sobota, 17 maja 2014

Rozdział 13 ,,...gdy umierała."

*Laura*

Stałam tam z naszyjnikiem w ręce. Był ciężki. Złoty.
Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku.
To naszyjnik mojej mamy. Dostała go od ojca w 1 rocznicę ich ślubu. Nigdy go nie zdejmowała.
Miała go na sobie, gdy rodziła Van. Miała go na sobie, gdy rodziła mnie. Miała go na sobie, na wszystkich urodzinach, rocznicach, uroczystościach. Miała go na sobie, we wszystkie ważne dla nas dni. Miała go na sobie... gdy umierała.
Otworzyłam go i uśmiechnęłam się mimo woli. Z jednej strony było zdjęcie ślubne moich rodziców.
A z drugiej... Dwie ciemnowłose dziewczynki, jedna ma z 8, druga z 5 lat. Ściskają się i robią głupie miny do obiektywu aparatu. Mimo upływu lat poznaję te dziewczynki. To ja Vanessa. A zdjęcie zrobiono około 13 lat temu w Hiszpanii, na wakacjach.
Spojrzałam na Van. Uśmiecha się do mnie - na pewno wie o prezencie. Nagle dostrzegam świstek papieru w pudełku.
Wyjmuję go.
29 listopada 1995 rok.
Dziś urodziła się moja druga córeczka. Razem z Damianem postanowiliśmy nazwać ją Laura. Mała ma bardzo silny głos. Jest wyjątkowa. Vanessa bardzo polubiła swoją małą siostrzyczkę. Napisałabym więcej, ale Laura domaga się jedzenia. To tyle pamiętniczku. Ellen.
Kolejna łza spływa mi po policzku. To kartka z pamiętnika mojej mamy. Kartka z dnia, w którym się urodziłam. Aż trudno mi uwierzyć, że ten świstek papieru ma już 18 lat. Aż trudno mi uwierzyć, że ja mam 18 lat.
Odganiam łzy. Dochodzi 3 w nocy.
Idę do Nessy.
Nie mam zamiaru rozmawiać z nią o prezencie - sama to zrobiła, więc nie ma sensu...
 - Jestem zmęczona Nessa. - mówię.
- Tak ? - siostra mocno mnie obejmuje. - Idź do Rydel. Powiedziała, że możemy tu zostać na noc.
Zgodnie z poleceniem udałam się do Ryd, która przekierowała mnie do Lyncha.
Chłopak siedział w ogrodzie, na fotelu i głaskał mojego kotka.
- Fajny kot, Marano. - mówi, mogło by się zdawać nie zauważając mnie.
- Skąd wiesz, ze to ja ? - zdziwię się, podchodząc do niego.
- Szampon.
- Proszę ?
Chłopak wzdycha (najwyraźniej nad moją niewiedzą).
- Używasz szamponu o nietypowym zapachu. Róże i fiołki. - tłumaczy.
Odruchowo wącham kosmyk włosów. Ma racje.
- Tak, ale Vanessa też go używa. - zauważam.
- Ale Vanessa nie używa kremu do rąk o zapachu mango, a ty tak.
Znów wącham dłonie. Znów chłopak ma racje.
- Mniejsza o to. - mówię zrezygnowana. - Ryd kazała mi się do ciebie zgłosić, w sprawie spania.
- Aha. Więc po to przyszłaś. - odpowiada. - Dlaczego miałbym ci pomóc ?
- Nie mam zamiaru się z tobą kłócić, Lynch. - mówię. - Jestem zmęczona.
Po raz pierwszy odkąd tu przyszłam, chłopak podnosi na mnie swój wzrok.
Patrzy na mnie przez ułamek sekundy, po czym znów wraca do miziania kota.
- Lynch. - poganiam.
Chłopak znów wzdycha.
Wstaje, biorąc kota na ręce.
- Chodź. - rzuca do mnie i idzie w stronę garażu.
Idę za nim. Chłopak mimo kota na ręce, jednym ruchem wolnej ręki otwiera drzwi od garażu i wpuszcza mnie do środka. Następnie sam wchodzi. Zaświeca światło, a moim oczom ukazuje się sprzęt muzyczny. Bębny , gitary, keybord, ale także mikrofony, głośniki i inne sprzęty.
- To wasz sprzęt ? - pytam, podchodząc do gitar.
- Tak. R5. - mówi, ,,odkładając" kota na ziemię.
- Niezły.
Nagle mój wzrok przykuwa czarna gitara w kącie.
- O mój Boże. - szepczę.
- A, ta gitara. - wzdycha Lynch.
- Nie może być ! Czy to jest gitara elektryczna Ibanez ?!
- Tak. Moja. Zagrać ci coś ? - pyta, po czym podchodzi do niej. Bierze ją i podłącza do wzmacniaczy.
Gra parę akordów. Nie wiem, co to za piosenka, ale podoba mi się. Dźwięk jest mocny, a Lynch mocno zaangażowany w grę.

