórymi gwiazdami.
Krzyczeli: KISS, KISS, KISS.
Do tego co chwilę z którejś strony ktoś wrzeszczał:
- Pocałujcie się.
albo:
- Dawaj Ross !
Po chwili poczułam, jak Lynch całuje mnie w policzek i obejmuje mnie w pasie.
Dałam mu ,,przyjacielskiego szturchańca w żebra",,  najchętniej jednak rozwaliłabym mu głowę o podłogę.
- Weź, spodoba im się. - szepnął, tym razem całując mnie w czoło.
Walnęłam go jeszcze raz, na znak ,,NIE".
Chyba zrozumiał.
Ale fanom to wystarczało - umierali z zachwytu.
Uśmiechnęłam się.
I w tym momencie po z obu stron sceny wynurzyły się armatki.
Zanim to naprawdę nastąpiło, wiedziałam co to oznacza.
Zawsze oglądałam Kids Choice Awards.
A czego nie było na tej gali ?
Zielonej flegmy....

-----------------------------
BUM ! Myślicie, że Laura i Ross wpadną na to kto ich wrobił ? A co zrobią David i Maia ?
PISZCIE W KOMENTARZACH !!!!

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!!!!!!




Rozdział 24 ,,It must be true love"

*Laura*

Piski i wrzaski wypełniły moje uszy, tak, że nawet nie słyszałam, co Lynch do mnie mówi.
Gdy stanęłam na ziemi, a limuzyna odjechała, zaczęłam robić to co zwykle.
Machałam do fanów, którzy robili wszystko bym do nich podeszła.
Podeszłam więc do jakiejś małej dziewczynki, która wyciągnęła w moim kierunku rysunek i flamaster.
Podpisałam go, po czym przeszłam do kolejnych osób, Lynch rozdawał autografy z drugiej strony. 
Byłam w trakcie robienia sobie zdjęcia z jakimś kolesiem, gdy podszedł do mnie Lynch.
- Musimy iść. - szepnął mi do ucha.
Podpisałam się jeszcze na ręce jakiejś dziewczynki, po czym oboje ruszyliśmy w stronę platform i czerwonego dywanu.
Widziałam wiele znajomych twarzy. Z czerwonego dywanu w świetle fleszy schodziła właśnie z wielkim uśmiechem Bella Throne.
Zauważyła nas i uroczo pomachała, po czym poszła w stronę sali.
Ustawiliśmy się z Lynchem i zaczęliśmy uśmiechać się do fotoreporterów.
Co chwilę z którejś strony błyskał flesz - nie wiedziałam już gdzie patrzeć.
Przeszliśmy cały dywan, z uśmiechami, a na końcu złapała nas kobieta w średnim wieku z mikrofonem w ręce.
- Cześć, jestem Anna. Prowadzę relację z gali dla kanału pierwszego, mogę przeprowadzić z wami wywiad ? - zapytała.
- Jasne. - odparł z uśmiechem Lynch, nie zważając na inne gwiazdy, które za nami pozowały do zdjęć.
- Dobrze, jak wam się podoba dzisiejsza gala ? - zapytała, po czym podstawiła mi mikrofon,a jej kamerzysta wymierzył w nas kamerę.
- Jest fantastycznie ! - uśmiechnęłam się. - To cudownie być w takim miejscu.
- Cieszę się. - odparła Anna. - Laura, Ross czujecie presję ? W końcu jesteście nominowani w kategorii najlepszy aktor i najlepsza aktorka.
- To znaczy: cieszymy się bardzo z nominacji i pewnie skłamałbym, gdybym powiedział, że nie chcielibyśmy wygrać, ale... Jeśli to nie my zdobędziemy nagrody, to chyba nie będziemy płakać. - uśmiechnął się Lynch.
- Rozumiem. A jak to jest między wami, jesteście przyjaciółmi, czy może coś więcej ? - zapytała kobieta.
- Przyjaciele. - odparłam szybko.
- Najlepsi. - dodał Lynch.
- Oh, weźcie. Coś się musi między wami dziać po tych wszystkich scenach z serialu...
- Jesteśmy aktorami i staramy się dobrze wykonywać naszą pracę. Ale to też zabawa. - mruknął zniecierpliwiony Lynch.
Chyba tylko to nas łączyło - nienawiść to tego typu plotek.
- Jasne. - mruknęła. - Dzięki za wywiad i powodzenia.
- Dzięki. - odparliśmy niemal równo, po czym poszliśmy w stronę wejścia.
Chwilę potem naszym oczom ukazała się wielka hala ze sceną i mnóstwem ludzi.
- Oh tak ! Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi ! - mruknęłam z udawaną słodyczą do Lyncha.
- Zamknij się, Marano ! - mruknął.
Po chwili dotarliśmy do pierwszych rzędów i naszych miejsc. Lynch poszedł przodem, ja zatrzymałam się przy Stefanie Scott. która siedziała rząd przed nami.
- Hej, Laura. - uśmiechnęła się blondynka.
- Hej, gratuluję nominacji do najlepszej aktorki.
- I wzajemnie. - dodała. - A co u ciebie ?
- Spoko. Mamy teraz przerwę w kręceniu, ale za półtora tygodnia wracamy na plan.
- To podobnie do nas. My skończyliśmy kręcić 3 sezon Nadzdolnych dwa dni temu, ale już za tydzień wracamy do roboty. - mruknęła.
- Współczuję, ale ty chyba to lubisz, nie ?
- I to bardzo. - uśmiechnęła się.
Odwzajemniłam uśmiech.
- Widzimy się potem ? - zapytałam.
- Jasne. - odparła.
Poszłam w kierunku naszych miejsc, mijając znanych z akcji promocyjnych ludzi.
Gdy dotarłam na miejsce, Lynch już tam był i kłócił się o coś z Maią.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz ! - warknął Lynch.
- Daj spokój ! Wszystko widziałam ! - odkrzyknęła Maia.
- Hej. - mruknęłam, wtrącając się w ich rozmowę.
Lynch się odwrócił i spojrzał na mnie niezrozumiale. Maia za to obdarzyła mnie znienawidzonym spojrzeniem.
- Kogo my tu mamy: Laura Marano. - warknęła, po czym minęła Lyncha oraz mnie i ruszyła do rzędu za nami.
- A jej co się stało ? - spytałam, zajmując miejsce 49.
- Powiedziała, że widziała zdjęcia. - mruknął, siadając obok mnie. - I, że wie o nas.
- Proszę ?! - niemalże krzyknęłam.
- Tak mi powiedziała. - odparł. - Pewnie znowu zmyśla, nieważne...

