wtorek, 30 grudnia 2014

Info dotyczące rozdziału 36 WAŻNE !

A więc: parę ogłoszeń !
Po pierwsze: KONKURS !!! Konkurs powstał po prostu z braku weny, serio !
A więc: w najbliższym czasie Laura będzie się starała wytłumaczyć Rossowi znaczenie słowa ,,miłość".
Ja jestem zielona w tym temacie i nie wiem, jak Lau mogła by to przedstawić w interesujący sposób. Taki romantyczny i wzruszający, by zwrócić uwagę młodego Lyncha. A więc: potrzebuję Was, piszcie w komentarzach swoje propozycje. Najciekawszą - oczywiście - zamieszczę w którymś z kolejnych rozdziałów, a twórca dostanie dedykację najciekawszego (tak mi się wydaje) rozdziału :)
Na pomysły czekam do czwartku, do wieczora, w komentarzach pod tym postem :)
Po drugie: Ów rozdział 36 jest w trakcie tworzenia, ale staram się, żeby był naprawdę długi i wciągający. Nie wiem, więc kiedy uda mi się go dokończyć. Ale na razie macie parę ,,zwiastunów", które będą się znajdowały w kolejnym rozdziale. To sposób zciągnięty z innego bloga, ale mam nadzieję, że wam się spodoba. Więc proszę:

**
- Między wami zaczyna się coś dziać.
- Też to zauważyłaś ? O mój Boże, dlaczego ?
**

**
Moja nienawiść jakby ustała. Byłem jej to winien. Nie wiem czemu. Po prostu musiałem.
- Laura ?
**

**
- Powiedziałaś do mnie po imieniu. To nowość.
- Oh, zamknij się.
- Już dobrze. Nic mi nie jest.
- Wiem, ale cholernie się martwiłam. Nigdy więcej tak nie rób. Proszę, nigdy więcej...
- Jasne, obiecuję. Tylko przestań płakać.
**

**
Odgarnąłem włosy z jej czoła. Wciąż drżała z zimna. Chciałem otulić ją moim kocem, lecz stwierdziła, że mi bardziej się przyda. Spoglądała w płomień, który oświetlał jej twarz. Nagle ogarnęła mnie wielka ochota, by ją pocałować.
**

A więc: rozdział już niedługo ! :*
Komentarze xd

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 35 ,,Ma żonę. I małe dziecko."

*Laura*

- To co weźmiecie ? - zapytał Ben, podchodząc do nas.
Niemal równocześnie odłożyliśmy karty na stół.
- Ja poproszę naleśniki z dżemem i bitą śmietaną. I sok pomarańczowy. - zamówił Lynch.
- Naleśniki i sok. Jasne. - mruknął z uśmiechem, zapisując zamówienie w notesie. - A ty, Lau ?
- Sałatkę owocową i grzanki. - odparłam.
- Coś do picia ?
- Może to samo, co Ly... Ross. - uśmiechnęłam się, by zatuszować mój błąd.
- Jasne, zaraz będzie. - uśmiechnął Ben, po czym poszedł do kuchni.
- Długo się znacie ? - zagadał Lynch, gdy ja szukałam w telefonie linku do tego wywiadu.
- Teoretycznie odkąd pamiętam. Ciocia Taylor znała moją mamę ze studiów, potem jedna zaprosiła drugą na swój ślub, i na odwrót. Zaczęły się często spotykać, gdy ja, Van i Ben byliśmy mali. Potem oni przenieśli się do Santa Maria i otworzyli tu knajpkę. - powiedziałam, wchodząc w pocztę.
- Oh, rozumiem... - mruknął. - Ben to miły koleś.
- Tak, wiem.
- Ile ma lat ?
- Jest o rok starszy od Vanessy, szerze mówiąc moja siostra zawsze na niego leciała. - mruknęłam.
- Oh, muszę powiedzieć Rikerowi, że ma konkurencję.
- Żartujesz ? - zaśmiałam się. - Ben ma żonę. I małe dziecko. Angelinę.
- Oh, to mu jednak nie powiem. - zaśmiał się.
- Pewnie, nie będziesz musiał, Van na pewno ich tu przywiezie. - zapewniłam. - Trzymaj,. - podałam mu telefon. - Film jest włączony. Oglądnij, a ja pójdę do toalety.

*Ross*

Dziewczyna niemal od razu wstała i poszła zostawiając mnie sam na sam z wywiadem.
Obejrzałem cały.
I szczerze to totalnie tego nie rozumiałem.
Wiem, że Mai było cholernie przykro, że nie powiedziałem jej o naszym ,,związku" z Marano, ale nie musiała nas publicznie obrażać.
Ben przyniósł nam jedzenie, uprzednio pytając, gzie jest Laura. A dostając tak ową odpowiedź, życzył smacznego i poszedł obsłużyć innych klientów.
Nagle na telefon Marano przyszła wiadomość.
Nie miałem zamiaru jej odczytywać, ani tym bardziej odpisywać za dziewczynę. Serio.
Po prostu sprawdziłem od kogo.
I co ten ktoś pisze.
David:
,,Hej, piękna. Mam dziś wolne, może wyskoczymy gdzieś wieczorem ?"
Odłożyłem telefon.
To się gościowi przykro zrobi. Bo tego wieczora ,,piękna" będzie ze mną.
Jeju, Ross ? Czemu cię to tak jara ?
- Jestem. - usłyszałem, gdy dziewczyna usiadła naprzeciw mnie. - Wow, jedzenie wygląda super. Jemy ?
- Tak, już... Marano, dostałaś Sms'a. - powiedziałem, zabierając się do mojej słodkiej bomby kalorycznej.
- Serio ? Od kogo ?
- Nie wiem, nie czytałem. - skłamałem, biorąc pierwszego kęsa do ust. Mmm, pyszności !
Marano sprawdziła pocztę.
- Od kogo to ? - spytałem, udając brak zainteresowania.
Bardzo mnie ciekawiło, czy powie mi prawdę.
- Oh, od Van. - powiedziała.
A więc jednak: skłamała. Nie ufa mi ?
Może i słusznie.
Dziewczyna szybko wystukała odpowiedź, po czym odłożyła telefon na bok i zabrała się za jedzenie.
- I co ? Jak wywiad ? - spytała, przeżuwając liście sałaty.
- Maia ostro przegięła.
- Wiem, w końcu nazwała cię kłamcą...
- Nie. Chodzi mi głownie o ciebie. Nie powinna się tak o tobie wyrażać. W końcu: w ogóle cię nie zna.

