czwartek, 22 maja 2014

Rozdział 16 ,,Jest taka słodka".

*Vanessa*

- Zacznę od tego, że zauważył pan, zapewne, że Ross i moja młodsza siostra poza planem... Nie dażą się sympatią, może tak to ujmę...
- Oh, to chyba oczywiste. W ostatnim kręconym przez nas odcinku, Austin i Ally, to jest Ross i Laura mieli się pocałować. Laura, delikatnie rzecz ujmując... sprzeciwiła się temu. Gdy Ross zbliżył się, by ją pocałować, Laura.... No, cóż... Zobacz sama. - obrócił w moją stronę ekran komputera.
Laura stała z Rossem, a on coś do niej mówił, lecz dopiero gdy reżyser włączył dźwięk, zrozumiałam, że to scena z serialu.
- Dlaczego Austin ? - mówiła Ally. - Przecież wiesz, że jesteśmy przyjaciółmi.
- No właśnie. - zaczął Austin. - Właśnie w tym problem, Ally. Ja nie chcę być twoim przyjacielem.
Po tych słowach blondyn nachylił się nad Ally.
Wstrzymałam oddech. Co zrobiła moja siostra ? Odwróciła twarz ? Odsunęła się ? Nie to nie w jej stylu. Ona jest bardziej....
W tym momencie Ally (Laura) z rozmachem walnęła Austina (a raczej Rossa) w twarz.
.... brutalna.
Chłopak zatoczył się, po czym uniósł głowę w górę, trzymając się za nos. Krwawił mu.
- Debilko. - charczał. - Mogłaś mnie zabić.
- Uspokój się, Lynch. Nie bądź baba. Gdybym chciała cię zabić, już dawno bym to zrobiła. - po tych słowach zwróciła się w stronę kamery:
- Wybacz, reżyserze. Nie jestem w stanie go pocałować. - po czym zeszła z planu.
Reżyser zaczął odwracać komputer, a ja zobaczyłam jeszcze, jak medycy podeszli do Rossa i zaczęli ścierać mu krew z twarzy.
- Sam pan widzi.
- Vanessa, nie będę kłamał: nadal nie wiem, po co tu przyszłaś. - rzekł zmęczony reżyser.
- Już wyjaśniam. A co gdyby tak na potrzeby promocji serialu.....
- Jeżeli myślisz, o złączeniu Laury i Rossa, to nie ma mowy. Już im to proponowałem. - przerwał mi, wzdychając.
Kurna.
- Jest pan także przyjacielem, reżysera Tenn Beach Movie, no nie ?
- Tak,Vanessa. A czemu pytasz ?
- Maia i Ross chodzą ze sobą. - zaczęłam.
- Maia Mitchell ?
- Tak. A co gdyby tak puścić plotkę, że Laura od dawna podkochuje się w Rossie, tylko, że nie chce mu tego wyznać, bo boi się jego reakcji, poza tym on ma dziewczynę ?
- Co z tego będziemy mieć ?
- Po pierwsze: dzieciaki będą się łączyć w grupy: Raura i Raia. Będą o was mówić. A po drugie: później tak pan zmanipuluje Rossem i Laurą, że ci się zejdą, a to gwarantuje panu WIELKI ROZGŁOS. Co pan na to ?
Reżyser uniósł pytająco brew:
- Dlaczego tak ci na tym zależy, Vanesso ? - zapytał.
- To chyba oczywiste. Laurę i Rossa coś do siebie ciągnie. A ja chcę im tylko pomóc, więc co ? Umowa stoi ? - wyciągnęłam ponad stołem rękę, by dogadać się z reżyserem.
Ten bez wahania ją potrząsnął.
- Doskonale. - uśmiechnęłam się. - Jutro, równo o 17 anonimowo wpuści pan tą informację do sieci, a na dowód doda pan nagranie, które wyślę panu jutro o 16, dobrze ?
- Dobrze wykąbinowane, Vanesso. Zgoda.
Uśmiechnęłam się, po czym  podeszłam do drzwi.
- Jutro punkt 17. - przypomniałam, po czym wyszłam.
Gdy dochodziłam do samochodu, zobaczyłam samochód Rossa, który parkował paręnaście metrów za mną.
Po chwili wysiadła z niego moja mała siostra, z wściekłością patrząc na Rossa.
Poczułam lekkie poczucie winy, wiedząc, że ją oszukuję... Ale... Skoro ma być szczęśliwa ?
Zaraz po zajęciu miejsca w samochodzie, wykręciłam numer Delly:
*Rozmowa telefoniczna*
- Halo ? To ty Van ?
- Tak, nie uwierzysz co się stało !
- Nie wiem.
- REŻYSER SIĘ ZGODZIŁ !
- Żartujesz ?! - pisnęła.
- Nie. Już za parę tygodni Laura i Ross będą razem.
- Cudownie ! Tylko, że... Gadałam z Laurą. Ona nic do niego nie czuje.
- Tak jej się tylko zdaje. - zaśmiałam się. - Jutro o 16, wyciągnij Rossa na kręgle. Ja wezmę Laurę i nakręcimy film jako dowód.
- Ok, do jutra Van.
- Pa, Delly.
Z radością wrzuciłam telefon do torebki.
Uda się. Musi się udać.

*Ross*

Marano weszła pierwsza do gabinetu producenta (tylko dlatego, że się wepchnęła !), a ja za nią.
Producent wstał.
- Laura ! Ross ! Miło mi was widzieć ! - zawołał, unoszę wysoko ręce. - A gdzie Raini i....
- Oboje wyjechali. - wytłumaczyła Marano, zajmując miejsce pod oknem.
- Calum zaraz po zakończeniu zdjęć, a Raini dziś rano. - dodałem, siadając obok niej.
- Wielka szkoda. - wzdychnął producent. - Cóż, tak więc to wy pójdziecie na galę w ten wtorek.
- Co ? - oburzyła się Marano. - Jaką znowu galę ?
- Kids Choice Awards. - wytłumaczył.
- Ale... Ona jest zazwyczaj na wiosnę. - mruknęła niezadowolona Marano.
- Tak, ale w tym roku postanowili zrobić ją wcześniej. Czyli w ten wtorek, 28 listopada.
- Cholera. - skrzywiła się Marano.
- Przykro mi, ale może to cię pocieszy. - podsunął Marano jakąś kartkę.
Zrezygnowana Marano nawet na nią nie spojrzała, tylko od razu podała ją mi.
Popatrzyłem na kartkę. Okazało się, że to lista nominowanych we wszystkich kategoriach.
Wyszukałem nazwisko Marano.
Była nominowana w kategorii najlepsza aktorka.
- Gratulację Marano. - zaśmiałem się.
Dziewczyna spojrzała na mnie wilkiem, po czym wyrwała mi kartkę.
Rozszerzyły jej się oczy, po czym warknęła:
- I wzajemnie. Najlepszy aktor ! Też coś !
Nie zważyłem na jej słowa !
ZOSTAŁEM NOMINOWANY !
Moja radość nie trwała długo. Okazało się, że poza mną, Adamem Sandlerem i Jakiem Shortem do tej kategorii nominowany jest także... David.
To już wiadomo komu kibicować będzie Marano...
- A więc... - podjął producent. - Limuzyna podjedzie po ciebie, Ross o 19, a po ciebie, Laura o 19:30. Gala zaczyna się o 20:30. Stroje zostaną wam przysłane w poniedziałek.
Marano oparła głowę o fotel, w geście rezygnacji.
- Nadal mam udawać, że lubię tego debila ? - zapytała, wskazując na mnie.
- Laura. Ciesz się, że nie musisz udawać, że go kochasz. - rzekł tajemniczo producent.
Czy on przypadkiem czegoś nie knuje ? Nie miałem okazji nad tym pomyśleć, bo Marano syknęła:
- Dzięki Bogu ! Nie mogła bym udawać, że cię kocham, Lynch !
- Może nie musiałabyś udawać ! - odgryzłem się.
- A co ? Myślisz, że cię kocham Lynch ? Po moim trupie !
- Po twoim trupie ? - zakpiłem. - Bardzo chętnie !
Pewnie zaczęlibyśmy się nieźle kłócić, gdyby producent nie uciął:
- To tyle. Dziękuję. - po czym wskazał, byśmy wyszli.
Wściekła Marano obdarzyła mnie złym spojrzeniem, po czym wzięła (a raczej porwała) torebkę z oparcia fotela i wyszła.
Taaaak. Jest taka słodka - sarkazm.

------

Po wielu bojach, ale jest ! Mam pewne wątpliwości, ale ocenę zostawiam Wam ! Komentujcie !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!!! 

wtorek, 20 maja 2014

Rozdział 15 ,,Mam dla pana pewną propozycję..."

