poniedziałek, 12 maja 2014

Rozdział 10 ,,Co tu robimy ?"

*Ross*
Podszedłem cicho do Marano. I bez uprzedzenia wepchnąłem do basenu.
Plusk. Myślałem, że po chwili wściekła głowa dziewczyny wyłoni się z wody i obrzuci mnie najgorszymi przekleństwami. Ale nie wynurzała się. W ciemnym świetle ledwo widziałem taflę wody. A co jeśli Marano nie umie pływać !? Pfff. To po co byłby im basen ?
Mimo to nadal stałe i patrzyłem. Nic.
Nachyliłem się nad basenem, by zobaczyć coś więcej. I wtedy ktoś od tyłu wepchnął mnie do basenu.
Poczułem dreszcz, zaraz po zetknięciu się z zimną wodą. Zanurkowałem, po czym szybko wypłynąłem na powierzchnię.
Nad basen stała Laura. Cała przemoczona, mimo to skręcała się ze śmiech. Zapaliła na tarasie lampy, więc było już dość jasno.
- Haha Lynch ! Wyglądasz jak mokra kura ! - śmiała się.
- Mógłbym to samo powiedzieć o tobie. - odgryzłem się.

*Laura*

Ross wyglądał naprawdę zabawnie, gdy wepchnęłam go do wody. Był przerażony.
- Wyjdziesz, czy tak zostajesz ? - zapytałam.
- Heeh, no nie wiem. - odparł, zbliżając się do murku.
- Ja w każdym razie... - Lynch nie dał mi dokończyć.
Jednym ruchem złapał mnie za kostkę i pociągnął do basenu.
Zanurkowałam, po chwili wynurzając się... zaraz przed twarzą Lyncha.
Chłopak uniósł jeden koniuszek warg; oczy mu świeciły.
- Ty w każdym razie: co ? - zapytał. Był tak blisko mnie, że czułam na sobie jego ciepły oddech.
- Ja w każdym razie.... - zacięłam się. Nie wiem czy to sprawa tych czekoladowych oczów tego palanta, czy bliskości, którą na mnie wywierał. Mimo wszystko sprawiał, że ledwo łapałam oddech.
- Chodźmy już. Za chwilę jedziemy na galę. - zaproponował, zbliżając się jeszcze bliżej.
- Tak... Spoko. - wyszeptałam. Nie musiałam mówić głośniej. Chłopak był naprawdę blisko mnie.
Po sekundzie wynurzył dłoń z wody i odgarnął mi z policzka kosmyk włosów.
Później uśmiechnął się szeroko i odwracając się, podpłynął do murku.
Chciałam wyjść pierwsza, więc mnie przepuścił.
Podparłam się na rękach i zarzuciłam jedną nogę na brzeg. Nie było to jednak takie łatwe, zważywszy na moje mokre ciuchy i śliskość murku.
Wtedy z pomocą przyszedł mi Lynch.
Delikatnie ujął mnie w tali i podtrzymał, gdy podciągałam drugą nogę. Po chwili stałam już na chodniku i patrzyłam jak zwinnie tyłem na brzeg wskakuje również chłopak.
Później poszliśmy do domu i się wysuszyliśmy.
Gdy po 15 minutach obwieściłam Lynchowi, że idę się przebrać, ten nagle zerwał się na równe nogi.
- Zapomniałbym ! - wrzasnął, biegnąc do hollu. - Nigdzie nie idź. Poczekaj tu.
Nieźle się zdziwiłam, ale mimo to usiadłam na kanapie i poczekałam na Lyncha.
Ten - targając coś za plecami - wrócił po 5 minutach.
- Więc tak. - zaczął. - Dziś masz urodziny. I postanowiłem coś ci dać. Wiem, ze to dziwne, ale... Oh, po prostu przyjmij to.
Wyciągnął zza siebie różowe (dość duże) pudełko, owinięte różową wstążką.
- To dla ciebie. - dodał wręczając mi to.
Następnie usiadł na fotelu, naprzeciw mnie, by dokładnie widzieć moją reakcję.
Co to może być ? Co on mi kupił ?
Lekko drżącymi rękami zdjęłam pokrywę pudełka. I zamarłam. W środku wił się granatowy materiał.
Delikatnie podniosłam górę, a reszta falując, opadła w dół.
Była to sukienka. Ale nie byle jaka sukienka. Najpiękniejsza, jaką w życiu widziałam.
- O mój Boże. Ross... - spojrzałam na niego.
Siedział z rękoma skrzyżowanymi na piersi z miną ,,Jestem genialny, wiedziałem, że ci się spodoba."
- To jest piękne. Ale ja nie mogę tego przyjąć. - dodałam.
- Ej, to jest prezent. - mruknął, nachylając się.
- Jest piękna. Dziękuję. - odpowiedziałam, podchodząc do niego.
Chłopak automatycznie wstał. Mocno go przytuliłam.
Oplotłam ręce wokół jego szyi, a on objął mnie w tali.
- Podoba ci się ?
- Oczywiście. - odparłam.
- To teraz na górę i się przebierać. - mruknął, puszczając mnie.
Szybko wzięłam sukienkę i popędziłam do góry, by się ubrać.