*Ross*

Starałem się zachować spokój, lecz tak naprawdę wyglądało to strasznie... podejrzanie ?
Po parunastu minutach na scenę wszedł Justin Timberlake.
- Nie wiedziałam, że to on prowadzi galę. - mruknęła do mnie Marano.
- Witajcie na tegorocznej gali Kids Choice Awards !!! - zawołał prowadzący.
Odpowiedziały mu wrzaski fanów, którzy stali zaraz przy scenie.
- Na samym początku: proszę powitajcie P!NK ! Z jej cudowną piosenką ,,True Love" ! - zawołał Timberlake, schodząc ze sceny.
W tym samym momencie wjechała na nią platforma, na której stała różowo włosa piosenkarka.
- Witajcie Los Angeles ! - zawołała. - Tą piosenkę dedykujemy parze, która dopiero się ujawniła ! Gratulujemy i życzymy szczęścia ! Laura Marano i Ross Lynch !! To dla was !
Band zaczął grać muzykę, a wokalistka zaczęła śpiewać.
Dopiero, gdy na jednym z telebimów pojawiliśmy się my, z kamery na żywo, a na drugim zdjęcia, zrozumiałem co się stało.
Ktoś zrobił nam zdjęcia w kręgielni ! I uznali, że jesteśmy parą !
O to chodziło Mai. Ktoś popełnił koszmarny błąd i zeswatał mnie z Marano !
- It must be true love ! - śpiewała P!NK.
Zobaczyłem na telebimie moją zdziwioną minę, po czym spojrzałem na Marano.
Była bradziej zszokowana ode mnie.
Ludzie z boku i z tyłu klepali nas po ramionach i plecach, gratulując związku, a my mogliśmy tylko patrzeć, jak następuje jeden z najgorszych momentów w naszych życiach.

------
I jest ! Magiczny numer 24 !
Mam nadzieję, że się podoba ! Raura !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!!!1

niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział 23 ,,Przyjaciółka Lyncha"

*Laura*

Gdy wybiła 18:30, Van zaczęła panikować.
Leżałam sobie spokojnie na kanapie, a ona chodziła w kółko, coś szepcząc.
- Van, możesz przestać ? - zapytałam w końcu.
- Nie. Za godzinę przyjedzie po ciebie limuzyna, a ty nawet nie zaczęłaś się przygotowywać !
- Luz, Ness. Mamy czas.
- Nie. - powiedziała, zmuszając mnie do wstania, ciągnąc mnie za rękę. - Zaczynamy teraz.
Wyciągnęła z szafy pudełko od Monic.
Położyła je między nami na kanapie i powoli zaczęła je otwierać.
- Wow. - szepnęła.
- Jest piękna. - dodałam.