*Laura*

Gdy się obudziłam, zegar w pokoju Lyncha wskazywał godzinę 13.
No nieźle.
Zsunęłam z siebie kołdrę i usiadłam na łóżku. Odgarnęłam włosy z twarzy.
Wtedy moją uwagę przykuły dźwięki, które dochodziły z łazienki Lyncha. Były ciche.
Podeszłam do drzwi, które były uchylone.
Lynch mył zęby, a na mój widok skinął głową.
Po krótkiej chwili wypluł z buzi wodę z pastą, po czym wytarł twarz ręcznikiem.
- Dzień dobry, Marano. Jak się spało ? - zapytał, podłączając suszarkę do prądu.
- Strasznie. Masz niesamowicie niewygodne łóżko. - odparłam, biorąc z umywalki szczotkę.
Stanęłam naprzeciwko lustra i zaczęłam rozczesywać moje włosy.
Lynch bez słowa stanął za mną i zaczął suszyć swoje włosy.
Nie miał problemu z widzeniem swojej postaci w lustrze, mimo mnie, gdyż jest ode mnie dużo wyższy.
Skończyliśmy w niemal tym samym momencie.
- Masz może lokówkę ? - zapytałam.
- A wyglądam ci na chłopaka, który używa lokówki ? - zdziwił się.
Westchnęłam. Muszę sobie poradzić z prostymi włosami.
- A tak na marginesie: Vanessa wyszła jakieś półtorej godziny temu. Mówiła, że musi coś załatwić i, że będzie w domu po południu. Zostawiła ci ciuchy. Leżą na krześle. Jak będziesz gotowa, zejdź na dół. Rydel zrobiła śniadanie. - po tych słowach, wyszedł z łazienki, a następnie opuścił pokój.
Poszłam po ciuchy, w które od razu ubrałam się.
Następnie zeszłam na dół, gdzie już od wejścia przywitał mnie słodki zapach sałatki owocowej.
Rydel stała nad blatem i rozlewała soku pomarańczowego do szklanek, następnie podsuwając je kolej Rikerowi, Rockiemu, Rolandowi, Ellowi i Lynchowi, któzy w tej kolejności siedzieli przy stole.
- Hejka, Laura. - zawołała radośnie Delly.
Była ubrana w różową bokserkę i czarne jeansy.
- Hejka, Dell. I reszto rodziny Lynch. I Ell. - powiedziałam, podchodząc do nich.
Wszyscy przerwali na chwilę pałaszowanie owocowego deseru, by powiedzieć mi cześć, po czym wrócili do konsumpcji.
- Chcesz ? - zapytała Ryd, podstawiając mi miskę z owocami.
- Dzięki, ale jakoś nie jestem głodna. - podziękowałam.
- Jak sobie chcesz. - uśmiechnęła się blondynka. - Zaraz po śniadaniu Ross zawiezie twoje rzeczy do domu, a później pojedziecie do reżysera.
- Do reżysera A&A ? Po co ? - zdziwiłam się.
- Nie dostałaś SMS'a ? - zapytał Lynch.
- Jakiego znowu SMS'a ? - wyciągnęłam z torebki komórkę, w zielonej obudowie.
Faktycznie. 1 SMS od producenta.
Witam panno Marano. Wszystkiego najlepszego z okazji 18 urodzin ! Przykro mi, że męczę panienkę w dzień po urodzinach, ale to naprawdę bardzo pilne. Prosiłbym, by razem z panną Rodriguez, panem Lynchem oraz panem Worthym przyjechała pani do studia 34, byśmy mogli omówić pewną sprawę. Z góry dziękuję, do zobaczenia o 14.
- Aha. Tego SMS'a. - mruknęłam sama do siebie.
- Dobra, idę się przebrać i możemy iść. - powiedział Lynch, wstając z krzesła.
Z niedowierzaniem zauważyłam, że Lynch jest bez koszulki.
Przeszedł koło mnie i udał się na górę.
Po chwili Ryd wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do salonu. Usiadłyśmy na kanapie.
- I... Jak się spało ? U Rossa ? - zapytała, udając obojętność.
- Źle. Ma niewygodne łóżko. - odparłam.
- Słyszałam. Ale oprócz tego dobrze ?
- Oprócz tego, że w jego pokoju jest pełno jego zapachu ? Tak, nawet spoko. - mruknęłam.
- Laura, proszę cię ! - nie wytrzymała Ryd.
- Co jest ? - zdziwiłam się.
- Możesz spojrzeć mi prosto w oczy i powiedzieć, że absolutnie nic nie czujesz względem mojego młodszego brata ?
- A nienawiść i obrzydzenie się liczy ? - zapytałam.
- Laura ! Ja mówię poważnie. Możesz to zrobić ?
Mogę. Jasne, że mogę. Czemu by nie ?
Popatrzyłam Delly prosto w oczy. Miałam proste zadanie. Powiedzieć: ,,Nie, Delly. Absolutnie nic nie czuję do Rossa.".
Takie proste. Takie oczywiste. A jednak... zawahałam się. Czy moje uczucie względem niego nadal było nienawiścią ? Taką, jaką jeszcze tydzień temu, gdy na planie A&A nagrywaliśmy sceny Ausally ?
- Nie czuję nic do twojego brata. - powiedziałam.
- Dokładniej. - poprosiła Ryd.
- Nie czuję nic do Rossa.
- Dokładniej.
- Nie lubię Rossa.
- DOKŁADNIEJ.
- Nie kocham Rossa. Nie kocham go. - powtórzyłam.
Ryd wyraźnie posmutniała. Chciała coś powiedzieć, ale w tej chwili do pokoju wszedł Lynch.
- To co ? Idziemy Marano ?- zapytał.
Popatrzyłam pytająco na Ryd. Czy Lynch słyszał co mówiłam ??
Wyglądało na to, ze nie. Tym razem obrzuciłam Ryd na wpół rozwścieczone, na wpół pożegnalne spojrzenie, po czym pożegnałam się z resztą z klanu Lynch (i Ellem). Następnie poszłam przed dom, gdzie wsiadłam do samochodu Lyncha. Ten, przez następne paręnaście minut znosił moje prezenty do BMV.

*Ross*

Nigdy więcej. SERIO. Nigdy więcej nie organizujemy Marano imprezy. Dlaczego akurat ja musiałem nosić do samochodu WSZYSTKIE jej prezenty ? Gości było chyba z 70 i KAŻDY coś jej przyniósł. Masakra.
Wsiadłem do samochodu, gdzie Marano bez przekonania zmieniała kanały radiowe.
Na żadnym nie zatrzymała się na dłużej niż na parę sekund.
- Możesz przestać ? - zapytałem. - To irytujące.
- Przestań Lynch. Ty jesteś irytujący. - odegrała się, pokazując mi język.
Po paru minutach nie wytrzymałem.
Puściłem jedną ręką kierownicę i złapałem ją za nadgarstek.
- Puść mnie. - rozkazała.
- To przestań przerzucać kanałami.
Zrezygnowana Marano wyrwała swoją dłoń, po czym opadła na fotel.
Pech chciał, że zatrzymała się na prognozie pogody.
- Na zachód od Los Angeles.... - mówiła pogodynka.
Marano jednym ruchem walnęła w radio.
To zgasło.
- Wolisz siedzieć w ciszy ? - zapytałem.
- Tak. Więc bądź tak łaskawy i mi jej nie zakłócaj. - syknęła.
Zaśmiałem się, lecz widząc jej wkurzone spojrzenie, odpuściłem.
Czasem jak patrzę na Marano to nie wiem, czy mam jej zazdrościć inteligencji, czy współczuć głupoty ?

*Vanessa*

Stałam przed kobietą w czerwonym garniturku, która za nic nie chciała mnie wpuścić.
- Jestem siostrą Laury Marano ! - powtarzałam, ale kobieta chyba mnie ignorowała.
Po chwili sekretarka reżysera A&A zagłębiła się w papierkowej robocie. To była moja szansa.
Korzystając, z tego, że na mnie nie patrzy pognałam korytarzem do gabinetu 27.
Zapukałam.
- Proszę.
Nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka.
- Vanessa Marano, prawda ? - zapytał reżyser.
- Tak. Miło mi.
- Z tego co mi wiadomo zaprosiłem tu moich aktorów, a nie ciebie ? I oni mają tu być za pół godziny... Więc co tu robisz ?
- Cóż. - odparłam siadając na krześle i zakładając nogę na nogę. - Mam dla pana pewną propozycję... A raczej pomysł...


-----

Jak myślicie jaki pomysł ma Van ? Piszcie.

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO DALSZEGO PISANIA !!!


niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 14 ,,Nienawidzę cię."

Rozdział zadedykowany dla Happy ^^
Dziękuję bardzo :)

------

*Laura*

- Ozi. - powiedziałam.
- Ozi ? - upewnił się Lynch. - Nie no. Nawet ładnie.
Po chwili  zasnął. Ja też miałam się położyć, lecz nagle coś sobie uświadomiłam.
- Lynch ?
- Co ?
- Nie mogę w tym spać. - wskazałam na sukienkę.
- Co sugerujesz ? Mam ci dać coś swojego ?
- Nie wiem. Rydel nie ma żadnej piżamy ?
- Nawet jeśli, to nie wiem gdzie. A nie będę wchodził do jej pokoju. Zrobiłem to raz i więcej nie powtórzę tego błędu. - rzekł, a widząc moją zdziwioną minę, dodał: - Nie pytaj.
Po chwili westchnął.
- Dam ci moją koszulkę. - po czym podszedł do szafki i wyjął z niej czerwoną bluzkę z logo Beatelsów.

*Ross*

Podałem koszulkę Marano.
- Idź do łazienki. - wskazałem na drugie drzwi w moim pokoju. - Ja poczekam.
Dziewczyna poszła i długo nie wracała. Słyszałem dźwięk lejącej się wody, więc pewnie brała prysznic.
Wyszła tak gdzieś po 20 minutach, ubrana w moją koszulkę, z ręcznikiem na głowie, z poprzednimi ubraniami w ręce.
Ułożyła je na fotelu, obok łóżka. Później ściągnęła z głowy ręcznik, rozrzucając mokre włosy, na boki.
Wyglądała słodko. Za duża koszulka co chwile spadała jej z jednego ramienia. Mimo to nie była zbyt długa - sięgała jej do połowy uda. Włosy były jeszcze mokre, więc co chwilę z któregoś z nich kapały krople wody.
Zauważyłem, że patrzy na mnie lekko onieśmielona, więc odwróciłem wzrok i odchrząknąłem.
- To... ja już pójdę. Miłej nocy i takie tam. Jakbyś czegoś potrzebowała to... - uśmiechnąłem się i podszedłem do drzwi.
- Lynch ? - powiedziała, gdy byłem już teoretycznie na korytarzu.
- Tak ?
- Dzięki. I dobranoc. - rzekła.
- Nie ma za co. Dobranoc. - po tych słowach zamknąłem drzwi i poszedłem na dół, gdzie impreza mogło by się zdawać - dopiero się rozkręcała.

*Vanessa*

Ross dopiero po parudziesięciu minutach, odkąd Laura do niego poszła, wrócił do salonu.
- Ciekawe co tam robili. - szepnęłam (a właściwie krzyknęłam, co w tym hałasie, uchodziło za szept) do Rydel, która tańczyła obok mnie.
Delly powiodła wzrokiem w kierunku swojego młodszego brata, który właśnie schodził do salonu po schodach.
- Oh, Ness. Moim zdaniem to chyba oczywiste....
Obie się zaśmiałyśmy.
- Nie, a tak serio. Widać, że ich do siebie ciągnie. - zauważyłam.
- No jasne. Ale oboje twierdzą, że się nienawidzą. - prychnęła Dell.
- Między miłością a nienawiścią jest cieniutka granica.
- Heeh. Trzeba znaleźć sposób, żeby ich do siebie zbliżyć. I to jeszcze przed naszym przesłuchaniem w wytwórni. Jeśli się uda pojedziemy w trasę koncertową. Wiesz, że mamy już płytę, ale jeżeli przesłuchanie dobrze wypadnie pojedziemy dookoła świata. Byłoby fajnie, gdyby Ross był w dobrym humorze.
- A on przypadkiem nie ma dziewczyny ? - zdziwiłam się, wyciągając Ryd do ogrodu, byśmy mogły spokojnie porozmawiać, o swataniu naszego młodszego rodzeństwa.
- Niby ma. Tą swoją Maię. Ale on jej nie kocha.
- Czemu tak sądzisz ? - spytałam.
- To widać. Nie wiem w ogóle czemu z nią jest.A Laura nie ma chłopaka ?
- Miała tego swojego Davida, ale on był niby tylko jej przyjacielem. Ale coś czuje, że z tego mogło narodzić się coś więcej. A on teraz wyjechał i wraca za tydzień, więc mamy mało czasu.
- Coś wykombinujemy. - uśmiechnęła się Ryd.
W tej chwili do ogrodu wpadł Ell.
- Hej, Ryd ? Zatańczysz ze mną ? - zapytał. - Leci Can't Remember To Forget You, a wiem, że to uwielbiasz.
- Jasne. - odparła Delly i oblała się rumieńcem.
Ścisnęła moją dłoń, po czym poszła z Ellem do środka.
Ja siedziałam sama w ogrodzie i patrzyłam w gwiazdy.
Nagle coś złapało mnie za kark.
Wzdrygnęłam się. Okazało się, że tym czymś był Riker.
- Przestraszyłeś mnie, debilu ! - wrzasnęłam.
- Sorka Van. Co tak sama siedzisz ? - zapytał, siadając obok mnie na krześle.
- Bo tam - wskazałam na dom. - jest za głośno.
- Faktycznie. - zgodził się ze mną.
- A ty ? Co ty tu robisz ?
- Cóż... Przyszedłem tu z dwóch powodów. Po pierwsze: bo nie mogłem patrzeć na Rydel i Ella tańczących razem. Fu ! - krzyknął.
Zaśmiałam się. Ale on jest zabawny.
- A po drugie: - powiedział już bardziej poważnie. - Bo zobaczyłem, że jesteś sama.
Uśmiechnęłam się.
- Dzięki Riker.
Nagle usłyszałam ,,One way or another" w wykonaniu One Direction.
- Ubóstwiam to ! - krzyknęłam i porywając Rikera za rękę, pobiegłam do domu.