*Laura*

To było dość szokujące.
Chyba do Lyncha też to dotarło, po zmierzwił włosy, po czym spytał, ze zdziwieniem:
- Ja naprawdę to powiedziałem ?
Kiwnęłam głową, roześmiana.
Co jak co, ale to było miłe, że mnie bronił. Chyba wczuwał się w rolę zakochanego we mnie po uszy szczeniaka.
Skończyliśmy obiad (o godzinie 11 i obiad ??), po czym chcieliśmy zapłacić. Wyciągnęłam portfel, lecz Lynch mnie powstrzymał.
- Tym razem ja zapłacę. - uśmiechnął się.
Ok, albo coś mu się stało, gdy rąbnęłam go kartonem, albo przeniosłam się do drugiego wymiaru.
Lynch ? Miły ? NIGDY.
Odpuściłam.
Następnie wzięłam go za rękę (para, no nie ?) i poszliśmy do kuchni, gdzie dania przygotowywało moje przybrane wujostwo, rodzice Bena - ciocia Aggy i wujek Milton.
- Moje skarby ! - zawoła Aggy już od wejścia. - Bennie mówił mi, że przyjechaliście !!
Następnie rzuciła się na mnie i mocno mnie przytuliła. Nie mówię, że nie było miło, po prostu jej tulaśne, puszyste ciało odrobinę mnie przygniotło.
Następnie objęła Lyncha, nie szkodzi, że nawet go nie przedstawiłam. Był ze mną, więc ciocia od razu wzięła go za swego.
Następnie to samo zrobił z nami - równie kochany i tulaśnie puszysty - wujek Milton.
- Miło cię widzieć kochana. A gdzie twoja siostra, cudniutka Vannie ? - zapytała ciocia.
- Jedzie z lekkim opóźnieniem, ale powinna tu niedługo być. - zapewniłam.
- To dobrze. Stęskniliśmy się za naszą małą Vannie, prawda Milton ? - uśmiechnęła się Aggy.
Wujek przytaknął, cały czas wpatrując się w - jakże skrępowanego - Lyncha.
- Ciociu, wujku... To jest Ross, mój chłopak. - przedstawiłam go.
Ciocia od razu się uśmiechnęła:
- To twój kolega z tego twojego serialu, prawda Lauruś ? - zapytała, a ja kiwnęłam głową.
- Brawo kolego, masz w swoich rękach prawdziwy skarb. - powiedział wuj.
- Tak, wiem. - odparł Lynch.
Nieźle mu idzie to granie.
- I będziesz o nią dbał, mój kochany ? - dopytywała ciocia.
Chciałam jej pokazać, by skończyła drążyć temat, lecz Lynch brnął dalej.
Najpierw ujął mnie w talli i delikatnie do siebie przyciągnął, a następnie rzekł:
- Będę o nią dbał i strzegł jak oka w głowie. - zapewnił.
Odwróciłam lekko głowę i spojrzałam z bardzo bliska na twarz ,,mojego chłopaka".
Był pewny siebie, w ogóle nie było po nim widać, że udaje.
To chyba zadowoliło przyjaciół moich zmarłych rodziców, bo uśmiechnęli się, po czym ciotka wyjęła z górnej półki nad zlewem mały jednorazowy aparat.
- To, Lauruś ? Pozwolisz starej ciotce zrobić wam parę zdjęć ? - zapytała.
Jakiej tam starej ! - miałam ochotę krzyknąć. - Ledwo po 50 !
Ale nie zrobiłam tego.
W końcu Aggy zawsze tak robiła. Nawet, gdy byłam mała i nie chciałam się ustawić do jakiejś głupiej fotki, podpierała się starym wiekiem (w wieku 35 !), a jeśli wciąż stroiłam grymasy, wyciągała drugi as z rękawa:
,,Oh, żadne dziecko nie chce sprawić szczęścia swojej kochanej ciotce, no trudno". Te słowa zawsze stawiały mnie do pionu. A, że nie chciałam usłyszeć ich po raz setny, grzecznie oparłam się o pierś Lyncha i uśmiechnęłam się do zdjęcia. Lynch mocno mnie objął, a Aggy zaczęła robić zdjęcia.
- Co tak nieśmiało, panie Ross ? - zapytał poważnym głosem Milton, po czym dodał ze śmiechem. - Trochę odwagi, miłości.
Lynch nie miał więc wyboru, oboje wiedzieliśmy czego chciał od nas mój przybrany wuj.


-----------------------------------------
I jak ?
Od razu mówię, że rozdziału 36 długo nie będzie... Pewnie wstawię dopiero w weekend, ale to dlatego, ze chcę, by był idealny ! Obiecuję, że więcej informacji wrzucę już dziś ! Tylko, że będziecie musieli mi pomóc, liczę na Was ! WIĘC, OCZEKUJCIE ICH, PROSZĘ !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!










Rozdział 34 ,,Wielka miłość Laury"

*Vanessa*

Usłyszeliśmy krzyk dochodzący z garażu.
Na początku krzyk chłopaka, później cichy dziewczyny.
- Ross. - szepnęła Delly.
- I Laura. - dodałam, po czym obie pobiegłyśmy do garażu.
Za nami pobiegł Riker.
Wbiegłyśmy do garażu, zastając Rossa przywalonego jakimiś kartonami i Laurę, która przy nim klęczało, śmiejąc się dziwnie.
- Jeju, co się stało ? - zawołała Rydel, podbiegając do nich.
Razem z Laurą pomogły wstać blondynowi.
- Co się stało ? - spytałam, gdy Riker stanął w wejściu, tuż obok mnie.
- Marano próbowała mnie zabić. - zaśmiał się Ross.
- No, niestety mi się nie udało. - zapewniła nas moja siostra.
Rydel odsunęła się, widząc, że Ross da rade stać, tylko przy pomocy Laury.
- Jak się czujesz ? - spytała Rydel swojego młodszego brata.
- Jest dobrze. - mruknął chłopak, dotykając swojej rozciętej, zszytej brwi.
- Na pewno ? Możecie jechać ? - upewnił się Riker.
- Tak. - odparł Ross, po czym puścił dłoń Laury, która go podtrzymywała i spróbował pójść w stronę wyjścia.
Lecz chyba kręciło mu się w głowie, bo się zatoczył, ale na szczęście Laura go przytrzymała.
- Ja prowadzę. - powiedziała Laura.