*Ross*

O 19 przyjechała po mnie limuzyna.
- Ross, schodź na dół ! - zawołała Delly.
- Już ! Sekundę ! - odkrzyknąłem.
Musiałem jeszcze raz przejrzeć się w lustrze.
Miałem na sobie ciuchy od Diora (jak pisało na kartce).
- Nieźle. - uśmiechnąłem się do lustra, po czym porywając z biurka telefon, zbiegłem na dół.
Tam czekała na mnie Monic i moje rodzeństwo.
- Wyglądasz genialnie. - uśmiechnęła sie Dell.
- Dzięki, sis. - odparłem.
- Pajac. - mruknął Riker.
Zmierzyłem go wzrokiem.
- Żartuję. - zaśmiał się. - Tylko przynieś nam nagrodę, brat.
- Spróbuję. - uśmiechnąłem się, po czym żegnając się, poszedłem z Monic do limuzyny.
- Andy. - zwróciła się do kierowcy. - Teraz po pannę Marano.
- Tak jest. -odparł mężczyzna, ruszając.
Po dwudziestu minutach byliśmy już na miejscu.
Monic chciała iść, lecz ją powstrzymałem.
- Ja mogę po nią pójść. - zaproponowałem.
Wskazała ruchem ręki, bym szedł. Wysiadłem z limuzyny i podszedłem do drzwi.
Zapukałem.
Chwilę trwało, zanim w drzwiach stanęła Nessa.
- Hej, Ross. - uśmiechnęła się. - Wejdź, Laura zaraz zejdzie.
Wszedłem i stanąłem z Van w holu.
- Fajny strój. - uśmiechnęła się.
- Dzięki. - odparłem.
- Dior ? - zapytała.
Niezła jest w te klocki.
- Tak, skąd wiedziałaś ? - zdziwiłem się.
- Mam oko. - mruknęła.
Po chwili na schodach pojawiła się Marano
Wyglądała naprawdę pięknie.
- Cześć, Lynch. - powiedziała na mój widok.
- Marano. - odparłem.
Brunetka stanęła koło mnie i Vanessy.
Stanęła do niej tyłem i przerzuciła rozpuszczone włosy na ramię.
- Czekaj, ja pójdę po aparat. Ross, mógłbyś ? - Vanessa podała mi naszyjnik i pobiegła do góry.
Laura stanęła do mnie tyłem.
Przyglądnąłem się naszyjnikowi.
Gdzieś już go widziałem...
- To naszyjnik twojej mamy, prawda ? - zapytałem, zapinając go dziewczynie.
Rozpuściła włosy i poprawiła go.
- Tak. - stanęła przodem do mnie.
Nagle poczułem jak coś puszystego dotyka moich nóg.
Spojrzałem w dół i ujrzałem puszystą, rudą kulkę.
Kucnąłem i podniosłem kota w górę.
- Hej Ozi. - uśmiechnąłem się, patrząc kotu prosto w oczy. - Dawno cię nie widziałem.
Marano się zaśmiała.
- No, co ? - zapytałem głaskając kota.
- Nic. To było naprawdę słodkie. - zaśmiała się, biorąc ode mnie kota.
Pogłaskała go, po czym puściła na ziemię, a on od razu usiadł na schodach.
W tym momencie wróciła Vanessa z różowym aparatem Marano:
- No, ustawcie się ! - uśmiechnęła się, przykładając aparat do twarzy.
Stanęliśmy z Marano dość daleko od siebie.
- No, proszę was ! Raz, dla mnie ! Bliżej ! - zawołała Nessa.
Marano stanęła trochę bliżej mnie, wymuszając uśmiech; też się uśmiechnąłem, a Van zrobiła zdjęcie.
- Super ! - zawołała.
- No, to my idziemy. - powiedziała Marano, biorąc z wieszaka w kuchni swoją torebkę
- O której wrócisz ? - zapytała.
- Po północy. - odparła Marano.
- Nawet później. - dodałem.
Marano spojrzała na mnie, dziwiąc się o co mi chodzi. 
- Monic kazała przekazać, że potem organizowany jest bankiet, na który musimy iść. - wyjaśniłem, wkładając ręce do kieszeni.
- Ok. - uśmiechnęła się Van.
- Widzimy się jutro. - Marano uściskała siostrę.

*Laura*

- Baw się dobrze. - powiedziała jeszcze Van, po czym mnie puściła, a ja razem z Lynchem udałam się do białej limuzyny, która czekała przed domem.
Była mega długa i (jak się później okazało) mega nowoczesna.
Lynch otworzył mi drzwi, wpuszczając mnie do środka. 
Usiadłam na przeciw Monic, a Lynch zajął miejsce koło mnie.
- Witam, panno Marano. - uśmiechnęła się Monic. - Sukienka się podoba ?
- Jasne, jest genialna. - odparłam zgodnie z prawdą.
- Cudnie. A torebka ? - dopytywała Monic.
- Też fajna.
- Louis Vuitton. - powiedziała. - Tak na wszelki wypadek.
- Jasne. - mruknęłam.
- Chcecie się napić ? - spytała po chwili, otwierając barek.
- Ja dziękuję. - odparłam.
- A ja się napiję. - uśmiechnął się Lynch.
Monic wyjęła dwa kieliszki i nalała do nich czerwonego napoju, po czym podała go Lynchowi.
- Za galę. - Monic podniosła kieliszek.
- Za galę. - zaśmiał się Lynch, upijając łyk.
Po pół godzinie drogi byliśmy na miejscu.
Poznałam po wrzaskach, piskach i błyskach wleszy, które dobiegały do nas z każdej strony.
- Powodzenia. - szepnęła Monic, a drzwiczki limuzyny otwarły się.
Pierwszy wyszedł Lynch, a po paru uśmiechach do fanów i reporterów, podał mi rękę i pomógł wysiąść z limuzyny.
Pierwsze co mnie uderzyło to ilość ludzi, po dwóch stronach czerwonego dywanu, którzy nie zważając na oddzielające ich barierki, starali się być jak najbliżej nas.
Lynch uśmiechnął się, zachęcając mnie, byśmy poszli na czerwony dywan.
Otrząsnęłam się z szoku, który zawsze towarzyszył mi na początku i odwzajemniłam uśmiech - czas zacząć grać przyjaciółkę Lyncha.

-----------------
Zaczęło się.!
I obiecuję wam: ta gala będzie początkiem czegoś wielkiego !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!!!!!!!