*Ross*

Dochodziła 5 nad ranem, gdy goście zaczęli powoli wracać do domów. Co dziwne, nikt nie zauważył, że przez ponad dwie godziny na urodzinach, nie było solenizantki.
Gdy około 5:20 dom opustoszał, a Moje rodzeństwo, Van i Ell poszli już spać, ja ułożyłem sobie piękne łóżeczko na kanapie w salonie.
Już miałem się kłaść, gdy nagle zauważyłem, ze nie mam telefonu. Sięgnąłem pamięcią wstecz i uświadomiłem sobie, że musiałem zostawić go na komodzie w moim pokoju, gdy ścieliłem łóżko dla Marano. Więc teraz chcąc czy nie, musiałem tam wrócić. Cicho, żeby nikogo nie obudzić, poszedłem na górę.
Wszedłem do własnego pokoju i podszedłem do komody.
Wziąłem komórkę i już miałem wyjść, gdy nagle Marano się obróciła.
Spała. Lecz teraz była odwrócona twarzą do mnie.
Nawet we śnie wyglądała pięknie.
Oddychała powoli.
Przyglądałem jej się przez chwilę, po czym już miałem wyjść z pokoju, gdy nagle ręka Laury oplotła się wokół mojego nadgarstka.
- Marano. - szepnąłem.
Nic.
- Marano. - powtórzyłem.
Cisza. Nadal powoli oddychała. Spała. Na pewno.
Delikatnie ująłem jej rękę i ściągnąłem ją z mojego nadgarstka. Następnie ułożyłem jej dłoń na kołdrze. Marano uśmiechnęła się przez sen.
Miałem ochotę siedzieć tam i po prostu na nią patrzeć.
,,Nienawidzisz jej debilu !" - zganiłem się w myślach. - ,,Nienawidzisz jej, a ona nienawidzi ciebie !!!"
To mnie ocknęło. Wstałem z podłogi i podszedłem do drzwi.
Tam jeszcze raz spojrzałem na Marano.
- Nienawidzę cię. - szepnąłem, w przestrzeń, po czym wyszedłem.

*Laura*


Lynch podszedł do drzwi (jak stwierdziłam po krokach).
Nagle przystanął i powiedział:
- Nienawidzę cię.
Po czym wyszedł.
Gdy drzwi się za nim zamknęły, otworzyłam oczy i odpowiedziałam, w stronę zamkniętych drzwi:
- Ja ciebie nienawidzę bardziej.

--------

Jest ! Dzięki za waszą opinię, że wolicie, bym pisała w czasie przeszłym :*
Dzięki wielkie ! :)

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ, DO DALSZEGO PISANIA !!!!

sobota, 17 maja 2014

Rozdział 13 ,,...gdy umierała."

*Laura*

Stałam tam z naszyjnikiem w ręce. Był ciężki. Złoty.
Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku.
To naszyjnik mojej mamy. Dostała go od ojca w 1 rocznicę ich ślubu. Nigdy go nie zdejmowała.
Miała go na sobie, gdy rodziła Van. Miała go na sobie, gdy rodziła mnie. Miała go na sobie, na wszystkich urodzinach, rocznicach, uroczystościach. Miała go na sobie, we wszystkie ważne dla nas dni. Miała go na sobie... gdy umierała.
Otworzyłam go i uśmiechnęłam się mimo woli. Z jednej strony było zdjęcie ślubne moich rodziców.
A z drugiej... Dwie ciemnowłose dziewczynki, jedna ma z 8, druga z 5 lat. Ściskają się i robią głupie miny do obiektywu aparatu. Mimo upływu lat poznaję te dziewczynki. To ja Vanessa. A zdjęcie zrobiono około 13 lat temu w Hiszpanii, na wakacjach.
Spojrzałam na Van. Uśmiecha się do mnie - na pewno wie o prezencie. Nagle dostrzegam świstek papieru w pudełku.
Wyjmuję go.
29 listopada 1995 rok.
Dziś urodziła się moja druga córeczka. Razem z Damianem postanowiliśmy nazwać ją Laura. Mała ma bardzo silny głos. Jest wyjątkowa. Vanessa bardzo polubiła swoją małą siostrzyczkę. Napisałabym więcej, ale Laura domaga się jedzenia. To tyle pamiętniczku. Ellen.
Kolejna łza spływa mi po policzku. To kartka z pamiętnika mojej mamy. Kartka z dnia, w którym się urodziłam. Aż trudno mi uwierzyć, że ten świstek papieru ma już 18 lat. Aż trudno mi uwierzyć, że ja mam 18 lat.
Odganiam łzy. Dochodzi 3 w nocy.
Idę do Nessy.
Nie mam zamiaru rozmawiać z nią o prezencie - sama to zrobiła, więc nie ma sensu...
 - Jestem zmęczona Nessa. - mówię.
- Tak ? - siostra mocno mnie obejmuje. - Idź do Rydel. Powiedziała, że możemy tu zostać na noc.
Zgodnie z poleceniem udałam się do Ryd, która przekierowała mnie do Lyncha.
Chłopak siedział w ogrodzie, na fotelu i głaskał mojego kotka.
- Fajny kot, Marano. - mówi, mogło by się zdawać nie zauważając mnie.
- Skąd wiesz, ze to ja ? - zdziwię się, podchodząc do niego.
- Szampon.
- Proszę ?
Chłopak wzdycha (najwyraźniej nad moją niewiedzą).
- Używasz szamponu o nietypowym zapachu. Róże i fiołki. - tłumaczy.
Odruchowo wącham kosmyk włosów. Ma racje.
- Tak, ale Vanessa też go używa. - zauważam.
- Ale Vanessa nie używa kremu do rąk o zapachu mango, a ty tak.
Znów wącham dłonie. Znów chłopak ma racje.
- Mniejsza o to. - mówię zrezygnowana. - Ryd kazała mi się do ciebie zgłosić, w sprawie spania.
- Aha. Więc po to przyszłaś. - odpowiada. - Dlaczego miałbym ci pomóc ?
- Nie mam zamiaru się z tobą kłócić, Lynch. - mówię. - Jestem zmęczona.
Po raz pierwszy odkąd tu przyszłam, chłopak podnosi na mnie swój wzrok.
Patrzy na mnie przez ułamek sekundy, po czym znów wraca do miziania kota.
- Lynch. - poganiam.
Chłopak znów wzdycha.
Wstaje, biorąc kota na ręce.
- Chodź. - rzuca do mnie i idzie w stronę garażu.
Idę za nim. Chłopak mimo kota na ręce, jednym ruchem wolnej ręki otwiera drzwi od garażu i wpuszcza mnie do środka. Następnie sam wchodzi. Zaświeca światło, a moim oczom ukazuje się sprzęt muzyczny. Bębny , gitary, keybord, ale także mikrofony, głośniki i inne sprzęty.
- To wasz sprzęt ? - pytam, podchodząc do gitar.
- Tak. R5. - mówi, ,,odkładając" kota na ziemię.
- Niezły.
Nagle mój wzrok przykuwa czarna gitara w kącie.
- O mój Boże. - szepczę.
- A, ta gitara. - wzdycha Lynch.
- Nie może być ! Czy to jest gitara elektryczna Ibanez ?!
- Tak. Moja. Zagrać ci coś ? - pyta, po czym podchodzi do niej. Bierze ją i podłącza do wzmacniaczy.
Gra parę akordów. Nie wiem, co to za piosenka, ale podoba mi się. Dźwięk jest mocny, a Lynch mocno zaangażowany w grę.

*Ross*

Marano wyraźnie podobała się moja gra.
Nie robiłem tego, żeby jej zaimponować (chociaż może...).
Gdy skończyłem grać, oboje udaliśmy się na górne piętro, schodami z garażu. Nie chciałem, by ktoś widział, jak odprowadzam Marano do pokoju.
Prowadzę ją do siebie, ale ona nagle zatrzymuje się w pół kroku.
- Mam spać u ciebie ? - krzywi się.
- Już raz tu spałaś. A poza tym, albo to... - wskazuję na drzwi do mojego pokoju. - Albo na dole, na kanapie, jak wszyscy pójdą. A to nie nastąpi zbyt szybko.
Marano wzdycha, a ja wiem co to znaczy - woli spać u mnie w pokoju.
Otwieram drzwi i wpuszczam ją do środka.
Zaraz po naszym wejściu, zamykam drzwi, by odciąć się od muzyki i hałasów z dołu.
Marano siada u mnie na łóżku i zajmuje się głaskaniem kota oraz obserwacją mojego pokoju. Jej wzrok spoczywa na zdjęciu moim i Mai, które leżało na komodzie.
Bierze je do ręki i dokładnie mu się przygląda.
- Słodko razem wyglądacie. - mówi.
- Dzięki. - odpowiadam, wyjmując kołdrę dla Marano z szafy.
- Długo jesteście razem ?
- Od premiery Teen Beach Movie. Wtedy poprosiłem ją o chodzenie.
Marano odkłada zdjęcie, po czym wstaje, by zrobić mi miejsce. Ścielę szybko łóżko, po czym z koca i poduszek robię posłanie dla jej kota.
- Jak go nazwiesz ? - pytam, gdy dziewczyna układa go na kocu.
- Jeszcze nie wiem. Ale chyba.... - przez chwilę myśli, po czym mówi:
-......

------
Hejka ! Jakieś pomysły dla rudego przyjaciela Laury ? Zwycięży ten, czyj pomysł najbardziej mi się spodoba i dla niego zostanie zadedykowany następny rozdział ! Piszcie !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO DALSZEGO PISANIA !!!

piątek, 16 maja 2014

Rozdział 12 ,,Zamieram"

*Laura*

Piszczę cicho, gdy Monica - tatuażystka w zakładzie, do którego przyprowadził mnie Peter - zbliża maszynę do mojego ciała. Czuję ukłucie w okolicach nadgarstka. Czuję, jak dziewczyna robi jakieś zawijasy na moim ciele. Wzdrygam się, gdy na chwilę przystaje. To nie trwa długo. Pa parunastu minutach odłącza maszynę i uśmiecha się do mnie. Puszcza do mnie oko zza swojej rockowej ciemnej krzywki.
- Gotowe. Jak ci się podoba ? - pyta.
Spoglądam na nadgarstek prawej dłoni. Tatuaż jest piękny. Delikatny i nie rzucający się w oczy, mimo to wyrażający mnie.
- Jest piękny. - szepczę.
- To dobrze. - uśmiecha się dziewczyna. - Cieszę się.
Chcę zejść i zapłacić, lecz Peter uprzedza mnie ruchem dłoni.
- To mój prezent urodzinowy dla ciebie.
Dziękuję mu i wychodzę na ulicę. Powietrze jest już chłodne.
Po chwili Peter wychodzi i swoim samochodem odwozi mnie do domu Lynchów.
To chyba nie miło wyrywać się z własnej imprezy, a później wracać i udawać, jak gdyby nigdy nic.
Peter mówi, że musi już iść, bo czeka na niego dziewczyna. Żegnamy się całusem w policzek, po czym on odjeżdża.
Ja wchodzę do domu, przez ogród, jakbym nigdy go nie opuszczała.
- No Marano ! - słyszę za sobą, wchodząc do salonu. - Szybko wróciłaś ! Stchórzyłaś ?
- Chciałbyś. - mruczę, podciągając rękaw marynarki. Krzywię się, zdejmując papier ochronny.
Mina Lyncha mówi wszystko. Jest zszokowany. Nie wierzył, że dam radę.
- Ale ty... - piszczy.
- To co, Lynch ? Jestem małą dziewczynką ? - mówię sarkastycznie, po czym nie zwarzając na jego odpowiedź, idę do kuchni. Z tego co wiem zaraz przyniosą mój tort.