*Laura*

- Możecie wziąć śpiwory i namioty i wsadzicie je do bagażnika ? - poprosiłam, pomagając Lynchowi ustać na nogach.
- Tak jasne, idźcie do samochodu. - odparła Van, po czym weszła do garażu i wzięła potrzebne rzeczy.
Wzięłam Lyncha i odprowadziłam go do naszego samochodu. Pomogłam mu wsiąść do samochodu i zamknęłam drzwi.
Jak z dzieckiem.
Następnie poczekałam, aż moi przyjaciele (cóż, ci którzy byli obecni) zapakują śpiwory i namioty do bagażnika.
- Ok, wszystko gotowe. - powiedział Riker, zamykając bagażnik.
- Wiesz jak jechać ? - upewniła się Nessa.
- Jasne, jeździmy tam od lat. - uśmiechnęłam się.
- Dobra, to szerokiej drogi. - odparła Rydel. - Nie zabij mi po drodze brata.
- Postaram się. - mruknęłam ze śmiechem, po czym wsiadłam za kierownicę.
Nessa nachyliła się jeszcze i powiedziała przez otwartą szybę:
- Ne pewno spotkacie fotoreporterów. Udawajcie parę. My przyjedziemy jakieś pół godziny po was.
- Jasne, Van.
- Do zobaczenia.
- Pa. - uśmiechnęłam się, po czym odpaliłam silnik.
Czas w drogę !

*Ross*

Trochę bolała mnie głowa, ale nie chciałem ich wszystkich martwić.
Dlatego podczas drogi trochę się zdrzemnąłem.
Gdy się obudziłem było 15 po dziesiątej. Czyżby połowa drogi ?
Spojrzałem na kierowcę.
- Hejka, Marano . - uśmiechnąłem się.
- Hej, Lynch. Długo spałeś. - zauważyła. - Na pewno wszystko ok ?
- Czyżbyś się o mnie martwiła ? - zauważyłem, podnosząc głowę ze swojego ramienia, na którym drzemałem.
- Tak. - powiedziała poirytowana. - Nienawidzę cię, ale się martwię, ok ?
Wow. To było... Nie spodziewałem się tego.
- Poza tym jestem twoją dziewczyną, nie ? - dodała ze śmiechem.
- Tak, w sumie tak. - mruknąłem. - Ja też się o ciebie martwię.
Spojrzała na mnie, na wpół zdziwiona, na wpół ucieszona.
- Dzięki, Lynch. - odparła cicho.
Następnie znów skupiła się na drodze w ciszy.
- Oglądałam wczoraj ciekawy program. - powiedziała dziewczyna po chwili.
- Tak, jaki ?
Było to dość... Dziwne ? Prowadziliśmy normalną konwersację. Tak się gada z przyjaciółmi ? Mam na myśli... Czy tak to robią zwykli znajomi ? Tacy którzy się nie nienawidzą ?
- O nas. -mruknęła.
- Serio ? Media naprawdę nie mają co robić. - mruknąłem.
- Zgadzam się. Była w tym programie Maia. - odparła.
Maia ?
- Co ona tam robiła ?
- Mówiła. O swojej karierze... O nas. O tym, że uważa cię za kłamce, a mnie za naiwną idiotkę. - powiedziała.
- Masz gdzieś ten wywiad ? - zaciekawiłem się.
- Chyba tak. Raini wysłała mi wczoraj linka do jej wywiadu. - rzekła. - Jak chcesz to mogę zatrzymać się w jakieś knajpce i ci go puścić.
- Knajpce ? - zapytałem. Jechaliśmy jakimiś górami i dolinami, zapewne daleko od jakieś cywilizacji, nie mówiąc już nawet o zasięgu, czy wifi.
- Tak, za następnym zakrętem jest knajpka z domowym żarciem. Możemy się zatrzymać, żeby coś zjeść i przy okazji puszczę ci film. - odparła, jakby czytała w moich myślach.
- Nieźle, niech będzie. Ale nie będzie tam chyba paparazzi, prawda ?
- Nie wiem. Jeśli wiedzą, gdzie jedziemy, mogli zatrzymać się gdzieś po drodze.
- Super. - burknąłem. Tylko ich tu brakuje.
Niezbyt chciałem jej wierzyć co do tej knajpy, ale miała rację.
Teoretycznie zaraz za skrętem, na poboczu stała mała, spokojna knajpa.
- Skąd wiedziałaś, że tu jest ? - spytałem.
- Jeżdżę tędy z Vanessą od lat. Teoretycznie, parę razy w roku, odkąd zmarli rodzice. - tu westchnęła. - No nie ważne, chodź.
Po czym wysiadła, trzaskając drzwiami i ruszyła w stronę knajpki.

*Laura*

Weszłam do środka i od razu skierowałam się do lady, gdzie stał młody mężczyzna.
- Hej, Ben. - przywitałam się.
Chłopak spojrzał na mnie, starając się chyba rozpoznać, skąd może mnie znać.
Zmierzwił swoje długie, ciemne włosy.
- No weź ! Nie umiesz nawet zapamiętać starej przyjaciółki.
Nagle jego źrenice rozszerzyły się do maksimum.
- Laura ? - zapytał.
- Nie, kosmita. Jasne, że Laura ! - zawołałam.
Chłopak wyszedł zza lady, podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
- Jejku, ale wydoroślałaś ! - rzekł, gdy mnie puścił.
- Ty też ! - odparłam, dotykając meszku na jego twarzy. - Masz brodę i wąsy !
- Zapuszczam. - odparł.
Po chwili drzwi się otworzyły, wszedł Ross po czym stanął obok mnie.
- Oh, Ross, to jest Ben, mój przyjaciel z dzieciństwa. Ben, to Ross, mój...
- Twój chłopak, tak, słyszałem. - uśmiechnął się Ben, po czym podał Lynchowi dłoń. - Miło mi poznać wielką miłość Laury.
Lynch chyba trochę się speszył, lecz podał odwzajemnił gest Bena i powiedział:
- A mnie miło poznać jej przyjaciela.
- Ciocia i wujek w kuchni ? - zapytałam.
- Tak, jak zawsze. - odparł Ben.
- Dobra, to my usiądziemy, coś zjemy, a potem z nimi pogadam. - zapewniłam.
- Jasne, stolik 6 jest wolny. Zaprowadziłbym was, ale chyba traficie. - odparł Ben, po czym podał Lynchowie karty dań.
- Jasne, dzięki, Ben. - mruknęłam, po czym ruszyliśmy w stronę stolika numer 6, który znajdował się na samym końcu małego pomieszczenia.
Na parkingu było trochę samochodów, więc i ludzi w środku było sporo.
Nagle Lynch złapał mnie w pasie i przyciągnął mnie do siebie.
- Co robisz ? - pisnęłam.
- W końcu jestem twoją wielką miłością. - odparł, gdy doszliśmy do stolika.
Chłopak puścił mnie i siadł po jednej stroni stolika, ja po drugiej.