Rozdział 22 ,, Grand Olympic Auditorium"

*Laura*

Przytuliłam go ?! FUUUU !
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam ! - wyrzuciłam z siebie. - Nie chciałam ! W życiu bym cię nie przytuliła ! To dlatego, że zbiłam wszystkie ! I wiesz...
- Jasne, nie ma sprawy ! - przerwał mi. - Nic sie nie stało.
- Sorry. - mruknęłam.
- Udawajmy, ze nic się nie stało. - zaproponował.
- Tak, to dobry pomysł, Lynch.
W tej chwili wróciła Van i Dell.
- To co... - Dell spojrzała na tablicę wyników. - Laura zbiłaś wszystkie kręgle !
- Tak. - mruknęłam.
- To super. - uśmiechnęła się Nessa. - Mam chipsy, możemy kontynuować...
- Nie. - przerwałam jej. - Ja lepiej pojadę do domu.
- Co ? Ale czemu ? - zapytała Nessa.
- Kiepsko się czuję... Dell odwieziecie mi potem Van do domu ? - zapytałam.
Musiałam stamtąd pójść. Nie wytrzymałabym w towarzystwie Lyncha z myślą, że go... bleee... przytuliłam.
- Jasne, Lau. - odparła Rydel.
- Dzięki. Widzimy się w domu, Van. Narka, Delly... Do jutra, Lynch. - powiedziałam i zbierając moją torebkę podeszłam do lady, gdzie oddałam buty.
I poszłąm do samochodu, po czym pojechałam do domu.
Brawo, Laura ! Wykazałaś się ! - zganiłam się.

*Ross*

I Marano sobie poszła. W sumie, powinienem się cieszyć, że nie muszę spędzać czasu w jej towarzystwie, ale... To, że mnie przytulił, to dowód, że aż tak mnie nie nienawidzi. To dobrze, nie ? Może dzięki temu będzie nam się lepiej pracowało na planie ?
Ale muszę przyznać, że to było nawet miłe, gdy mnie przytuliła. Znów poczułem ten boski zapach szamponu i jej perfum.
- Ross, czy coś się stało, kiedy nas nie było ? - zapytała Nessa.
- Nie, no jasne, że nie. Nie wiem, co jej się stało. - wzruszyłem ramionami.
- Dziwne. - odparła starsza Marano. - Moja siostra zazwyczaj się tak nie zachowuje...
Znów wzruszyłem ramionami.
- Dobra, grajmy. Jest siedemnasta, a na osiemnastą umówiłem się z Maią. - powiedziałem.

*Nessa*

- Już siedemnasta ?! - prawie krzyknęłam.
Chłopkak kiwnął głową.
Kurdę, już godzinę temu powinnam wysłać zdjęcia producentowi A&A.
- Rzucaj Van. - powiedział Ross, wskazując na kręgle.
- Yyy... Delly możesz zacząć ? Ja muszę jeszcze coś wysłać.
- Jasne, Ness. Nie ma sprawy. - Delly zrozumiała o co mi chodzi i chwyciła za kulę.
Ja w tym czasie usiadłam na kanapie i wybrałam numer producenta A&A.
Szybko zmieniłam na MMS i wybrałam 6 zrobionych przeze mnie zdjęć.
,,Zmiana planów. Proszę wrzucić zdjęcia jutro, przed galą. Nessa."  - dopisałam.
Chwilę trwało, zanim wcisnęłam wyślij.
Po paru sekundach otrzymałam odpowiedź:
,, Zdjęcia świetne. Nie wiem jak ich do tego zmusiłyście :) Ok, jutro przed galą. "
Dell zbiła 6 kręgli.
Odłożyłam telefon na stolik.
- Świetnie ! - zawołałam, przybijając jej piątkę. - Wysłałam. - szepnęłam jej jeszcze do ucha, gdy ona siadała, a ja wstałam.
Wzięłam kulę i zaczęliśmy prawdziwą zabawę.

*Laura*

Od pół godziny leżałam na kanapie i oglądałam telewizję, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.
Zatrzymałam film, który aktualnie oglądałam i zwlokłam się z kanapy.
Podeszłam do drzwi i je otworzyłam.
Przede mną stanęła jakaś kobieta w garniturze, w średnim wieku.
- Dzień dobry, panno Marano. - uśmiechnęła się kobieta.
- Dzień dobry. - powiedziałam, próbując sobie przypomnieć, czy skądś ją znam. Nie, nie znam.
- Jestem Monic Stone, pracuję dla Disneya.
Tak, możliwe, że już ją kiedyś widziałam.
- Tak, proszę wejść. - zaproponowałam.
- Dziękuję bardzo. - odparła kobieta, wchodząc do środka.
Zamknęłam za nią drzwi, po czym wskazałam, by poszła do salonu.
Usiadła na jednym z foteli, ja na przeciw niej na kanapie.
- Pewnie dziwi się pani, po co tu przyszłam. - zaczęłam.
Pani ? Jak ja nienawidzę tego oficjalnego tonu.
- Nie... To znaczy, może odrobinkę. - mruknęłam.
- Tak też myślałam. Kierownicy Disneya przysłali mnie tu, bym powiedziała pani o jutrzejszej gali.
Gala... No faktycznie.
- Rozumiem. - uśmiechnęłam się.
- A więc limuzyna przyjedzie po panią o godzinie 19:30, o 20:00 dotrzecie na miejsce gali, która odbędzie się na Grand Olympic Auditorium, po raz pierwszy od wielu lat, tutaj w LA. Tam przez następne pół godziny będziecie mili za zadanie prezentować się na czerwonym dywanie, rozdawać autografy i udzielać wywiadów.
- Jasne, jak zawsze. - odparłam.
Później przeniesiecie się na salę, gdzie będą rozdawane nagrody. - dodała. - Reszta jest już chyba wiadoma. Po ceremonii znów nastąpią zdjęcia na czerwonym dywanie, po czym wsiądziecie do limuzyny i około północy będziecie w domach.
- Wszystko jasne.
- To dobrze. A i jeszcze jedno: w środę macie umówione spotkanie z fanami na godzinę 12 w centrum, a o godzinie 15 jedziemy na wywiad do radia.
- Ok.
- Cudownie. - kobieta sięgnęła do wielkiej torby, którą ze sobą przyniosła. 
Wyjęła z niego wielki pudło (jakieś 0,5 na 1 metra) w kolorze kasztanu.
- Co to ? - zapytałam.
- To strój na jutrzejszą galę. - podała mi pudełko.
Od razu chciałam je otworzyć, lecz powstrzymała mnie ruchem ręki.
- Dopiero jutro. Gdyby na gali pytali cię o sukienkę, wszystkie informacje są w środku. - po tych słowach wstała.
- Jasne.
- Wszystko jasne ?
- Tak. - również wstałam, podając jej rękę.
- Cudownie, teraz jedziemy do pana Lyncha, by przekazać mu wszystkie informację. - uśmiechnęła się kobieta, idąc w stronę drzwi. - Do widzenia.
- Do widzenia. - odparłam, otwierając jej drzwi.
Kobieta skinęła głową i wyszła.
Wróciłam do salonu i kontynuowałam oglądanie filmu, co chwilę zerkając na pudło.
Ale mnie korciło by je otworzyć...