*Rydel*

Wbijałam właśnie 18 świeczkę w tort dla Laury, gdy do kuchni wszedł Ell.
- Hejka Delly. - rzekł, podchodząc do mnie.
- Cześć Ell. Jak ci się podoba ?
- Genialny. Spodoba jej się. - zapewnił.
- Mam nadzieję. A jak sprawa między moim bratem i...
- I Vanessą ? Dobrze, chyba. Cały czas ze sobą gadając. idealnie się dobrali. - zaśmiał się Ell.
- Heeh. To dobrze. Wnieś tort, jak ci powiem, dobrze ?
Po tych słowach poszłam do salonu, by uciszyć gości.

*Ross*

Ryd weszła do salonu i jednym ruchem ręki uciszyła muzykę i gości.
- Jesteśmy tu dziś wszyscy, by świętować 18 urodziny naszej przyjaciółki Laury ! - zaczęła. - Teraz zjemy tort, a później Laura odpakuje prezenty !
Goście zaczęli krzyczeć i piszczeć.
Laura została popchnięta przez kogoś na środek, jako solenizantka.
Stała tam z uśmiechem i rumieńcem na twarzy. Wszyscy myśleli, że jest podekscytowana, ale chyba tylko ja wiedziałem, że tak naprawdę jest lekko speszona i onieśmielona. Sam nie wiem, skąd tak wiele o niej wiedziałem. Może to rzez te miesiące, które spędziliśmy razem na planie.... Jakie rzeczy wiem jeszcze o Marano ? Znam jej ulubiony kolor (to proste: czerwony). Wiem, że łatwo się denerwuje, łatwo ją rozzłościć. Wiem, ze łatwo się nie poddaje. Wiem, ze ma w zwyczaju perfekcjonizm. Wiem, że nie lubi przegrywać. Wiem, że często uśmiechem maskuje łzy. Wiem, że kocha makaron i babeczki. Wiem, że jej rodzice zginęli, choć ona nigdy mi o tym nie powiedziała.
Spojrzałem na Marano. Zdmuchiwała właśnie świeczki z tortu, który przed chwilą przyniósł Ell.
Czy to możliwe, bym tyle wiedział, o osobie, której nienawidzę ? Czy to możliwe, bym tyle o niej wiedział ?

*Laura*

Zamknęłam oczy. ,,Znaleźć to, czego szukam". Zdmuchnęłam świeczki.
Ludzie zaczęli bić brawo i wiwatować.
Popatrzyłam na nich i do każdego się uśmiechnęłam. Nagle mój wzrok padł na Lyncha. Chłopak stał oparty o framugę wejścia na taras, ze skrzyżowanymi rękoma na piersi i przyglądał mi się. Lustrował każdy mój ruch. Nie umiałam odczytać jego wyrazu twarzy. Był może lekko znudzony, nieobecny, może lekko poddenerwowany ? Dopiero, gdy spojrzałam mu w oczy wszystko zrozumiałam. Był zdziwiony i ciekawy zarazem. Te odczucia idealnie odbijały się w jego oczach. Idealnie to oddawały.
Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę, po czym odwróciłam wzrok, targana przez kogoś za ramię.
Ze zdziwieniem stwierdziłam, że Raini coś do mnie mówi.
- Co ? - zapytałam.
- Prezenty. Mówię, żebyś je odpakowała. - powtarza Raini.
Siadam na fotelu, a goście wokół mnie.
Po kolei biorę pakunki, a następnie je otwieram.
Wiele z nich jest powtarzalnych. Biżuteria, pieniądze, ubrania.
Mimo to wciąż się uśmiecham.
Nagle dochodzę do partii prezentów, które ciekawią mnie najbardziej.
Są to cztery pudełka: zielone, czerwone, żółte i szarawe.
Sięgam po żółte.
- Od Rydel, Rikera, Rockiego, Rolanda i Ella. - czytam na głos.
Gdy powoli odrywam papier, goście zastygają. Co takiego mogli mi dać najlepsi przyjaciele ?
Zastygam z piękną ramką na zdjęcia i fioletowym aparatem w dłoni.
- Żebyś mogła uwieczniać każdą spędzoną z nami chwilę. - tłumaczy Rydel.
- Pomysłowe. - ściskam ich. - Dziękuję.
Riker bierze ode mnie dużą ramkę i kładzie obok fotela, bym mogła zająć się resztą prezentów.
Biorę zielone.
- Od Raini.
Targam papier, a moim oczom ukazuje się zeszyt z ciekawą okładką.
- To pamiętnik. Żebyś mogła zapisywać w nim wszystko, co czujesz.
- O, Raini. - mocno ją obejmuję.
Następnie miałam sięgnąć po szare, lecz Vanessa powstrzymuje mnie ruchem dłoni.
- Otwórz czerwone. Jest ode mnie.
Sięgam więc po czerwone. Jest duże, ale lekkie.
Zdejmuję pokrywkę i jakże się zadziwiam.
W środku leży tylko mały skrawek papieru. Są na nim jakieś bazgroły, jakby Van pisała to na szybko.
- Haha ! Żartuję ! Twój prawdziwy prezent jest w ogrodzie, w altanie. Buziaczki, Nessa. - czytam na głos.
Szybko zrywam się na równe nogi i biegnę do ogrodu. Mijam w drzwiach Lyncha, ale nie przejmuję się nim.
Gdy dobiegam do altany, widzę  małego, rudego kotka.
Podchodzę do niego i kucam, a on podchodzi do mnie i zaczyna lizać mnie po rękach.
Biorę go na ręce i pędzę do domu.
Wszyscy są zachwyceni małym rudzielcem.
- Dziękuję Vanessa. - mruczę, wtulając się w siostrę.
Goście myślą, że to tyle z prezentami, więc wracają do zabawy.
Nagle Lynch odciąga mnie za ramię w bok.
- Czego Lynch ?! - warczę.
- Nie wiedziałem, że lubisz koty. - odpowiada.
- Co cię to ?
- Masz. - wręcza mi szare pudełko. - Zapomniałaś go otworzyć.
Bierze ode mnie kota i odchodzi, zostawiając sam na sam z szarym pudełkiem.
Nie wiem nawet ile czasu tracę na wpatrywaniu się w szare pudełeczko.
Po chwili jednak, biorę się w garść i otwieram je.
Zamieram.

--------

No i jest ! Jak myślicie co będzie w pudełku ? Albo raczej OD KOGO ? Piszcie w komentarzach !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO DALSZEGO PISANIA !!!




poniedziałek, 12 maja 2014

Rozdział 11 ,,Walnęło cię !!!"

*Laura*

Lynch otworzył drzwi i wszedł do środka. Ja chwilę poczekałam, po czym podążyłam za nim. Zamknęłam drzwi.
- Lynch ? - zapytałam.
W pomieszczeniu było strasznie ciemno.
- Lynch, cholera jasna ! - pisnęłam.
Nagle w kuchni, przedpokoju i salonie zaświeciły się światła. Zza kanap,krzeseł, stołów powyskakiwali ludzie !
- NIESPODZIANKA ! - krzyknęli.
Stałam jak oszołomiona.
Przez chwilę do mnie dochodziło, co się właśnie dzieje !
Wśród ludzi była ekipa z planu, moi przyjaciele i znajomi.
W kuchni zauważyłam Van, Ryd i Raini..
Dziewczyny szybko do mnie podbiegły i mocno mnie wyściskały.
- A więc to wasza sprawka ! - zawołałam.
- Zadowolona ? - uśmiechnęła się Nessa.
- Poczekaj, aż otworzysz prezenty. -dodała Raini.
- Wszystkiego najlepszego, Lau. - przekrzyczała je Delly.
- Dziękuję. - odparłam mocno przytulając każdą z osobna.
- Podziękowania należą się także Rikowi, Ellowi, Rockiemu, Rylandowi i Rossowi. Pomagali. - uśmiechnęła się Ness.
- To co ? Pora na zabawę ! - krzyknęła Raini i pociągnęła zaskoczoną Delly na parkiet, na środku salonu. Z rogu, Riker, bawiący się w DJ-a puszczał muzykę.
- Dziękuję, Vanessa. - uśmiechnęłam się do siostry.
- Nie ma za co. Ale ty lepiej powiedz skąd masz tą wystrzałową sukienkę ?!
- Dostałam. - odparłam.
- OD KOGO ?
- Uspokój się. Od Lyncha. - mruknęłam.
Twarz mojej siostry zrobiła się cała czerwona.
Wzięłam ją za rękę i poprowadziłam w ustronne miejsce (czytaj: do kuchni).
- Uspokój się. - rozkazałam.
- DOSTAŁAŚ SUKIENKĘ OD ROSSA ! - wydawało mi się, że Van zaraz zacznie krzyczeć, więc przyłożyłam jej rękę do ust.
- I co z tego ? I tak go nie lubię. Debil wepchnął mnie do basenu. - bąknęłam.
- Musieliście się nieźle bawić. - zaśmiała się Nessa.
- Żartujesz sobie ? Lepiej powiedz co tam z Rikerem. Wpadłaś mu w oko. - zauważyłam.
- Jest naprawdę fajny. Ale do mnie nie zagada. - mruczała Van.
- To ty to zrobisz. - wzięłam ją pod rękę i siłą zaciągnęłam do stanowiska DJ-a.
Riker uśmiechnął się na nasz widok.
- Hej, Laura. Wszystkiego naj ! - powiedział.
- Dzięki, Riker. Zajmiesz się Van ? Chciałaby się trochę podszkolić. - wskazałam na sprzęt.
- Jasne, spoko. - odparł, puszczając oko do Nessy.
Poradzą sobie beze mnie. - pomyślałam.
Przez paręnaście następnych minut witałam gości. Lynch stał z boku, opierając się o schody i przyglądał się każdemu mojemu ruchowi.
Wreszcie nie wytrzymałam i podeszłam do tego idioty.
- Co się tak gapisz, Lynch ?
- A co ? Nie wolno ?
- Wiesz co ? Ostatnio mnie nieźle wkurzasz !
- A ty mnie ! Patrz jaka sytuacja. - zakpił, po czym poszedł... właściwie nie wiem gdzie. Co mnie to ?
Postanowiłam zapomnieć o tym (lista przekleństw) i dobrze spędzić ten wieczór. W końcu to moje urodziny, nie ?