-----------------------------------------------------

I co ? Może  być ? Czyżby Laura i Ross zaczynali się do siebie zbliżać ? Czy tylko mi się tak zdaje, bo wiem co będzie dalej ? Cóż.... Będzie ciekawie... Ale nie obejdzie się również bez paru niemiłych słów, pewnej blondynki i prawdy, która wyjdzie na jaw. A to wszystko już w najbliższych rozdziałach.

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!

niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 33 ,,Będziesz chciała mnie zabić"

*Riker*

Podczas powrotu do domu (tak, ja hardcore prowadziłem) omal nie władowałem nas na drzewo. Nie, nie martwcie się, to nie było nic poważnego. Po prostu... Naprawdę mnie zdenerwowało ogłoszenie Rossa. 
Ogłoszenie dotyczące możliwości biwaku z siostrami Marano. To naprawdę mi nie pasowało. Dlaczego ?
Cóż, może zacznę od tego, że jestem chyba zakochany w Vanessie. I od tego, że ostatnim razem (wczoraj) ją pocałowałem. A ona uciekła. Więc naprawdę, jeśli pojedziemy na ten biwak, to będzie naprawdę NAPRAWDĘ niezręcznie. 
- Jedziemy ! To genialny sposób, żeby Ross i Laura poćwiczyli udawanie pary ! Poza tym, przyda nam się wspólny wypad. - stwierdziła Rydel. 
A więc, nie ma odwrotu - szykuje się niezręczny wyjazd. 

*Rydel*

Ten wyjazd będzie genialny ! Zaraz po powrocie do domu, postanowiłam zadzwonić do Laury, by omówić szczegóły.
- Tak się cieszę, że z nami pojedziecie ! - ucieszyła się młodsza z sióstr Marano.
- Ja też. To o której wyjazd, co wziąć i takie tam...
- Cóż... Do nas przyjedzcie po 8, żebyśmy po 8 mogli wyjechać. Na miejsce dotrzemy koło południa, tam rozbijemy obóz i zacznie się zabawa. Wziąć ? Namioty, śpiwory, ciuchy, żarcie... Ogólnie.
- Ok, czyli u was o 8 ? - upewniłam się.
- Tak, punkt 8.
- Ok, będziemy. - uśmiechnęłam się. - To do jutra Lau.
- Do jutra, Delly. - odparła, po czym się rozłączyłam.
Następnie wysłałam chłopaków do sklepu po jakieś jedzenie na jutro, a sama zajęłam się pakowaniem.

*Laura*

Wstałam wcześnie rano, żeby jeszcze wszystko ogarnąć. Mimo późnej pory roku (grudzień), było ciepło jak w piekle (w końcu LA), więc szybko wybrałam sobie letnie ciuchy i się przebrałam.
Spakowałam moją torbę wszystkimi potrzebnymi rzeczami, po czym wyszłam z pokoju i pobiegłam na dół zrobić śniadanie dla mnie i Nessy.
Zrobiłam nam kanapki z marmoladą, na dobry początek dnia, kiedy to Van wmaszerowała do pokoju.
- Nessa ! Ale żeś się wystroiła ! - zawołałam, słodząc jej herbatę.
- Mhm, dzięki... - rzekła, rzucając swoją torbę z rzeczami na kanapę. - To co jemy ?
- Kanapki z dżemem, mogą być ? - spytałam, po czym usiadłam i zajęłam się moją porcją.
- No jasne ! - uśmiechnęła się, siadając obok mnie. - To... - dodała po chwili przeżuwania. - O której przyjeżdżają nasi znajomi ? I twój chłopak ?
Szturchnęłam ją w żebra.
- O 8. - spojrzałam na zegarek. 7:56. - Więc się pośpiesz.
Odniosłam talerz do zlewu i opłukałam go wodą. Wtedy zauważyłam na parkingu terenówkę Lynchów. Ci to dopiero mają wyczucie czasu.
- Van !
- Tak ? - odparła moja siostra.
- Są !
Nessa jak na znak wstała z miejsca, podała mi swój talerz, po czym zaczęła szczerzyć się do lustra, sprawdzając, czy nie a w nich resztek jedzenia.
- Jak wyglądam ? - spytała nerwowo, stając przede mną.
Ona naprawdę musi go lubić.
- Laura ! - pośpieszyła mnie.
- Genialnie, Riker padnie jak cię zobaczy. - odparłam.
Van zlała mnie za to szmatką, ale warto było.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
Van popędziła, by otworzyć.
Po chwili usłyszałam miłe śmiechy naszych przyjaciół. I mojego ,,chłopaka".

*Ross*

Zaraz po tym, jak siostra Marano wpuściła nas do domu, poczułem nieswoją atmosferę między nią a Rikiem.
Ale co tam...
Władowaliśmy się do ich domu, kiedy z kuchni wyszła Marano.
- Hej. - zawołała, wymieniając ze wszystkimi uściski, mnie zaś obdarzyła chłodnym spojrzeniem (łaskawie odpowiedziałam jej tym samym.
- A gdzie Rocky ? I Ell ? - zapytała, rozglądając się za nimi.
- Rocky zaplanował już sobie jakąś randkę z twoją sąsiadką, a Ell ma gorączkę i starzy go nie puścili. - odparł Riker, patrząc niepewnie z ukosa na Nessę.
- Och, szkoda... Czyli jest nas tylko piątka. Dobra, zbierajmy się. - zarządziła Nessa, idąc do salonu, po swoją torbę.
Marano również wzięła z przedpokoju swoją torbę, po czym zabrała również wielką torbę z jedzeniem i swój sweter.
Ledwo dawała radę wziąć to wszystko, więc chciałem jej pomóc.
Bez słowa wziąłem od niej torbę.
Wyglądała na nieco zdziwioną, lecz podziękowała.
- Jedziemy dwoma samochodami, bo w jednym byśmy się nie zmieścili. - powiedziała Nessa, niosąc swoje rzeczy do ich samochodu.
- To jak, Lynchowie razem, Marano razem, tak ? - upewniłem się, pakując rzeczy ,,mojej dziewczyny" do bagażnika.
- Nie. - zaprotestowała Rydel.
- Niby czemu ? - zdziwiłem się.
- Pomyśl, jeśli paparazzi zobaczą, że jedziecie osobno, pomyślą, że się separujecie. - odparła Vanessa.
Serio ?
- To niby jak ? - zdenerwowała się Laura.
- Pojedziecie naszym samochodem przodem. My pojedziemy waszym, jakiś czas po was. - zaproponowała Dell. - Dobrze ?
- Jesli musimy. - mruknęła Marano. - Mamy wszystko ?
Nagle coś sobie chyba przypomniała, bo walnęła się w czoło.
- Namioty ! Zapomniałam o namiocie i śpiworach ! Mam je w garażu. - zawołała.
- Ross, idź z nią ! - powiedział Riker.
- Czemu niby ja ? - oburzyłem się.
- Bo jesteś jej chłopakiem ? - zasugerowała Van.
Odpuściłem i poszedłem za Marano.
,,Bo jesteś jej chłopakiem". ,,Bo jesteście parą" - co to niby za argumenty ??