--------------------

I jest ! W następnym rozdziale - GALA !!!
Oj, będzie się działo !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 21 ,,Jej !"

*Laura*

Przetarłam oczy. Było już totalnie jasno.
Spojrzałam na telefon. Poniedziałek godzina 13:43. Ale długo spałam...
Opadłam na poduszki i leżałam jeszcze przez parę minut, zanim postanowiłam się ubrać.
Długo myślałam, co na siebie włożyć, lecz po chwili postawiłam na TEN ZESTAW.
Po 20 minutach zeszłam na dół.
Na kanapie spał Lynch, ale nikogo więcej w domu nie było.
Na blacie w kuchni była kartka od Van.
,,Pojechałam odwieść Rydel i resztę. Zostawili Rossowi kluczyki do samochodu na wieszaku w przedpokoju. Spotkajmy się o 15 w centrum. Ty i ja. Małe zakupy. Kocham cię, Nessa."
Nieźle. Ostatnio widziałam super bluzkę w galerii, a teraz będę mogła ją kupić !
- Marano ? - usłyszałam za sobą.
Odwróciłam się i zobaczyłam, jak Lynch podnosi się z kanapy i ziewa.
- Czego ?
- Która godzina ?
- 14. Nessa odwiozła twoje rodzeństwo do domu. Zostawili ci kluczyki do samochodu w hollu.
- Super. - mruknął, przeczesując rękami włosy.
- Tak.
- Jest jakieś śniadanie ?
- Jak sobie zrobisz ? - odparłam, krzyżując ręce na piersi.
- Obejdę się bez niego. - powiedział, zbierając się swoje rzeczy.
- Jak chcesz.
- Dzięki za imprezę i nocleg. - dodał, podchodząc do drzwi. 
Był niezwykle miły. Co było dość dziwne....
- Nie ma sprawy.
Chłopak otworzył drzwi.
- To ten tego... Do jutra.
- Co ? - zdziwiłam się.
- No, jutro jest gala, zapomniałaś ? - zapytał.
- Ach, to. Nie, pamiętam. Do jutra.
- Pa.
Chłopak wyszedł, a ja zamknęłam za nim drzwi.

*Ross*

Jak tylko przyjechałem do domu, dowiedziałem się, że o 16 R5 ma przesłuchanie w jakimś głupim studiu, i, że jeśli jakimś ważnym ludziom spodoba się nasz występ, to za parę tygodni może wyjedziemy w trasę. Kompletne szaleństwo.
- To co im zaśpiewamy ? - zapytał Ell, waląc pałeczkami od perkusji w co popadnie.
- Nie wiem. - mruknęła Rydel, przeglądają nasze piosenki.
- Może... One Last Dance ? - zaproponował Riker.
- Nie... - mruknąłem. - To musi być coś wybuchowego !
- To może... Loud ? - zapytał Rocky.
Popatrzyliśmy po sobie.
Na naszych twarzach powoli pojawiały się uśmiechy; kiwaliśmy głowami.
- Tak, to dobry pomysł. - powiedziała Ryd.
- Wohoo ! - zawołał Riker. - Mamy to ! Świecie nadchodzimy !
Następnie przez godzinę ćwiczyliśmy, a o 15:30 wyjechaliśmy.
Do studia dotarliśmy minuty przed 16.
Okazało się, że czeka na nas gruby facet i jakaś blondynka
- R5 ! - zawołał mężczyzna z uśmiechem. - Cieszę się, że przyszliście !
- Dzień dobry, panie Anderson. - Ryd podała mu rękę. - Dziękujemy, że chce nam pan dać szanse.
- Nie ma sprawy. To moja córka, Gemma. - mężczyzna wskazał na dziewczynę.
- Miło mi. - uśmiechnęła się jasno włosa. - Jestem waszą wielką fanką !
Każdy z nas po kolei podał jej rękę.
Po krótkiej rozmowie pan Anderson zaprosił nas do studia.
- Gotowi? - zapytał.
- Tak jest. - odparł Ell, wyciągając z tylnej kieszeni spodni pałeczki.
- Zaczynajcie !
- Raz, dwa, trzy, cztery... - wyliczał Ell, po czym zaczął grać. Dołączyła do niego Rydel, Riker, Rocky, a później i ja.
- Looking for the one tonight
But I can't see you
Cause I'm blinded by all the lights, ooh
And I can never get it right
I need a breakthrough
Why are you so hard to find? Ooh - zacząłem.