*Ross*

A już myślałem, ze z Marano się dogadamy. Głupi jestem. Ta idiotka zawsze pozostanie idiotką.
Podszedłem do Rikera, kiedy akurat Van poszła do toalety.
- Co jest brat ? - spytał Riker.
- Marano. Wkurza mnie. - bąknąłem.
- Serio ? A ja z Van właśnie sobie mówiliśmy, że ładna z was para. - powiedział.
- Wy serio nie macie o czym gadać ? - parsknąłem.
- Heeeh. Nessa jest tego samego zdania co ja.
- To znaczy ?
- Że lubicie się nawzajem. Tylko boicie się do tego przyznać.
- W życiu. A nawet jeśli, to ja jestem z Maią, a ona z tym swoim Davidem.
- O ! Ktoś jest tu chyba zazdrosny ! - zaśmiał się.
- Odwal się . - powiedziałem, odchodząc od niego.
On mnie nie zrozumie.
Nagle zobaczyłem jak Marano i jakiś gość (chyba znałem go z planu) wymykają się prze ogród.
- Gdzie idziecie ? - zapytałęm.
- Chcę sobie zrobić tatuaż. A Peter pokaże mi fajne miejsce, gdzie mi go zrobią. Nie martw się, debilu.
- Nie martwię się o ciebie, Marano. Po prostu chyba jesteś za mała na takie rzeczy. - warknąłem.
- Walnęło cię ? Będę tu za pół godziny i udowodnię ci, że jestem duża.

-------------

Dobra, konkurs. Kto ma pomysł na fajny tatuaż dla Laury ? Piszcie w komach.

KOMENTUJĄC MOTYWUJESZ DO DALSZEGO PISANIA.




Rozdział 10 ,,Co tu robimy ?"

*Ross*
Podszedłem cicho do Marano. I bez uprzedzenia wepchnąłem do basenu.
Plusk. Myślałem, że po chwili wściekła głowa dziewczyny wyłoni się z wody i obrzuci mnie najgorszymi przekleństwami. Ale nie wynurzała się. W ciemnym świetle ledwo widziałem taflę wody. A co jeśli Marano nie umie pływać !? Pfff. To po co byłby im basen ?
Mimo to nadal stałe i patrzyłem. Nic.
Nachyliłem się nad basenem, by zobaczyć coś więcej. I wtedy ktoś od tyłu wepchnął mnie do basenu.
Poczułem dreszcz, zaraz po zetknięciu się z zimną wodą. Zanurkowałem, po czym szybko wypłynąłem na powierzchnię.
Nad basen stała Laura. Cała przemoczona, mimo to skręcała się ze śmiech. Zapaliła na tarasie lampy, więc było już dość jasno.
- Haha Lynch ! Wyglądasz jak mokra kura ! - śmiała się.
- Mógłbym to samo powiedzieć o tobie. - odgryzłem się.

*Laura*

Ross wyglądał naprawdę zabawnie, gdy wepchnęłam go do wody. Był przerażony.
- Wyjdziesz, czy tak zostajesz ? - zapytałam.
- Heeh, no nie wiem. - odparł, zbliżając się do murku.
- Ja w każdym razie... - Lynch nie dał mi dokończyć.
Jednym ruchem złapał mnie za kostkę i pociągnął do basenu.
Zanurkowałam, po chwili wynurzając się... zaraz przed twarzą Lyncha.
Chłopak uniósł jeden koniuszek warg; oczy mu świeciły.
- Ty w każdym razie: co ? - zapytał. Był tak blisko mnie, że czułam na sobie jego ciepły oddech.
- Ja w każdym razie.... - zacięłam się. Nie wiem czy to sprawa tych czekoladowych oczów tego palanta, czy bliskości, którą na mnie wywierał. Mimo wszystko sprawiał, że ledwo łapałam oddech.
- Chodźmy już. Za chwilę jedziemy na galę. - zaproponował, zbliżając się jeszcze bliżej.
- Tak... Spoko. - wyszeptałam. Nie musiałam mówić głośniej. Chłopak był naprawdę blisko mnie.
Po sekundzie wynurzył dłoń z wody i odgarnął mi z policzka kosmyk włosów.
Później uśmiechnął się szeroko i odwracając się, podpłynął do murku.
Chciałam wyjść pierwsza, więc mnie przepuścił.
Podparłam się na rękach i zarzuciłam jedną nogę na brzeg. Nie było to jednak takie łatwe, zważywszy na moje mokre ciuchy i śliskość murku.
Wtedy z pomocą przyszedł mi Lynch.
Delikatnie ujął mnie w tali i podtrzymał, gdy podciągałam drugą nogę. Po chwili stałam już na chodniku i patrzyłam jak zwinnie tyłem na brzeg wskakuje również chłopak.
Później poszliśmy do domu i się wysuszyliśmy.
Gdy po 15 minutach obwieściłam Lynchowi, że idę się przebrać, ten nagle zerwał się na równe nogi.
- Zapomniałbym ! - wrzasnął, biegnąc do hollu. - Nigdzie nie idź. Poczekaj tu.
Nieźle się zdziwiłam, ale mimo to usiadłam na kanapie i poczekałam na Lyncha.
Ten - targając coś za plecami - wrócił po 5 minutach.
- Więc tak. - zaczął. - Dziś masz urodziny. I postanowiłem coś ci dać. Wiem, ze to dziwne, ale... Oh, po prostu przyjmij to.
Wyciągnął zza siebie różowe (dość duże) pudełko, owinięte różową wstążką.
- To dla ciebie. - dodał wręczając mi to.
Następnie usiadł na fotelu, naprzeciw mnie, by dokładnie widzieć moją reakcję.
Co to może być ? Co on mi kupił ?
Lekko drżącymi rękami zdjęłam pokrywę pudełka. I zamarłam. W środku wił się granatowy materiał.
Delikatnie podniosłam górę, a reszta falując, opadła w dół.
Była to sukienka. Ale nie byle jaka sukienka. Najpiękniejsza, jaką w życiu widziałam.
- O mój Boże. Ross... - spojrzałam na niego.
Siedział z rękoma skrzyżowanymi na piersi z miną ,,Jestem genialny, wiedziałem, że ci się spodoba."
- To jest piękne. Ale ja nie mogę tego przyjąć. - dodałam.
- Ej, to jest prezent. - mruknął, nachylając się.
- Jest piękna. Dziękuję. - odpowiedziałam, podchodząc do niego.
Chłopak automatycznie wstał. Mocno go przytuliłam.
Oplotłam ręce wokół jego szyi, a on objął mnie w tali.
- Podoba ci się ?
- Oczywiście. - odparłam.
- To teraz na górę i się przebierać. - mruknął, puszczając mnie.
Szybko wzięłam sukienkę i popędziłam do góry, by się ubrać.

*Ross*

Ha ! Jestem genialny ! Spodobała jej się !
Szybko ubrałem się w garnitur i poczekałem na Laurę.
Po paru minutach pojawiła się na schodach.
Miałem ochotę coś powiedzieć, ale nie mogłem.
Wyglądała nieziemsko.
- Gotowa ? -wydusiłem.
- Tak, no jasne. - odparła, po czym wyszliśmy z domu.
Marano zamknęła drzwi i skierowaliśmy się na parking.
Limuzyna, którą wynajęliśmy z Ryd i Nessą już czekała.
Marano otworzyła drzwi i weszła do środka. Usiadła po lewej stronie pod oknem, ja po prawej, więc byliśmy dokładnie naprzeciw siebie.
Specjalnie wynajęliśmy limuzynę z przyciemnionymi szybami, żeby Laura nie skapnęła się gdzie jedziemy.
Po pół godzinie samochód stanął.
Wysiadłem pierwszy, za mną Marano.
Ze zdziwieniem stwierdziła, że jesteśmy pod moim domem.
- Co tu robimy ? - zapytała.
- Zapomniałem czegoś. Wejdź, proszę. - zaproponowałem.
- Twoich braci i Ryd nie ma w domu ? - zapytała idąc ze mną w kierunku drzwi.
- Nie, wyjechali. Wczoraj. - skłamałem.

*Van*

Wypatrywałam z Delly i Rikerem nadjeżdżającej limuzyny.
Gdy wreszcie wjechała na podjazd, Riker uciszył gości:
- Idą ! CICHO ! - a wszyscy pochowali się pod stołami, za kanapą czy fotelami.
Po chwili z samochodu wysiadł Ross.... i Laura ! Wyglądała przepięknie ! Skąd ona miała ta sukienke !
Minutę później zamek w drzwiach drgnął. A drzwi się otworzyły.
NO TO ZACZYNAMY....

--------

NO I JEST !!!!! RAURA !!! I jak wam się podoba ? Błagam komentujcie !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO DALSZEGO PISANIA !



Rozdział 9 ,,Poćwiczymy ?"

*Laura*

Wstałam rano i już wiedziałam, że to będzie zły. Mimo iż to moje urodziny. Zamiast cudownego wieczoru w towarzystwie mojej siostry i przyjaciół, szykował się smętny dzień z Lynchem. Głupek uparł się, że wpadnie do mnie 3 godziny przed wyjazdem na galę, by poćwiczyć sceny z kolejnego sezonu A&A. Nie wiem po co mu to, skoro do tej pory obywało się bez prób.
A on ni z tego, ni z owego zadzwonił do mnie wczorajszego wieczora i spytał:
- Poćwiczymy ?
- Lynch, do cholery jasnej: co ty chcesz ćwiczyć ? - zdziwiłam się.
- No kwestię. Do serialu. Jutro. U ciebie. Przed galą. - wyjaśnił.
- No nie wiem...
- Super. - wszedł mi w słowo. - Będę u ciebie jutro, punkt 17. - i się rozłączył.
Tak, że tak. Beznadziejnie zapowiadała się ta moja 18-nastka.
Z łóżka zwlekłam się po 12. Umyłam zęby, umyłam się i ubrałam w domowe ciuchy. 
Zeszłam na dół, w nadziei na spotkanie Van. Ale nie było po niej ani śladu. Była za to zielona karteczka na blacie w kuchni.
Wybacz. Musiałam pojechać na plan. Wrócę wieczorem. Baw się dobrze na gali. Buziaczki Van.
Zgniotłam kartkę i rzuciłam nią w ścianę. Odbiła się i z cichym szmerem spadła na podłogę.
Super. Czy ten dzień może być jeszcze gorszy ???

*Ross*

Dochodziła 16:00, więc postanowiłem wreszcie się wreszcie zebrać. Do tej pory po domu chodziłem w bokserkach i koszulce. Co było dość dziwne, zaważywszy na całą moją rodzinę i Nessę w naszym domu.
Van okłamała Laurę, że idzie do pracy, by przyjść do nas i już od rana wszystko przygotować. Ubrałem się., po czym zszedłem na dół. Cały salon przyozdobiony był różowymi balonami i serpentynami w wielu kolorach. Na małym stole w kuchni stały przekąski i napoje.
Poszedłem do ogrodu. I zamarłem.
Na środku ogrodu stanęła piękna altana i sadzawka. Na trawie leżały dywany. Pośrodku stał również długi stół z krzesłami i fotelami. Wszędzie było także pełno balonów, serpentyn i plakatów z napisami ,,Happy 18 Laura !!!".
Nessa, Rydel i moi bracia ogradzali nasz ogród lampkami różnych wielkości, by wieczorem oświetlić ogród.
- No nieźle. - pochwaliłem, stając w drzwiach tarasu.
- Miło, że pomogłeś. - mruknęła Rydel.
- Heeh. Dobra. - popatrzyłem na zegarek. 16:00. - To ja się zbieram. Idę się zająć solenizantką.
- Tylko bądź grzeczny. - zawołał do mnie Riker. - Nie podrywaj Laury !
- Mógłbym ci powiedzieć to samo. - odparłem, znacząco patrząc na Vanessę, która z zapałem ustawiała krzesła.
Riker oderwał się na chwilę od ustawiania grilla i posłał mi złowieszcze spojrzenie.
Rydel (która ozdabiała altanę balonami) zaśmiała się cicho.
- Cześć ! - krzyknąłem i wyszedłem.
Wsiadłem do samochodu i pojechałem pod dom Marano.