*Laura*

Pobiegłam przodem, otworzyłam garaż, po czym wspięłam się na krzesło i zaczęłam szukać po pudłach potrzebnych rzeczy.
Lynch przyszedł po chwili, po czym stanął obok mnie i czekał.
- Mam ! - zawołałam, ciągnąc za śpiwór, który ,,ukrył się" za jakimiś pudłami.
Nie chciał wyjść, więc mocno szarpnęłam.
Tak, wyszedł. Niestety, pudła, które stały bliżej krawędzi półki, w jednej chwili spadły. Prosto na Lyncha.
Chłopak upadł, powalony ciężarem paru pudeł.
- O mój Boże, Lynch ! - zawołałam, zeskakując z krzesła.
Upadłam przy Lynchu, ściągając z niego pudła.
- Jeju, nic ci nie jest ? - zapytałam, gdy spróbował się podnieść.
- Nic mi nie jest. - odparł niemrawo, po czym usiadł, rozmasowując głowę. - Tylko Marano ?
- Tak ?
- Następnym razem uprzedź, jak będziesz chciała mnie zabić, dobra ? - powiedział, po czym się zaśmiał.
Uderzyłam go z placka w tył głowy, lecz również się zaśmiałam.
DEBIL.

-------------------------------------------------------------
Czas na wyjazd, czyż nie ?
Ciekawe co się tam stanie !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!




sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 32 ,,Ross będzie mój !"

*Rydel*

Do 15 zostało zaledwie parę minut. Jasne cholera, gdzie ten Ross !
W tym momencie do pokoju wbiegł zdyszany blondyn !
- Ross ! - zawołał Riker, podnosząc się z kanapy.
- Sorry, że tak długo, ale nie uwierzycie co się... - zaczął.
- Stary, chodzisz z Laurą ?! - wydarł się Ell, z niedowierzaniem patrząc w swój telefon.
CO ??
- CO ?? - zawołaliśmy zgodnym chórem.
- No właśnie... - mruknął z poirytowaniem mój brat. - Wszystko wam wyjaśnię, ale najpierw zabierzmy się za próbę, dobra ?
Po czym bez naszej odpowiedzi ruszył do studia.
- Wow, tego bym się nie spodziewał. - mruknął Rocky, patrząc na ekran komórki Ella. - Luknij, Ryd. Podali mi telefon. Fakt, Ross i Laura się pocałowali ! Są parą ! Może tylko udawaną, ale to już coś !
- Niesamowite... - szepnęłam.
- No nie ? - zaśmiał się Rik. - Chodźcie, popytamy go o szczegóły ! - zaśmiał się, po czym wszyscy ruszyli do studia.
- Idziesz Delly ? - upewnił się Ell.
- Tak, dajcie mi chwilkę. - szepnęłam.
Chłopak tylko wzruszył ramionami, po czym pobiegł za resztą.
Postanowiłam napisać do Van:
Udało się ??
Nie musiałam długo czekać, już po krótkiej chwili otrzymałam odpowiedź:
Tak, są parą. Nareszcie ! :*
Muszę przyznać - na początku miałam wątpliwości. Ale teraz... Cóż, może wyjdzie im to na dobre ?

*Laura*

Szybko się przebrałam, po czym razem z Nessą, postanowiłyśmy pooglądać telewizję. Co jak co, ale od początku mojej przerwy nie spędziłyśmy ze sobą zbyt dużo czasu.
- Bardzo podoba mi się twój tatuaż. - powiedziała, dotykając mojego nadgarstka.
- Dzięki. Może też sobie zrobisz ? - odparłam.
- Ja ? - zaśmiała się. - Żartujesz ?
- Nie. Mówię serio. Już chciałaś sobie kiedyś zrobić, prawda ?
- Tak... Ale... To było dawno temu... Byłam młoda i głupia,...
- Wciąż jesteś głupia. - zauważyłam.
Oczywiście, za tą uwagę, dostałam od niej poduszką w głowę.
- To co ? Pojutrze, po kempingu ?
- Żartujesz ? Nigdzie nie jadę. Na żaden kemping. - odparła, biorąc pilota do ręki.
- Niby czemu ? - wyrwałam go jej, po czym przerzuciłam na MTV.
- Bo Riker. Głupio bym się czuła.
- Oh, c'mon ! - krzyknęłam.
Nagle na ekranie pojawiło się zdjęcie moje i Lyncha.
Po nim kolejna, te z dzisiaj, kiedy się pocałowaliśmy (FUUUU).
- Podgłoś. - poprosiła Ness.
Podgłosiłam.
- A więc jednak: mimo tego, że urocza Laura Marano i Ross Lynch, tysiące razy zapewniali nas, że są tylko przyjaciółmi, jest już pewne, że łączy ich coś więcej niż tylko przyjaźń. - zaczęła jakaś prowadząca.
- Ja cię kręcę.... - mruknęłam.
- Wczoraj na gali, gdy ujawniono ich związek i tajemną randkę w kręgielni, wydali sie jacyś niepewni, więc wiele osób miało wrażenie, że to nieprawda. Dziś jednak, nasza ulubiona para udała się razem do Wytwórni Disneya, zapewne, by porozmawiać o dalszych losach ich serialu. Następnie Ross odwiózł koleżankę z planu pod dom, po czym sam odprowadził ją aż pod drzwi. Tam pokazali i udowodnili nam, że nie są tylko udawaną hollywodzką parą, lecz prawdziwymi kochankami, nie tylko na ekranie. Cieszymy się i życzymy szczęścia nowej parze ! - zakończyła, po czym zmieniła temat, więc Van, wyrywając mi pilota, zmieniła kanał.
Szok ! Kolejna stacja gadała o naszym ,,związku". Serio to takie interesujące ??
-... Pozostaje jednak pytanie jak w tej sytuacji czują się byli partnerzy Laury i Rossa. A mam tutaj na myśli: Maię Mitchell, dziewczynę Rossa, z którą chłopak spotykał się od około roku, oraz Davida Mensona, z którym ostatnio była widywana Marano. Na gali doszło do starcia między młodym Lynchem, a towarzyszem Laury. Zaraz po tej bójce, panna Marano opuściła imprezę razem z nowym chłopakiem. Zdaję się, więc, że ani Menson, ani Mitchell nie spodziewali się takiego obrotu spraw, a co więcej, nowi towarzysze ich drugich połówek nie przypadli im do gustu. Oto kawałek wywiadu z Maią.
Nagle na ekranie pojawiła się Mitchell:
- Maia, ostatnie pytanie. - powiedziała jakaś reporterka. - Co myślisz o związku Laury Marano i Rossa ?
Wtedy roześmiana Maia przybrała lekko kamienną minę:
- Cóż... Miło by było, gdyby Ross powiedział mi, że ma kogoś na boku... Ale nie zrobił tego. Dowiedziałam się chyba w najgorszy możliwy sposób: zobaczyłam ich zdjęcia i zrozumiałam, że Ross mnie okłamał... Cóż, jest mi naprawdę przykro, ale nie mam zamiaru jakoś... rujnować im z tego powodu życia, czy coś... Po prostu stało się.
- Masz coś do przekazania Laurze, albo Rossowi ?
- Tak, właściwie to tak... Ross, mówiłeś, że mnie kochasz, dzień przed tym, jak cały świat dowiedział się o tobie i Laurze. To dowodzi, że jesteś zwykłym kłamcą, a ty Laura jesteś naiwna, jeśli mu wierzysz. Wiem, że narażam się teraz waszym fanom, ale taka jest prawda i musiałam to powiedzieć.
W tym momencie urwano wywiad, a Nessa wyłączyła telewizor.
- Ty, siostra... Chyba masz wroga.
- Ta, super ! - warknęłam.
- Hej, wszystko będzie ok.
- Mam nadzieję. To co, jutro z samego rana jedziemy, tak ?
- Lau, nie pojadę z Lynchami. - zaprotestowała.
- Proszę ! - zawyłam. - Dla mnie ! I dla Delly ! - zrobiłam szczenięce oczy.
Aż w końcu Van zmiękła.
- Dzięki ! - zawołałam, po czym ją uściskałam. - Lecę się spakować. - po czym pobiegłam na górę.