Skończyliśmy, a Anderson zaczął bić brawo, po czym razem z córką wszedł do środka studia.
- Byliście genialni ! - zawołał.
- Dzięki. - powiedział Rocky, odkładając gitarę.
- Rzadko to komuś mówię, ale naprawdę było cudownie ! Wiem, że macie płytę i teledyski, ale pozwólcie, e to My Sond Music Studio będzie organizatorem waszej trasy !
- Tak ! - przybiliśmy sobie z chłopakowi piątki.
- Cudownie. Odezwę się do was w przeciągu tygodnia, ale możecie być pewni, że już za parę tygodni będziecie w trasie. Wchodzicie w to ?!
- Jasne.
Ja, Rocky, Rik i Ell wyszliśmy przed studio, a Ryd coś tam jeszcze załatwiała.
Gdy wyszła zaproponowała, byśmy poszli do centrum.

*Rydel*

Zaproponowałam chłopakom wypad do galerii, by zrealizować plan mój i Nessy.
Rik, Rocky i Ell o wszystkim wiedzieli, wiec od razu powiedzieli, że mają inne plany; Ross się zgodził.
Tak więc odwieźliśmy ich do domu, po czym razem z Rossem udaliśmy się do galerii, gdzie od godziny były już Van i Lau.

*Laura*

- Dzięki, Van. To był mega wypad ! - zaśmiałam się, gdy szłyśy w stronę wyjścia.
- To może jeszcze chodźmy na kręgle, co siostra ?
- Ok. - szybko się zgodziłam. - Tylko zaniosę torby do samochodu.
- Ok, weź też moje. - Van podała mi swoje pakunki. - Pójdę zając nam tor.
- Ok, będę za chwilę. - Van poszła do kręgielni, a ja pobiegłam na parking, by zanieść torby.

*Van*

Gdy doszłam do kręgielni, zauważyłam Rydel i Rossa, którzy kręcili się po sklepie obok.
Tak, zgodnie z planem.
- Rydel ? - podbiegłam do nich, udając zdziwioną.
- Van ? Hej, co ty tu robisz ? - zapytała mnie Delly.
- A tak wybrałyśmy się z Lau na małe zakupy. A ty i Ross co tu robimy ?
- Dell wyciągnęła mnie do galerii, żeby uczcić przesłuchanie. - odparł Ross.
- Przesłuchanie ? Musisz mi wszystko opowiedzieć, Delly ! - uśmiechnęłam się. - Może chcecie iść ze mną i moją siostrą na kręgle ?
- Jasne, bardzo chętnie. - uśmiechnęła się blondynka. - Co ty na to, Ross ?
- Marano chyba nie za bardzo się to spodoba... - mruknął.
- A odkąd to cię tak interesuje co moja siostra pomyśli, huh ? - zapytałam.
- Masz rację.Chodźmy. - powiedział Ross.
Po 10 minutach byliśmy już na torze. Ja i Rydel wzięłyśmy buty, Ross na chwilę poszedł by kupić nam coś do picia.
- Nieźle nam poszło, co ? - uśmiechnęła się Ryd, zakładając buty do kręgli.
- Nieźle ? Genialnie. Oboje niczego się nie spodziewają. - przybiłam jej piątkę.
- Idzie Laura. - szepnęła do mnie Delly.
- Lau, tutaj ! - zawołałam.
Moja siostra do nasz podeszła.
- Hej, Delly. - uściskała się z blond dziewczyną. - Co ty tu robisz ?
- Będę grać z wami w kręgle. - uśmiechnęła się. - Nie masz nic przeciwko ?
- Jasne, że nie. - zaśmiała się Laura. - Tylko się zdziwiłam.
- Wpadłam na nią i zaproponowałam jej kręgle. - wyjaśniłam.
- Super, będzie nas trójka. - uśmiechnęła się Lau.
- Właściwie to czwórka. - sprostowałam, wskazując na Rossa, który szedł w naszą stronę.
Laura się odwróciła, a z jej twarzy zniknął uśmiech.

*Laura*

Serio ? Ten palant też tu jest ?
- Hej, Marano.
- Lynch. Widzę, że na ciebie także wpadła moja siostra. - powiedziałam sucho.
- Tak. - mruknął. - Idziesz po buty ? Tor numer 10 jest nasz.
- To my już tam pójdziemy, a wy idźcie po buty. - powiedziała Nessa i poszła w stronę toru z numerem 10.
- Tylko się nie pozabijajcie. - dodała z uśmiechem Rydel i podążyła za moją siostrą.
- Jaki numer ? - spytał chłopak za ladą. Blondyn, mniej więcej w naszym wieku.
- 37, proszę. - uśmiechnęłam się do niego.
- Już podaję. - odparł z uśmiechem, unosząc brwi.
Zniknął na chwilę na zapleczu, a po chwili wrócił z czarno-białymi butami dla mnie.
- Buty, rozmiar 37, dla pięknej pani. - uśmiechnął się chłopak.
- Dzięki wielkie. - wzięłam buty i posłałam mu uśmiech.
- Proszę. - zapytał chłopak Lyncha.
- Rozmiar 40.
Chłopak podał mu buty i przeszedł do kolejnej osoby.
Lynch siadł obok mnie na białej kanapie i zaczął zakładać buty. 
- Weź tak nie romansuj, bo...
- Bo co: zazdrosny jesteś, Lynch ? - przerwałam mu, nawet na niego nie patrząc; zajęłam się wiązaniem drugiego buta.
Chłopak uśmiechnął się:
- Chciałabyś.
- O niczym innym nie marzę. - zaśmiałam się.