*Laura*

Oglądałam właśnie 16 odcinek 3 sezonu Glee, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi.
Podeszłam do nich i je otworzyłam. 
W progu stanął Lynch.
- Hej. - rzekł, ciepło się uśmiechając.
- Cześć, wchodź. - odparłam, wpuszczając go do środka.
- O, a gdzie Nessa ? - udałem zdziwionego.
- W pracy. Zostawiła mnie samą. Więc chciałam ci podziękować, że masz zamiar mnie dziś czymś zająć. - powiedziałam.
- Nie no... Nie ma sprawy. - speszył się.
- Chcesz coś do picia ? Albo do jedzenia ?
- Wodę, jeśli mogę. - poprosił.
- Siadaj w salonie, zaraz ci przyniosę.
Chłopak poszedł do dużego pokoju, a ja do kuchni.
Wzięłam dwie szklanki i nalałam do nich wody.
- Proszę. - podałam mu szklankę.
- Dzięki.
- Przyniosę scenariusz i możemy zaczynać, dobra ? - zapytałam, już idąc po schodach.
- Jasne, spoko.
Pobiegłam do pokoju i wzięłam z łóżka pęk kartek i zeszłam do Lyncha.
- To co ? Zaczynamy ?
- Tak, jasne. - odparł.
Zagraliśmy parę scen, postanowiliśmy zrobić małą przerwę.
- Chodź, przejdziemy się po ogrodzie. - zaproponował.
- Jasne.

*Ross*

Wyszliśmy z Laurą przed dom.
Marano włączyła lampki, rozwieszone na drzewach w ogrodzie, dzięki czemu ogród rozjaśnił się.
- Nieźle. - powiedziałem.
- Nom. Chodź, usiądziemy na huśtawce. - zaproponowała, ciągnąc mnie w róg ogrodu.
Usiedliśmy na huśtawce. Ponieważ nie była zbyt szeroka, stykaliśmy się kolanami.
Jak mam być szczery, to nie przeszkadzało mi to. Ale Marano chyba tak, bo zawinęła się w kulkę na swojej części.
Słońce zaczęło już zachodzić. Robiło się trochę chłodniej, ale nie za bardzo jak to w LA.
Marano utkwiła swój wzrok w znikającą na horyzoncie kulę. Przez chwile nie odzywaliśmy się ani słowem. Dopiero gdy słońce zaszło, Marano łaskawie obdarzyła mnie spojrzeniem.
Patrzyła mi prosto w oczy. Wydawało mi się, jakby nie mrugała, tylko patrzyła. Później jej wzrok padł na chwilę na moje usta. Ale tylko na sekundę, po chwili znów wrócił na oczy.
Nie wiem dlaczego, ale zbliżyłem się do niej. Powoli. Nasze twarze dzieliły centymetry.
I w chwili gdy miałem (JAK JUŻ WSPOMNIAŁEM NIE WIEM DLACZEGO) ją pocałować....
Zadzwonił mój telefon.
Marano jakby nagle ocknęła się z jakiegoś transu, bo odsunęła się i powiedziała:
- Odbierz. - i zeskakując z huśtawki poszła w kierunku domu.
Kurde ! - zganiłem się (a właściwie telefon) w myślach.
Wyjąłem IPhona z kieszeni i spojrzałem na ekran. ,,Vanessa".
*Rozmowa telefoniczna*
- Nessa. - powiedziałem z lekkim wyrzutem.
- Też mi cię miło słyszeć. Co u ciebie i Lau ? - odparła.
- Spoko.
- Niczego nie podejrzewa ?
- Raczej nie. - powiedziałem, patrząc za Laurą, która chodziła teraz wokół basenu, przed ich willą.
- Dobra. My już jesteśmy prawie gotowi. Goście już są, ale potrzebujemy jeszcze z godziny. Za pół godziny możecie wyjeżdżać. - poinformowała mnie.
- Ok, więc... - chciałem coś powiedzieć, ale przerwał mi stłumiony głos dziewczyny:
- RIKER ! Debilu, ten napis wyżej ! - później zwróciła się do mnie. - Wybacz, po prostu twój brat debil wszystko robi źle.
- Nie zdziwię się. Więc jesteśmy za godziną. Nara.
- Cześć. - i się rozłączyła.
Dobra, trzeba zacząć się zbierać. Ponieważ Laura stała tyłem do mnie, postanowiłem to wykorzystać...

------

I jak wam się podoba ? Raura <3
Komentujcie, piszcie, czytajcie !
KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!

















niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 8 ,,Jaka gala ? LA Voice."

*Laura*

Od spotkania z Davidem minęły 4 dni. Starałam się o tym zapomnieć, zwłaszcza, że już w sobotę (za 3 dni) miały być moje urodzinnny ! Byłam mega podjarana. Van zawsze szykowała mi cudowne przyjęcie.
Szybko się ubrałam, uczesałam i umalowałam.
Miałam iść z Ness do centrum, by kupić sobie mega kreację na urodzinki.
Gdy zeszłam na dół, Van była już gotowa.
Uśmiechnęła się na mój widok.
- Gotowa na zakupy i wybranie najbardziej bajecznej sukienki EVER ? - zapytała.
- No jasne, że tak. - odparłam, po czym obie wyszłyśmy z domu.
Tym razem to ja prowadziłam.
Po piętnastu minutach byłyśmy na miejscu.

*Vanessa*

Oglądałyśmy wiele sukienek, ale Laurze żadna się nie spodziewała.
Co prawda zastanawiała się nad miętową.
Ale wydawała się jej zbyt elegancka.
Później przymierzała jeszcze czerwoną, ale i ona jej się nie spodobała.
Podczas przymierzania przez Laurę żółtej sukienki, w sklepie pojawił się niespodziewany gość.
- Hej, Ross ! - krzyknęłam, przywołując blondyna z drugiego końca sklepu.
Chłopak zobaczył mnie, po czym do mnie podbiegł.
- Hej, Van. - uśmiechnął się. - Co tu robisz ?
- Razem z Lau wybieramy sukienkę na jej urodziny. - powiedziałam z naciskiem.
Pora wcielić nasz plan w życie.
W tej chwili z przymierzalni wyszła moja siostra.
- O ! Lynch. Jakże mi miło cię widzieć. - rzekła z sarkazmem.
- I wzajemnie, Marano. To kiedy masz te urodziny ?
- Za 3 dni. Ale nie bój się: nie jesteś zaproszony. - odparła złośliwie Laura, odkładając sukienkę na wieszak.
- Czekaj. - zauważył Ross. - Za trzy dni ? W sobotę ?
- Tak, organizuję Laurze imprezę. - odpowiedziałam.
- Ale... To niemożliwe. W tę sobotę jest gala LA Voice.
- I co z tego ? - spytałam, krzyżując ręce na piersi.
- Obsada A&A musi na niej być. Nie dostałaś maila od producenta ? - zdziwił się Ross.
Jeżeli mam być szczera, to nie istnieje coś takiego jak LA Voice. A obsady A&A i tak by na niej nie było. Nie było także żadnego maila od producenta. Dla pewności wysłaliśmy z jego adresu ściemnionego maila, żeby Laura uwierzyła.

*Laura*

Gala ? Że co ?
- Jaka znowu gala ? I jaki mail ?
- No gala LA Voice. I musimy na niej być. - powtórzył Ross.
- Ale... Co z moimi urodzinami ? -
- Będziesz musiała je przełożyć. Sorka, Marano. - rzucił Ross.
Nie, no teraz to mi smutno.
- Van ? Chodź do domu. Skoro nie mam urodzinowej imprezy, to nie mam po co szukać sukienki.
- A co ubierzesz na tą galę ? - zdziwiła się Nessa.
- Coś starego. Chodźmy Van. Nie jestem w nastroju. - mruknęłam. - Nara, Lynch.
Odeszłam, zostawiając Van z Lynchem.

*Ross*

Laura poszła, a Van przybiła mi piątkę.
- Nieźle zagrane, Ross. - pochwaliła mnie.
- W końcu jestem aktorem. I piosenkarzem, nie ?
- No. Tylko szkoda, że Laura nie kupiła tej sukienki. Zostało nam jeszcze pół sklepu to przejrzenia. - westchnęła i rzucając mi cześć, pobiegła za Marano.
Po krótkim namyśle postanowiłem, raz stać się miły dla Marano.
Skoro Marano nie kupiła w końcu tej sukienki na swoją 18-nastkę, to może ja jej jakąś kupię i dam jej w prezencie ? Przejrzałem setki sukienek. I choć nie znałem ani jej wymiarów, ani upodobań, w końcu znalazłem sukienkę, w której Marano na pewno będzie wyglądać cudownie.
Niebieska, bez ramiączek, z dłuższym tyłem i ładnym srebrnym ,,paskiem" (?).
Szybko wziąłem rozmiar M. Nie wiedziałem, czy nie będzie na nią za duży, ale cóż... Trzeba spróbować.
Podszedłem do kasy.
Za ladą stała młoda dziewczyna, starsza ode mnie, ale nie za bardzo.
- To tyle ? - zapytała, kasując sukienkę.
- Tak, a jest możliwość, żeby to jakoś zapakować ? Tak ozdobnie ?
- Na prezent ?
- Tak.
- To tam na przeciwko jest taki zakład, gdzie pakują prezenty, proszę tam podejść. - powiedziała.
- Ok, dzięki. To ile płacę ?
- 300 dolarów. - odpowiedziała dziewczyna.
Wyciągnąłem z portfela 3 stówki i podałem je sprzedawczyni.
Tak, wiem. Dużo jak na prezent dla wroga, ale chyba wolno mi być raz miłym, nie ?
Dziewczyna podała mi sukienkę i paragon.
Potem poszedłem do tego zakładu, żeby zapakowali tę sukienkę dla Marano.
- Jak zapakować ? W torbę ? Pudełko ? - zapytała sprzedawczyni. Była już pewnie po 60.
- W pudełko.
- Proszę wybrać kolor pudełka i wstążki.
Było tak tyle wzorów i kolorów ! Wybrałem różowy w białe kropki. Po paru zwinnych ruchach rękami sprzedawczyni, prezent był gotowy.
- O ! Pięknie. Dziękuję bardzo.
- Proszę. Chyba będziemy widywać się częściej, prawda ? - zapytała kobieta, wstukując coś w kasę.
- Niby dlaczego ? - zdziwiłem się.
- Ta sukienka była bardzo droga. Musisz więc naprawdę kochać swoją dziewczynę i lubić kupować jej prezenty, prawda ? Więc będziemy widywać się częściej. - podsumowała kobieta.
- Ale dziewczyna, której to kupuję nie jest moją dziewczyną. Ona jest...
Moim wrogiem. - dokończyłem w myślach. Tak, to brzmi beznadziejnie.
- Tak. Będziemy widywać się częściej. - odpuściłem.
Zapłaciłem kobiecie za zapakowanie sukienki i wróciłem do domu.

-------

No i jest ! Raura się zbliża ! Jak wam się podoba ? Komentujcie !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO DALSZEGO PISANIA !!!

czwartek, 8 maja 2014

Rozdział 7.