*Ross*

My mind says: no, you're no good for me
You're no good, but my heart's made up on you
My body can't take what you give to me
What you give, got my heart made up on you
Wo-ooh, [My mind says no] 
Wo-ooh
Got my heart made up on you
Up on you, up on you, yeah.... - zakończyliśmy.

Szef zaczął bić brawo, po czym razem z tą całą Gemmą weszli do studia. 
- Brawo ! - zawołał. Chyba po raz pierwszy od ponad czterogodzinnej próby był zadowolony. - To jest to ! Tą piosenką będziemy kończyć występ, żeby wykończyć tłumy ! Jesteście genialni. 
Podziękowaliśmy, cholernie z siebie zadowoleni.
- A ty, Ross ! - dodał po krótkiej chwili, przeznaczonej na brawa. - Śpiewasz z taką pasją, o miłości...
- Pewnie myślał o Laurze. - powiedział Riker. 
Obdarzyłem go gniewnym spojrzeniem. Niech się wypcha. 
- Dobrze, na dziś koniec. Widzimy się... Co dzisiaj jest ?
- Środa. - rzuciła Delly.
- Dobrze, a więc widzimy się w sobotę. I dobra wiadomość ! W trasę ruszamy ! Werbel proszę !! - zawołał szef. 
Ell wybił co trzeba na bębnach. 
- Już 2 stycznia ! - zawołał uradowany. 
- Przecież.... - Szepnąłem z niedowierzaniem.- To już za niecały miesiąc !
- Dokładnie za 28 dni ! Wykorzystajcie je dobrze ! Do soboty ! - zawołał, po czym wyszedł. 
Odłączyłem gitarę.
Chłopaki zaczęli pakować sprzęt, a Rydel poszła do toalety. 
Schowałem gitarę do pokrowca, kiedy podeszła do mnie Gemma
- Hej, poszło wam świetnie. - zagadała.
- Dzięki. - uśmiechnąłem się. 
- Słuchaj, Ross... - szepnęła zalotnie. - Pomyślałam sobie, że może ty i ja... Moglibyśmy skończyć teraz gdzieś na kawę, czy coś... Jesteś pewnie zmęczony, rozluźnię cię... - dodała, chodząc dwoma palcami w górę, po mojej klatce piersiowej. 
Co ? Moja osobowość podrywacza, od razu powiedziała TAK. 
Ale.... Jest Marano i to nasze ,,chodzenie".
- Raczej nie. To znaczy... Nie zrozum mnie źle, ale mam dziewczynę. - odparłem, ledwo się powstrzymując. 
- Oh, Laura... Tak, słyszałam... Jasne, rozumiem... To może innym razem ? - spytała, cofając dłoń. 
- Może innym. - mruknąłem. 
- Dobra, w razie czego jestem do dyspozycji... - szepnęła, po czym wetknęła mi coś do ręki i mrugając do mnie, odeszła.
Spojrzałem na kartkę. Dała mi swój numer telefonu. 

*Gemma*

Twardy jest... I to jest w nim takie pociągające !
I tak chciałam się z nim umówić, nawet gdyby Maia mnie o to nie poprosiła. 
Ale teraz będę miała podwójną satysfakcję. 
Zdobędę go i jeszcze zrobię przysługę mojej najlepszej przyjaciółce. 
Ross będzie mój !

----------------------------------
Niegrzecznie, Gemmma....
Od początku jej nie lubiłam xd
Tak czy owak, rozdział może być ? Piszcie !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!

piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 31 ,,To było... Wow."

*Rydel*

Zagraliśmy już chyba wszystkie piosenki bez wokalisty.
Dochodziła 14, więc Ross miał jeszcze godzinę, ale szef zaczął powoli tracić nerwy.
- Zróbcie sobie przerwę ! Poczekamy, aż Ross się zjawi i zrobimy prawdziwą próbę ! - zawołał poirytowany, po czym na chwilę wyszedł, bo zadzwonił jego telefon.
Chłopcy zdjęli gitary i odłożyli je na stojaki, Ell wyszedł zza bębnów i wszyscy podążyliśmy do pokoju odpoczynkowego. 
Legliśmy na kanapach, a razem z nami usiadła Gemma, córka producenta.
- Naprawdę nam przykro. Myśleliśmy, że Ross będzie wcześniej. - powiedziałam.
- Nie ma sprawy, tak naprawdę to mamy jeszcze sporo czasu. Ale mój tata lubi mieć wszystko szybciej. To coś w rodzaju fobii. - zaśmiała się blondynka.
Nagle zadzwonił jej telefon.
- To odprężcie się i poczekajcie na Rossa. - uśmiechnęła się, po czym odebrała telefon i zaczęła iść w kierunku wyjścia.
- Hej, Maia. Co tam ? - powiedziała do telefonu, po czym wyszła.
Miła dziewczyna... Ale gdzie do cholery jest mój brat ??