*Delly*

- Teraz Van. - poleciłam, gdy zobaczyłam, że i Ross i Laura się uśmiechają (wprawdzie Lau patrzyła na swoje buty, ale mój brat na nią, więc to już coś).
Nessa szybko zrobiła zdjęcie, po czym mi je pokazała.
- Nieźle. - uśmiechnęłam się. - Wyglądają jakby byli na randce.
- I o to chodzi. - uśmięchnęła się.

*Ross*

Podeszliśmy do dziewczyn i zaczęliśmy grę.
Van zbiła 6.
Następnie Delly 8.
Po niej ja zbiłem 9, więc byłem na prowadzeniu.
Później przyszła kolej na Marano. Myślałem, że mnie pobije, zbijając 10, ale okazało się, ze biedaczka nie umie w ogóle grać. Dwa razy jej kula potoczyła się do rynien.
Zaśmiałem się.
- Bawi cię to, Lynch ? - zapytała.
Pewnie chciała, by to zabrzmiało groźnie, ale zwyczajnie było jej przykro.
- Nie. - odparłem. - Daj, pokarzę ci jak grać.
Delly coś szepnęła d0 Van.
- Pójdę po coś do jedzenia. - powiedziała Van. - Zaraz wracam.
- A ja skoczę do toalety. - dodała Delly.
Po czym obie zniknęły.
- Dobra, ustaw się. - poleciłem.
Marano stanęła z niebieską kulą w rękach.
Podszedłem do niej od tyłu i chwyciłem jej ręką kulę.
Dziewczyna odskoczyła.
- Chcesz się nauczyć, czy nie ? - zapytałem, napotykając jej zaniepokojony wzrok.
Westchnęła i znów stanęła.
Znów ją złapałem, lecz tym razem nie protestowała.
Drugą ręką chwyciłem ją w tali i pokazałem by dała lewą nogę w przód.
- Dobra, a teraz damy rękę do tyłu. - wyszeptałem prosto w jej ucho.
Po jej skórze przeszedł lekki dreszcz.
Ręka z kulą powędrowała w tył.
- Lekki zamach i wypuszczasz. Musi lecieć prosto. - dodałem.
Wzięła zamach i wypuściła kulę.
Puściłem jej rękę i popatrzyłem na kulę, tak jak Marano.
Kula toczyła się środkiem, po czym dotarła do kręgli i zbiła... wszystkie !
- Jej ! - pisnęła uradowana Marano.
Następnie odwróciła się i mocno mnie przytuliła. 
Czułem się mega dziwnie, więc tylko stałem.
Po chwili uświadomiła sobie co zrobiła, bo powoli mnie puściła, stając parę centymetrów ode mnie.
W jej oczach malowało się przerażanie i strach.

*Van*

Schowałyśmy się w sztucznych krzakach, które stały po lewej stronie toru.
Ross uczył moją siostrę grać, więc to wykorzystałam i robiłam parę zdjęć.
Nagle Lau puściła kulę, która zbiła wszystkie kręgle ! Byłam mega zszokowana, więc ledwo zdążyłam zrobić zdjęcie, jak Laura Z WŁASNEJ WOLI przytuliła Ross.
Popatrzyłam na Dell.
- Ona go przytuliła. - szepnęłam.
- Wiem, lepiej do nich chodźmy. - odparła, wstając.
- Stój. - zatrzymałam ją. - Chcę zobaczyć, jak mu to wyjaśni.

------------------
A więc jest: RAURA !!!!
No nie do końca, ale jest lepiej. Vanessa i Rydel mają swoje zdjęcia, więc pora wcielić ich plan w życie ! Jak myślicie kiedy to się wyda ? I jakie będzie to miało konsekwencje ? Czy plan zadziała i Laura i Ross będą razem ? Jak myślicie ? Piszcie !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!!




Rozdział 20 ,,Co za debil"

*Alexis*

Ten cały Rocky, o którym mówiła mi Laura był naprawdę słodki. Zaraz po moim przyjściu podszedł do mnie i zaczęliśmy rozmawiać - okazało się, że mamy naprawdę dużo wspólnego. Oboje lubimy te same sporty, jedzenie. Po parunastu minutach w basenie, przenieśliśmy się do ogrodu, moje sąsiadki rozłożyły mnóstwo koców i leżaków, gdzie spokojnie kontynuowaliśmy z Rockym rozmowy.