*Laura*

Było już dość późno. Byłam na wpół przytomna. Za mało, by mówić, lecz wystarczająco by widzieć wszystko, co dzieje się w pomieszczeniu. Zobaczyłam, jak Lynch bierze do ręki swoją skórzaną kurtkę i kluczyki do auta. Później, chyba myśli, że śpię, bo przykrywa mnie kocem. Ledwo dostrzegam, że się uśmiecha, gdy to robi. Potem już ma wychodzić, ale słyszy dzwonek do drzwi.
Van - myślę. - No, nieźle się moja siostrzyczka zdziwi, gdy zobaczy mojego wroga w naszym domu !!!
Chłopak idzie otworzyć.
Oczekuję zdziwionego głosu Ness, ale zamiast tego dochodzi mnie cichy szept Davida.
CO ON TU ROBI ???
Cicho zwlokłam się z kanapy i podkradłam się do hollu. Schowałam się za ścianą, oddzielającą salon od wejścia i słuchałam, o czym rozmawiają.
- Czujesz coś do Laury ? - spytał David.
CO TO WGL ZA PYTANIE ?
Byłam bardzo ciekawa reakcji Davida. Był nieźle spięty, pewnie oczekiwał odpowiedzi twierdzącej. Zrobiło mi się go żal. Biedak był nieźle zestresowany, bo nie wiedział, że odpowiedź będzie brzmiała NIE.

*Ross*

- Nie. - odparłem.
Mimo iż wydawać by się mogło, że to takie oczywiste... przyszło mi to z  nie małym trudem.
Chłopak odetchnął.
- A już się bałem.
- Płakała przez ciebie. - wspomniałem.
- Źle mnie zrozumiała. Tylko tyle. Jutro jadę na dwa tygodnie do Denver, na plan zdjęciowy, ale jak wrócę to wszystko jej wyjaśnię. -  uśmiechnął i odwrócił się.
Mimo to jeszcze raz się do mnie odezwał.
- Powiedz jej, że byłem. I, że jak wrócę to wszystko odkręcę. - po tych słowach, poszedł.
Zamknąłem za nim drzwi.
Gdy się odwróciłem, zauważyłem skrawek materiału, wystający zza ściany.
Laura - pomyślałem. - Była tam przez cały ten czas. Wie, co powiedziałem.

*Laura*

Wiedziałam, że Lynch mnie widział.
Wyszłam z kryjówki i stanęłam na przeciw niego.
- To był David ? - spytałam.
- Tak. - odparł.
- Czego chciał ?
- Nie słyszałaś ?
- Nie, dopiero wstałam. - skłamałam. Po co ma wiedzieć, że ja wiem ?
- Aha. Powiedział, że jak za dwa tygodnie wróci z Denver to ci wszystko wytłumaczy. To co się dziś między wami stało. - rzekł.
- Ok. Ty już idziesz ?
- Tak. Nie chcę, żeby Ryd się o mnie martwiła. - po tych słowach poszedł do salonu, po chwili wracając ze swoimi rzeczami w ręce.
- Dzięki... za film. - powiedział, ubierając skórę (no, że kurtkę) na siebie.
- Nie ma za co. Tylko, Lynch ?
- Tak ?
- To nie znaczy, że jesteśmy przyjaciółmi, czy coś w tym rodzaju. - powiedziałam.
- Jasna sprawa, Marano. - odparł, wychodząc.
Gdy wyszedł, uśmiechnęłam się sama do siebie. David chciał wyjaśnić całą tę sprawę. To było jak prezent urodzinowy. Wreszcie zaczęło się układać...

*Ross*

Dojechałem pod dom o 22. Było już dość ciemno i późno, więc zdziwiłem się, że światła w domu są zaświecone.
Wszedłem do domu i nieźle się zdziwiłem.
Ledwo, co pożegnałem się z jedną Marano, druga - siedziała u nas na kanapie.
- Hej, Ross. - zawołała do mnie Ryd.
- Hej, Ryd, Nessa. - odparłem. - Nie, że coś, ale... Co tu robisz, Van ?
- Obgadujemy z Delly pewną ważną sprawę. - zaśmiała się Nessa.
- A konkretniej ? - dopytuję, waląc się na kanapę w rogu.
- Konkretniej: urodziny Laury. Są już za tydzień. - powiedziała Ryd.
- Robicie jej jakąś imprezę ?
- Tak, a chcesz się przyłączyć ? - pyta Van.
- Z przygotowywaniami, nie. Ale na imprezę chętnie przyjdę.
- Olej go. - powiedziała Ryd do Nessy.
- Planujecie to zrobić tutaj ? - zapytałem.
- Nie dokładnie. W ogrodzie. Wiesz, nad basenem i takie tam. - sprecyzowała Delly.
- Spoko. - mruknąłem.
- Gości już mamy, zakupy zrobimy, prezenty kupimy, tylko jest jeden problem... - zatrzymuje się Nessa.
- Jaki ?
- Tego dnia Laura jest zawsze przy mnie. Potrzeba kogoś, kto by ją zajął, kiedy my będziemy tu wszystko przygotowywać... - nagle Vanessa milknie. Wymieniają z Delly porozumiewawczo spojrzenia, po czym ich wzrok przenosi się na mnie.
- Nie. - od razu zaprotestowałem. - Ja tego nie zrobię.
- Zrobisz. - rozkazuje Nessa. - Mam już nawet plan. Pójdziesz do niej, że niby chcesz poćwiczyć kwestię do następnego sezonu. Najpierw wciśniemy jej kit, że wieczorem jest jakaś ważna gala, na jaką musi iść, więc na wieczór się wystroi. Po ćwiczeniu ról, wsadzisz ją w samochód i pod pretekstem tej gali, przywieziesz ją tutaj. I po kłopocie.
- Jesteś genialna ! - piszczy Rydel.
- Tak, bardzo. - przerywałem jej. - Tylko, że jest jeden mały problem: nie zrobię tego.
- Zrobisz, zrobisz, blondasku. - zaśmiała się Nessa. - Zrobisz, zrobisz...

*Vanessa*

Byłam pewna, że mój plan zadziała ! Nie mówię, że moja siostra jest głupia (może tylko trochę łatwowierna), ale jestem pewna, ze da się nabrać !
- To co ? Ustalone. - uśmiecham się.
Nie zważając na sprzeciwy blondyna, żegnam się z Rydel i opuszczam dom Lynchów.
O tak ! Laura będzie miała najlepszą 18 EVER !!!

-----------

No więc.... Tak. Postanowiłam usunąć na razie Davida, by w kolejnych rozdziałach móc wprowadzić Raurę. Będzie mega słodko !!! HEHEHE. KOMENTUJCIE !!!

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!!!

środa, 7 maja 2014

Rozdział 6 ,,Laura była słodka i pociągająca'.

*Laura*

Podczas obiadu David zachowywał się bardzo dziwnie. Przez cały czas bawił się sztućcami, albo rąbkiem swojej bluzki.
- Hej, wszystko ok ? - zapytałam, łapiąc go za rękę na stole.
Spojrzał na mnie, a ja od razu cofnęłam dłoń.
Nie wiem, czemu, ale jego zachowanie było naprawdę niepokojące.
- Przepraszam cię. - rzekł, mierzwiąc włosy.
- Ale coś się stało ? - upewniłam się.
- Nie... To znaczy tak.
- O co chodzi, David ? - znów dotknęłam jego dłoni. - Pamiętaj, że cokolwiek to jest, to możesz mi powiedzieć. Jesteśmy przyjaciółmi.
- Ale ja nie chcę się z tobą przyjaźnić ! - wybuchnął.
Szybko wzięłam swoją rękę.
Jego słowa kręciły mi się w głowie. Nie mogłam tego zrozumieć. Najpierw mówi, że mu na mnie zależy, a potem, że nie chce się ze mną przyjaźnić.
Spojrzałam mu prostu w oczy. Potem porwałam z krzesła moją torebkę i wyszłam z knajpki.Chyba za mną krzyczał, ale miałam to gdzieś.
Szłam ulicą w kierunku domu. Miałam go dość. Pierwsze łzy pojawiły się w moich oczach.
Wtedy jakiś samochód zaczął trąbić. Na początku miałam to gdzieś, ale gdy trąbienie nie ustało, obróciłam się i jakże się zdziwiłam. Na chodniku za mną zaparkował samochód, a na miejscu kierowcy siedział Lynch. Mimo moich przypuszczeń, w samochodzie nie było Mai.
Podeszłam do samochodu, a Lynch otworzył drzwi od strony pasażera.
- Podwieźć cię ? - zapytał.
- Nie, dzięki. - syknęłam.
Wtedy zagrzmiało, a z nieba zaczął padać deszcz.
- Na pewno ? - powtórzył.
Wsiadłam, a on ruszył. Wjechał na ulicę i skierował się na drogę w kierunku mojego domu.
- Gdzie Maia ? - spytałam, patrząc w okno.
- Odwiozłem ją do domu. Nie poszliśmy na film, bo źle się poczuła. Gdzie David ?
- Nie rozmawiajmy o tym.

*Ross*

Marano wydawała się niezwykle przygnębiona. Czyżby między nią a Davidem nie za bardzo się układało ?
Już miałem zadać jej to pytanie, dobijając ją, lecz zauważyłem, że łzy spływają jej po policzkach. Nie wiem czemu, ale tym razem jej odpuściłem.
Do końca drogi nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem.
Podjechałem pod jej dom, a ona odpięła pas. Już miała otworzyć drzwi, gdy nagle odwróciła swoją głowę i spojrzała mi prosto w oczy. Jej czekoladowe oczy były teraz zaburzone czerwienią łez. Wydawała się taka bezbronna i delikatna.
- Może chcesz wejść ? - zapytała.
- Chcesz, żeby wszedł do ciebie do domu ? Zapraszasz mnie ? - zdziwiłem się.
Spodziewałem się jakiejś ciętej riposty, a ona tylko szepnęła:
- Nie chcesz, to nie. Spoko.
I wyszła z samochodu.
Nie wiedziałem, czemu była taka dobita, ale taka spokojna, lekko przerażona Laura była niezwykle słodka i pociągająca.
- Poczekaj, Laura ! - krzyknąłem.
Po chwili wysiadłem z auta i podbiegłem do niej.
Deszcz lał niemiłosiernie.
Zatrzymałem ją, chwytając za rękę i odwracając do siebie.
- Powiedziałeś do mnie Laura ? - zdziwiła się, lekko się uśmiechając.
- W końcu to twoje imię. - uśmiechnąłem się.
- To wejdziesz ? - uśmiechnęła się.
- Na chwilę.
Podeszliśmy do drzwi, a Mara... Laura wzięła z torebki klucze.
Przyłożyła je do dziurki. Ręce jej się trzęsły. Nie mogła nimi trafić.
- Daj, wezmę. - wziąłem jej klucze, przez przypadek dotykając jej dłoni. Poczułem ciepły dreszcz. Nie puszczając jej ręki, spojrzałem jej w oczy. Nadal były czerwone, ale przynajmniej teraz było widać w nich ten błysk Laury Marano.
Ona jednak wyrwała swoją dłoń i lekko speszona, wskazała, bym otwarł drzwi.
Zrobiłem to, wpuszczając ją do środka.
Wzięła ode mnie klucze i położyła je na blacie w kuchni.
- Jeśli chcesz coś do picia, lub do jedzenia, to bierz co chcesz. Ja pójdę się tylko przebrać i za chwilę do ciebie wrócę. - rzekła i wchodząc na schody, poszła do góry.
Poszedłem do kuchni i z lodówki wyjąłem Pepsi i nalałem sobie do szklanki.
Usiadłem na kanapie i zacząłem przyglądać się salonowi.