*Ross*

Marano wyraźnie podobała się moja gra.
Nie robiłem tego, żeby jej zaimponować (chociaż może...).
Gdy skończyłem grać, oboje udaliśmy się na górne piętro, schodami z garażu. Nie chciałem, by ktoś widział, jak odprowadzam Marano do pokoju.
Prowadzę ją do siebie, ale ona nagle zatrzymuje się w pół kroku.
- Mam spać u ciebie ? - krzywi się.
- Już raz tu spałaś. A poza tym, albo to... - wskazuję na drzwi do mojego pokoju. - Albo na dole, na kanapie, jak wszyscy pójdą. A to nie nastąpi zbyt szybko.
Marano wzdycha, a ja wiem co to znaczy - woli spać u mnie w pokoju.
Otwieram drzwi i wpuszczam ją do środka.
Zaraz po naszym wejściu, zamykam drzwi, by odciąć się od muzyki i hałasów z dołu.
Marano siada u mnie na łóżku i zajmuje się głaskaniem kota oraz obserwacją mojego pokoju. Jej wzrok spoczywa na zdjęciu moim i Mai, które leżało na komodzie.
Bierze je do ręki i dokładnie mu się przygląda.
- Słodko razem wyglądacie. - mówi.
- Dzięki. - odpowiadam, wyjmując kołdrę dla Marano z szafy.
- Długo jesteście razem ?
- Od premiery Teen Beach Movie. Wtedy poprosiłem ją o chodzenie.
Marano odkłada zdjęcie, po czym wstaje, by zrobić mi miejsce. Ścielę szybko łóżko, po czym z koca i poduszek robię posłanie dla jej kota.
- Jak go nazwiesz ? - pytam, gdy dziewczyna układa go na kocu.
- Jeszcze nie wiem. Ale chyba.... - przez chwilę myśli, po czym mówi:
-......

------
Hejka ! Jakieś pomysły dla rudego przyjaciela Laury ? Zwycięży ten, czyj pomysł najbardziej mi się spodoba i dla niego zostanie zadedykowany następny rozdział ! Piszcie !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO DALSZEGO PISANIA !!!

7 komentarzy:

  1. Świetny rozdział ale lepiej mi się czytało jak pisałaś w czasie przeszłym a nie teraźniejszym.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czudny rozdział :) ale wolałam, kiedy pisałaś w czasie przeszłym.
    Pozdrowionka :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Też tak wolałam ;p
    Rozdział świetny, ale krótki ;c
    To Ross i Maia są razem? O.o Coś pominęłam? Chociaż, czytam tyle opowiadań, że mi się mylą .-.
    Czekam na kolejny ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały rozdział.
    Też wolę byś pisała w czasie przeszłym.
    A imię dla kotka, to może Tutuś?
    Czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja zgaduje że może nazwać go Ross, było by śmiesznie

    OdpowiedzUsuń