*Laura*

Po przyjściu Alex, ,,oddałam" ją w ręce Rockiego. Miałam nosa, żeby ich zeswatać.
No, to teraz mogłam wskoczyć do basenu.
Ponieważ moja siostra i większość klanu Lynch przeniosła się do ogrodu, mogłam się spokojnie zrelaksować.
Zdjęłam ręcznik, spięłam włosy i usiadłam na brzegu basenu, mocząc nogi.
Ponieważ słońce zaczęło powoli zachodzić, postanowiłam szybko wejść - zanim zrobi się kompletnie zimno.
Zanurkowałam i wstrzymałam oddech na paręnaście sekund.
Lubiłam tak robić, gdy miałam ważny problem i musiałam się z nim jakoś uporać.
Tym razem moim problemem był David.
Z jednej strony zawsze mi się podobał, lecz z drugiej - coś czułam, że nie wyszło by nam.
Może Lynch miał rację, że nie powinnam się z nim spotykać ?
A może to ja oszalałam, żeby słuchać Lyncha ?
Wynurzyłam się i jakże się zdziwiłam.
Na brzegu, w samych kąpielówkach stał Lynch.
- Ładnie ci w różowym. - pochwaliłam jego kąpielówki.
- Hahaha. Śmieszne, Marano. - mruknął.
- No wiem.
Podpłynęłam do murku.
- Masz zamiar tak stać, czy jednak popływasz ? - zapytałam.
- Miałem zamiar popływać, ale zobaczyłem, że ty tu jesteś. - odparł.
- Nie no, ja już wychodzę. - powiedziałam, wciągając się na murek.
Następnie założyłam klapki i owinęłam się ręcznikiem.
- Zimna ? - zapytał, nachylając się nad taflą wody.
- Sam sprawdź. - odparłam, delikatnie popychając go.
Chłopak w jednej chwili stracił równowagę i wpadł do wody.
Po chwili się z niej wynurzył i otarł ręką mokre włosy.
- Mam D'ej'a Vu. - mruknął.
- Ta, ja też. - prychnęłam.
Następnie zaczęłam kierować się na taras, by wejść do domu i się przebrać, lecz zatrzymał mnie głos Lyncha:
- David pewnie by się wkurzył, gdybyś go tak pchnęła do basenu.
- Co mi tym chcesz powiedzieć ?
- Że ja jestem od niego lepszy. - mruknął, robiąc fikołka w wodzie.
Zaśmiałam się.
- I może, że powinnam się z tobą umówić, co Lynch ?
- Nie wybiegaj tak daleko w przyszłość, Marano. - odparł.
- Oj, Lynch. Ty się chyba nigdy nie nauczysz ! Nie lubię cię, ok ? - zapytałam. - Myślałam, że ty mnie też.
- Ja ? Ja cię nienawidzę..
- Ja cię nienawidzę bardziej. - odparłam z udawaną słodyczą w głosie.
Następnie udałam się do domu, gdzie się szybko ubrałam.
Gdy wróciłam do ogrodu, Riker z Rossem zajęli się rozpalaniem ogniska.
Gdy to już zrobili, zaczęliśmy rozmawiać, smażyć kiełbaski (Bóg wie skąd wzięły się w lodówce).

*Ross*

Zanim się obejrzeliśmy dochodziła już 3 w nocy.
Zaczęliśmy się zbierać.
- Ej, a może po prostu zostańcie na noc ? Mamy pokoje gościnne i w ogóle, po co macie jechać po nocy ? - zaproponowała Nessa, pomagając mojemu najstarszemu bratu gasić ognisko.
Rydel na początku się opierała, że nie chcemy robić kłopotu, lecz już po chwili razem z Rikerem i Rockym podążała do pokoju gościnnego na drugim piętrze.
Alexis dostała miejsce na rozkładanej kanapie w pokoju Van, mimo iż jej dom był pięć minut drogi stąd.
Po paru minutach w kuchni zostałem tylko ja i Marano, która zmywała po imprezie.
- To ten tego... - zacząłem.
- Jak chcesz to możesz iść się położyć u mnie w pokoju, ja się prześpię na kanapie. - zaproponowała, nie darząc mnie nawet spojrzeniem.
- Nie. Ja się tu położę, a ty idź do siebie, Marano. - mruknąłem.
- Jak chcesz. - odparła, wycierając ręce w ścierkę. - Narka, Lynch. - i gasząc światło, wyszła do góry.
Wyciągnąłem z pod kanapy kołdrę i poduszkę i położyłem się spać.
Przez pewien dłuższy czas panowała cisz, jak w grobie. Serio.
Dopiero po chwili.tą nieskazitelną ciszę, przerwał cichy głos:
I've been wishing for something missing
To fill this empty space
To show the person behind the curtain
So you'll understand
Who I really am
Od razu rozpoznałem i głos i piosenkę. 
Marano, śpiewała piosenkę z A&A - The me that you don't see.
Wstałem najciszej jak mogłem i cicho podążyłem na górne piętro.
Drzwi do pokoju Marano były uchylone, więc stanąłem przy nich i nasłuchiwałem.
Nachyliłem się jeszcze odrobinę. Ale to był błąd.
Upadłem, a jej drzwi się otworzyły.
- Lynch ! - krzyknęła najciszej jak umiała, by nie obudzić reszty.
Odłożyła gitarę i podeszła do drzwi.
Wstałem.
- Naprawdę nie masz nic lepszego do roboty ? - warknęła.
- A ty ? - odparłem.
- Ja ? Nie mogę spać, więc ćwiczę. Jeśli ci to przeszkadza, to przestanę, ale idź już sobie !
- Idę, nie mam zamiaru na ciebie dłużej patrzeć.
- I wzajemnie, Lynch !
Odchrząknąłem.

*Laura*

Nagle nie wiem czemu, ale jego głos złagodniał.
- To... dobranoc. - powiedział, lekko speszony.
- Dobranoc. - odparłam, a gdy zaczął schodzić na dół, zamknęłam drzwi,.
Co za debil. Jak ja go... nie lubię.
Co dziwne. Zawsze go nienawidziłam, a teraz go nie lubię. Jest jakaś zmiana.

-----------------------------

A więc jest. Numer 20. Dla mnie jest średni, ale to tylko dlatego, że prawdziwą bombę zostawiłam na dwa następne rozdziały. Obiecuję, następne będą ciekawsze. PROMISE !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!