*Laura*

Sama byłam zdziwiona, że zaprosiłam go do domu, ale najwyraźniej byłam nieźle dobita.
Zdjęłam z siebie mokre ubranie, zmyłam rozmyty makijaż i spięłam włosy.
Weszłam pod prysznic A po nim szybko się ubrałam i uczesałam. Dałam lekki makijaż i parę błyskotek.
Tak gotowa zeszłam na dół, do mojego wroga.
Ten siedział na kanapie i czekał na mnie.
- Ładnie wyglądasz. - rzekł, robiąc mi miejsce na kanapie.
- Dzięki. - odrzekłam, nalewając sobie wody. Później poszłam do salonu i usiadłam koło Lyncha na kanapie.
- Chcesz może pogadać o tym, co się stało... - zaczął.
- Zamknij się. - warknęłam.
- A było tak miło. - powiedział Lynch.
- Sorry, po prostu nie chcę o tym gadać. - odparłam.
- To po co mnie tu zaprosiłaś ? Żeby sobie posiedział i się na ciebie popatrzył. Bo jak mam być szczery, to jest na co popatrzeć.
Wzięłam poduszkę i rzuciłam nią w Lyncha. Ten oberwał w głowę, mimo to śmiejąc się.
- Nie. Wiesz co, Lynch ? Chciałam cię przeprosić. Nie mówię, że od razu cię pokocham, ale czasem jestem za ostra. Wybacz. - powiedziałam.
- Kpisz ze mnie ? - powiedział. - Jesteśmy wrogami, a wrogowie sobie dokuczają.
- Heeeh. - mruknęłam. - Jakieś plany na wieczór ?
- A co ? Proponujesz mi coś ? - zaśmiał się.
- Film. Już jeden dzisiaj widziałam, ale ten... - włączyłam telewizor. - Jest najlepszy.
- Jakaś romantyczna komedia ? - wzdrygnął się.
- Avengers.
Stanęło na tym, że Lynch na fotelu, a ja na kanapie, oglądaliśmy film. Nie wiem kiedy, ale w pewnym momencie zasnęłam...

*Ross*

Gdy Avengersi się skończyli, dochodziła 21. Nawet nie wiem kiedy ten dzień zleciał. Obróciłem się, by powiedzieć Marano, że idę, ale okazało się, że ta śpi.
Wziąłem koc i przykryłem Marano. Zgasiłem telewizor i zebrałem swoje rzeczy.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
Odłożyłem moje rzeczy i podszedłem, by otworzyć.
Co dziwne, w progu stanął David.
- Ross... - zdziwił się.
- David, tak ? - spytałem.
- Tak... Jest Laura ? - odpowiedział pytaniem.
- Emm... - odwróciłem się i przypomniałem sobie, że dziewczyna śpi. - Jest, ale śpi. Zasnęła, gdy razem...
- Dobra. Rozumiem. - przerwał mi i już miał odejść, ale jeszcze na chwilę wrócił i zadał mi dość dziwne pytanie:
- Ross... Czujesz coś do Laury ? - zapytał, patrząc mi prosto w oczy.
Był zdenerwowany, niespokojny i z niecierpliwością czekał na moją odpowiedź.
- Ross, odpowiedz. - ponaglił.

------

I JEST !!! Krótki, ale mi się podoba., A wam ? Komentujcie !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO DALSZEGO PISANIA !!!

wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 5 ,,Chciałem poprosić Laurę o chodzenie..."

*Vanessa*

Podwiozłyśmy Delly pod sklep.
- Na pewno nie chcesz, żeby cię potem odwiozła ? - upewniłam się, gdy Ryd opuściła moje autko.
- Daj spokój, Ness. Macie swoje sprawy. Dzięki, że wpadłyście. - mruknęła do mnie. - Miło było mi cię poznać, Laura.
- I wzajemnie, Delly. - odparłam, szeroko się uśmiechając.
- To do wtorku, Van. - mruknęła Ryd i poszła w kierunku sklepu.
- I co, Lau ? - spytała Nessa, gdy jechałyśmy już w stronę domu. - Jak na siostrę wroga, to fajna, nie ?
- Żartujesz ? - zadrwiła. - Ona jest czadowa. Nie wierzę, że to jego siostra.
Przez chwilę śmiałyśmy się na zmianę, po czym Laura przemówiła:
- A jak Riker ? Jak na brata przyjaciółki, to też niezłe ciacho ! - zaśmiała się moja siostra.
- Tak ? To się z nim umów! - zaproponowałam.
Laura zaczęła się dławić śmiechem.
- A nie czekaj. - dodałam. - Twój jest Ross, zapomniałam.
Laura wbiła mi swój kościsty łokieć w żebra.
- Ej, uspokój się Karate Kid. - zaśmiałam się, rozmasowując bolące miejsce.
Ani się obejrzałam, a już zatrzymałam się przed domem.
Laura wbiegła do niego jak szalona,wrzeszcząc, że musi siku.
Ja za to zaraz po wejściu do domu udałam się do swojego pokoju. W mgnieniu oka ubrałam się i umalowałam.
- Lauruś ! - zawołałam, krzątając się po salonie. - Wychodzę ! Choć tu na chwilkę !
Po chwili moja siostra pojawiła się na schodach. Oniemiałam na widok jej stroju.stroju.
- No co ? - zdziwiła się młoda, po czym stukając obcasami poszła do kuchni.
- Co żeś się tak wystroiła ? - spytałam.
W odpowiedzi dziewczyna zaśmiała się.
W tym samym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Cholera. - pisnęła Laura.
- Kto to ?
- Ugh... Idź otwórz. - odparła, pędząc na górę.
Wzruszyłam ramionami i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam ładnego blondyna z bukietem kwiatów w ręce.
- Hej. Ja do Laury. - rzekł.
Muszę przyznać, że był ładny. Moja siostra ma gust !
- Tak, wejdź proszę. Laura zaraz zajdzie. - zaprosiłam go do salonu.
Chłopak stanął w wejściu i patrzył na schody, z których lada moment miała zejść Laura.
Po chwili pojawiła się na nich.
- Cześć. - rzekła do niego.
- Hej, Laura. - wyszeptał chłopak. Widziałam, że nie mógł oderwać od niej wzroku !
Laura zeszła na dół.
- To dla ciebie. - rzekł, wręczając jej bukiet.
- O mój Boże ! Są przepiękne ! Dziękuję David. - odparła, idąc do kuchni po wazon. Będą w niej i napełniając wazon, powiedziała do Davida:
- David to jest Vanessa, moja siostra. Ness to jest David, mój...
- Chłopak ? - spytałam, podając mu rękę.
- PRZYJACIEL. -odparła z naciskiem Laura.
- Bardziej mi się podobała ta pierwsza wersja. - szepnął do mnie ,,przyjaciel" Laury.

*Laura*

Niech lepiej Van się zamknie, bo inaczej David się przestraszy. Tak, to prawda - bardzo lubię Davida, ale nie jesteśmy parą.
- To... jakie macie plany ? - zapytała Nessa.
- Zabieram Lau do kina, a później na obiad. - odparł David, gdy weszłam z powrotem do salonu.
- To miłej zabawy. - uśmiechnęła się Ness. - Pa mała. Ja wrócę w nocy. Bawcie się dobrze. - i wyszła.
- To co, idziemy ? - zapytał.
- Jasne.
Wyszliśmy przed dom, a ja zamknęłam drzwi.Podczas gdy ja chowałam klucze do torebki, zdarzyło się coś niesamowitego ! David złapał mnie za rękę ! Popatrzyłam na niego, a on tylko się uśmiechnął.
Później zaprowadził mnie do swojego samochodu. Otworzył mi drzwiczki, a później je zamknął.
Po chwili siadł na miejscu kierowcy i ruszył. Po 15 minutach byliśmy już pod kinem.
Nie wiem, jak on to tak szybko zaplanował, skoro zaproponowałam mu spotkanie, zaraz po przyjściu do domu.
Tak czy owak... Bilety na film już czekały. Bałam się, że David zabierze mnie na jakiś horror, ale on wybrał romantyczny film akcji.
Tak właściwie nie wiem, o czym był, bo przez cały czas nie mogłam się skupić. Co chwila się na mnie patrzył, lub uśmiechał, a raz po raz nasze ręce dotykały się, gdy sięgaliśmy po popcorn.
I tak gdzieś w połowie filmu.... BUM ! Główny bohater miał poważny wypadek, a na miejscu jest tylko jego dziewczyna. Zdaje się, że chłopak zaraz umrze. Chłopak z raną postrzałową leży u niej na kolanach, a krew wypływa z rany postrzałowej.
I wtedy David wziął popcorn i przełożył go na siedzenie obok nas.
Nagle ziewa, a chwilę potem jego ręka mnie obejmuje. Mało myśląc wtuliłam się w niego, a on cicho mi szepnął:
- Naprawdę mi na tobie zależy.
Później wraca do oglądania filmu - ze mną w ramionach.
Film skończył się przewidywalnie - chłopak żyje, przezwycięża zło i ratuje ukochaną. NUDA.
Mimo to byłam zadowolona, bo spędziłam ponad godziną w objęciach Davida.
Gdy wyszliśmy z kina, czekała mnie jeszcze jedna niespodzianka. Tym razem - nie miła.
Lynch i jakaś brunetka całowali się przed kinem. Miałam ochotę ich zignorować, ale Lynch mnie zauważył.
Przestał ślinić się z dziewczyną i przywitał mnie.
- Hej, Marano.
- Hej, Lynch. - odparłam.


*Ross*

Marano i ten blondyn wyglądali jak para.
- Lynch, to jest David mój przyjaciel. - powiedziała, ściskając go za rękę. - A to, David jest Lynch... to znaczy Ross, mój wróg... kumpel z planu.
- Miło mi. - rzekł chłopak.
- Wzajemnie. Marano, David to jest Maia, moja dziewczyna. Maia to jest Laura. Laurę już znasz, a to jest David, jak przed chwilą słyszałaś jej przyjaciel.
- Miło mi. - Maia i David podali sobie dłonie.
- Na czym byliście ? - uśmiechnęła się Maia.
Marano poprawiła torebkę. A muszę przyznać, że wyglądała naprawdę ładnie.
- Na...
- Na ,,Ataku Terroru". - odrzekł David, widząc, że Marano nie może się wysłowić.
- Nieźle. My właśnie idziemy na ,,Atak Macek 3". - odparłem.
- Fajnie. To miłej zabawy. - rzekła David.
Wymieniliśmy się krótkimi ,,cześć" i poszliśmy w swoje strony.
- Maia pójdź już do kina, po nasze bilety, ja za chwilę przyjdę. - powiedziałem do brunetki.
Ta kiwnęła głową i pobiegła do kina.
Ja ,,zawiązałem buta". A tak naprawdę to patrzyłem na odchodzącą Marano i Davida.
Nagle chłopak objął Marano w talii, po czym odeszli.
Taaa... ,,Przyjaźń".  Czy ja jestem zazdrosny ? Nie.

*David*

Chciałem poprosić Laurę o chodzenie, ale nie wiedziałem jak się do tego zabrać. Dobra... Przed nami obiad, może tam coś wykombinuję... Miejmy nadzieję...

-------------------

Heeeh.... I jest kolejny. Wiecie, chyba już nie będę pisać, bo coś nie komentujecie....
A jak wam się podoba Daura ? Bo mi bardzo. Ale obiecuję, że już niedługo pojawi się Raura.

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO DALSZEGO PISANIA !!!