*Laura*

Byliśmy w połowie drogi do mojego domu, gdy Lynch krzyknął:
- Cholera !
- Co jest ? - spytałam.
- Spójrz. - nastawił dla mnie główne lusterko.
Za naszym samochodem jechały kolejne 2 czarne - typowe dla dziennikarzy.
- Serio, jesteśmy taką wielką sensacją, że wysłali za nami dwa wozy ? - warknęłam.
- Co teraz ? - spytał Lynch.
- Nic. Odwieziesz mnie do domu. W końcu, nie wszystkie pary są ze sobą 24 godziny na dobę, nie ?
Po chwili dojechaliśmy pod dom.
Lynch nie wyjął jednak kluczyków ze stacyjki.
- Narka. - powiedział.
- Kpisz sobie ? - warknęłam.
- No co ?
- Odprowadź mnie pod drzwi. Mamy...
- Udawać parę, tak wiem,.. - mruknął, odpinając pas. - Słuchaj, chodzimy ze sobą mniej niż dobę, a ja już nie daję z tobą rady.
- I wzajemnie. - mruknęłam. - Wysiadaj i uśmiechnij się.
Chłopak wysiadł, po czym podszedł od mojej strony i otworzył mi drzwiczki.
Wysiadłam, a on zamknął za mną drzwi, po czym objął mnie ramieniem.
Jak goryl, który trzyma swoją ofiarę.

*Ross*

Marano mega się rządziła w naszym ,,związku".
- Myślisz, ze robią nam zdjęcia ? - zapytałem, nachylając się tak, jakbym mówił jej coś słodkiego na uszko.
- Bardzo możliwe ! - zaśmiała się. - Nie obejmuj mnie tak mocno, baranie ! - znów zachichotała.
- Ok, idiotko. - rozluźniłem nieco uścisk.
Dotarliśmy już pod drzwi, więc ją puściłem.
Stanęła naprzeciw mnie, znalazła w torebce kluczki i otworzyła drzwi.
- Udawaj, że się ze mną czule żegnasz. - szepnęła.
- Niby jak ? - warknąłem, dostrzegając ludzi z aparatami na ulicy.
- Wymyśl coś romantycznego ! Podobno jesteś dobrym aktorem. - syknęła z uśmiechem. - Pomyśl, jak żegnają się normalne pary ?
W tym momencie kojarzyłem tylko jeden sposób, ale naprawdę wydał mi się... żenujący.
- Mam coś. - szepnąłem.
- No dawaj.
- Na pewno ? - upewniłem się.
- Tak, debilu ! - szepnęła.
Ok, dasz radę, Ross !

*Laura*

Lynch w jednej chwili nachylił się i bez uprzedzenia przyłożył wargi do moich ust.
Wzdrygnęłam się i miałam ochotę go odepchnąć, ale...
Cóż, myślałam o reporterach, którzy zapewne robili nam teraz mnóstwo zdjęć... I... To było... Wow.
Nigdy nie sądziłam, że coś takiego z jego strony... Hmm, nie wywoła u mnie aż tak wielkiego odruchu wymiotnego. Usta chłopaka smakowały jak leśne owoce (Serio, Laura, serio ?).
Złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie, a ja oplotłam ręce wokół jego szyi.
Nie mówię, że było to najlepsze uczucie EVER, ale gdyby ignorować fakt, iż całowałam Lyncha i to, że robiliśmy to jako szopkę dla prasy... Cóż było nie aż tak źle.

*Ross*

Na chwilę naprawdę odpłynąłem.
Oczywiście to, że pocałowałem Marano było totalną żenadą, ale...
Przyciągnąłem dziewczynę bliżej siebie.
A niech, brukowce mają raz fajny artykuł !
Po chwili odsunąłem się od dziewczyny, pozostawiając jednak ręce na jej biodrach.
Marano również cofnęła się o pół kroku, lecz zsunęła ręce na moją klatkę piersiową.
- Dobrze było ? - zapytałem, widząc powoli malejące zdziwienie w jej oczach.
- Może być. - zaśmiała się.
- Chyba... Chyba muszę już iść. Czekają na mnie. - powiedziałem, przypominając sobie o próbie.
- Tak, jasne. Narka. - mruknęła, zdejmując ze mnie swoje ręce.
- Marano, pomyślałem, że skoro i tak musimy udawać parę, to może ty i Nessa wpadłybyście do nas jutro ?
To ją chyba lekko zbiło z toru, ale pozbierała się i odparła:
- Jutro Nessa i ja miałyśmy jechać nad jezioro. Wiesz, biwak i takie tam...
- Ah, rozumiem. Nie ma sprawy. - odparłem. - To cześć.
Po tych słowach poszedłem w stronę samochodu.
- Lynch. - powiedziała Marano, po pięciu krokach.
Odwróciłem się i spojrzałem na nią.
- Jak chcecie, możecie jechać z nami. - zaproponowała.
- Na serio ?
Kiwnęła głową.
- Jasne, tak. Pogadam z rodzeństwem. I dam ci potem znać.
- Ok, to... Cześć. - powiedzaiała.
- Pa. - odparłem.