*Ross*

Ha ! Jestem genialny ! Spodobała jej się !
Szybko ubrałem się w garnitur i poczekałem na Laurę.
Po paru minutach pojawiła się na schodach.
Miałem ochotę coś powiedzieć, ale nie mogłem.
Wyglądała nieziemsko.
- Gotowa ? -wydusiłem.
- Tak, no jasne. - odparła, po czym wyszliśmy z domu.
Marano zamknęła drzwi i skierowaliśmy się na parking.
Limuzyna, którą wynajęliśmy z Ryd i Nessą już czekała.
Marano otworzyła drzwi i weszła do środka. Usiadła po lewej stronie pod oknem, ja po prawej, więc byliśmy dokładnie naprzeciw siebie.
Specjalnie wynajęliśmy limuzynę z przyciemnionymi szybami, żeby Laura nie skapnęła się gdzie jedziemy.
Po pół godzinie samochód stanął.
Wysiadłem pierwszy, za mną Marano.
Ze zdziwieniem stwierdziła, że jesteśmy pod moim domem.
- Co tu robimy ? - zapytała.
- Zapomniałem czegoś. Wejdź, proszę. - zaproponowałem.
- Twoich braci i Ryd nie ma w domu ? - zapytała idąc ze mną w kierunku drzwi.
- Nie, wyjechali. Wczoraj. - skłamałem.

*Van*

Wypatrywałam z Delly i Rikerem nadjeżdżającej limuzyny.
Gdy wreszcie wjechała na podjazd, Riker uciszył gości:
- Idą ! CICHO ! - a wszyscy pochowali się pod stołami, za kanapą czy fotelami.
Po chwili z samochodu wysiadł Ross.... i Laura ! Wyglądała przepięknie ! Skąd ona miała ta sukienke !
Minutę później zamek w drzwiach drgnął. A drzwi się otworzyły.
NO TO ZACZYNAMY....

--------

NO I JEST !!!!! RAURA !!! I jak wam się podoba ? Błagam komentujcie !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO DALSZEGO PISANIA !



5 komentarzy:

  1. super!!! Normalnie najlepszy blog! I fajnie, że jest Raura

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie chcę, żeby się szybko zakochali w sobie! A było tak zabawnie, jak się tak nienawidzili.
    Rozdział cudny :*

    Zapraszam na mroźną i magiczną przygodę księżniczki Laury i wokalisty Rossa Lyncha!
    raura-love-story567.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. A właśnie,niech się jeszcze trochę ponielubią ;) Bo śmiesznie było ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pf, ja tam uwielbiam jak są ze sobą :3 Przecież można się kochać i jednocześnie sprzeczać.. ^^
    Poza tym - awww *-* Bosz :3 Słodziaaaaki *__*
    Czekam na kolejny ♥

    OdpowiedzUsuń