*Nessa*

Ok, totalnie nie ogarniam co się dzieje.
Ross podwiózł Lau do domu, a za nimi przyjechała masa paparazzi.
Wysiedli z auta jakieś 10 minut temu, a jej wciąż nie ma ! Co ona tam do cholery robi ?
Po chwili drzwi się otworzyły.
- Lau ! - wrzasnęłam, po czym popędziłam na dół, przeskakując po parę stopni na raz. - Lau, co się dzieje ?
- Co by się miało dziać ? - spytała moja młodsza siostra, odwieszając torebkę i płaszcz do szafy.
- Ty, Ross, paparazzi ?
- Ah, to... Nic... Po prostu musimy udawać parę. - mruknęła, wlokąc swoje cielsko do salonu, gdzie legła na kanapie i sięgnęła po pilota. - Nie dziw się, jak jutro w gazecie zobaczysz zdjęcie, na którym się całujemy.
- Pocałował cię ? - prawie krzyknęłam.
Laura obdarzyła mnie zmęczonym spojrzeniem.
- UDAJEMY parę, Van. Logiczne, że musimy okazywać sobie czułości. - wzdrygnęła się z obrzydzenia.
- Omg. - pisnęłam. - Jak słodko.
Nic nie odpowiedziała.
- Jakieś jeszcze nowości ? - dopytywałam.
- Pamiętasz, że jutro jedziemy na biwak, prawda ?
- No jasne. - uśmiechnęłam się.
- To zaprosiłam Lynchów, żeby pojechali z nami.
- Zrobiłaś co ? Zaprosiłaś kogo ? - krzyknęłam przerażona.
Lynchów - całą rodzinę - czyli też Rikera !
Przecież ja się spalę ze wstydu !
- Lynchów. - powiedziała spokojnie, zdziwiona. - No wiesz: Rikera, Rydel...
- Wiem ! - przerwałam jej, panicznie.
- To czemu tak reagujesz ?
- Bo...,. Lau, muszę ci o czymś powiedzieć..... Galę oglądałam u Lynchów.... I potem.... Riker uparł się, że mnie podwiezie.... I mnie pocałował.... A ja uciekłam....
- Zrobił co ? Zrobiłaś co ? - krzyknęła, dławiąc się ze śmiechu.

----------------------------------

31 ! Jest !
Następne jeszcze ciekawsze - obiecuję !
Mamy pierwszy (a może ostatni ?) pocałunek Raury..
Wymuszony, ale jest !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!


środa, 24 grudnia 2014

Rozdział 30 ,,Dobrze mówi, polać jej!"

*Ross*

Spałem wyjątkowo długo.
Gdy rano zwlokłem się z łóżka, dochodziła 11.
Sprawdziłem telefon.
Co za niespodzianka ! Tyle nowości !
1. Maia ogłosiła nasze zerwanie w sieci.
2. Dziennikarze opisują mnie jako agresywnego gwiazdora.
3. Marano umówiła nas na spotkanie z producentem na 12.
4. Połowa moich znajomych wysłała mi życzenia z okazji chodzenia z Laurą.
Eh, piękny dzień się zapowiada.
Ubrałem się w jakieś ciuchy, po czym zszedłem na dół.
Nigdzie nie widziałem mojego rodzeństwa, więc sprawdziłem blat w kuchni, gdzie zwykle Ryd zostawiała powiadamiające karteczki.
Bingo !
,,Ross, pojechaliśmy na próby do studia (TRASA). Szef zgodził się, żebyś przyjechał później. Bądź do 15. Całusy, Rydel."
Przyswoiłem informacje, po czym zrobiłem sobie śniadanie.
Zanim się zorientowałem dochodziła 12, więc szybko wsiadłem do samochodu i ruszyłem do siedziby Disneya.


*Laura*

Gdzie ten Lynch, do cholery ?
- Panno Marano ? - zawołała mnie Ann z recepcji.
- Tak ? - odwróciłam się.
- Producent czeka.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się, po czym poszłam do pokoju.
Zapukałam, po czym weszłam.
- Laura ! - zawołał producent, podnosząc się z krzesła.
Podał mi dłoń, po czym wskazał na krzesło, bym usiadła.
Zajęłam moje miejsce.
- Gratuluję statuetki, która czeka na ciebie w recepcji, wczoraj zapomniałaś jej wziąć. TO wielkie wyróżnienie dla naszego serialu ! I ten śluz ! A gdzie Ross ? - wylał z siebie tysiąc słów.
Zanim zdążyłam się odezwać, drzwi się otworzyły i  stanął w nich zdyszany Lynch.
- Przepraszam, za spóźnienie. - powiedział, po czym przywitał się z producentem i usiadł obok mnie,
Nie dał się zboczyć z toru i od razu spytał o akcję z wczoraj.

*Ross*

Producent zarzekał się, że nie ma z tym nic wspólnego.
- Ale to dobrze ! - zawołał po chwili. - Od wczoraj liczba wyszukiwań naszego serialu, waszych śledzących na Twitterze, Instagramie, Facebooku ! Wszystko rośnie ! Wszyscy chcą wiedzieć o was więcej ! Niech tak lepiej zostanie... Przez jakiś czas.
- Chce pan, żebyśmy udawali parę ? - oburzyła się Marano. - W życiu !
Dobrze mówi, polać jej !
- Jeśli chcecie, żeby serial dobrze funkcjonował... - zaczął mężczyzna. - Jeśli teraz ogłosicie, że to wszystko było kłamstwem, wszyscy was znienawidzą ! Uznają, że robiliście to dla żartu, że pokpiliście z fanów !
Marano złapała się za głowę.
Tak, tkwiliśmy w bagnie.

*Laura*

Za jakie grzechy ? Ja i ten laluś ? NEVER !
- Czyli co: zrobicie to ? - spytał producent.
- A mamy inne wyjście ? - prychnął Lynch.
Po krótkiej gadce o tym, jak teraz powinniśmy się zachowywać i o tym, co było na gali, oboje udaliśmy się do recepcji po nasze statuetki, po czym ruszyliśmy do wyjścia, ramie w ramie, nawet nie wymieniając spojrzenia.
Jeszcze w holu, zauważyłam tłumy fotoreporterów, czekających na zewnątrz.
Lynch chyba ich nie dostrzegł, bo szedł dalej, ze spuszczoną głową.
Pociągnęłam go za ramię i pociągnęłam za pierwszy lepszy zakręt.
- Co robisz ? - wrzasnął.
Zatkałam mu dłonią usta.
- Zamknij się. - warknęłam. - Na zewnątrz aż się roi od fotoreporterów.
- I co z tego ? - spytał zgryźliwie, odtrącając moją dłoń.
- Mamy udawać parę, zapomniałeś ?
- Ok, już dobrze...  - odpuścił. - To co mam robić ? - zapytał.
Dobre pytanie...
- Na początek... Złap mnie za rękę. - splotłam z nim palce. - Dobrze. Po drugie musisz iść bardzo blisko mnie.
Chłopak prychnął.
Zignorowałam go i kontynuowałam.

*Ross*

- Musimy pojechać jednym samochodem, inaczej zorientują się, że nie jesteśmy blisko.
- Dobra, mogę cię podwieźć pod dom. - zaproponowałem.
- Cudnie. I to chyba tyle... Tylko... zachowuj się tak, jakbyś był we mnie zakochany. Jakbyś poza mną nie widział świata i w ogóle, jasne ? - spytała lekko poddenerwowana.
- Jasne, słońce. Nie denerwuj się. - zaśmiałem się.
Za to spiorunowała mnie wzrokiem, lecz ruszyliśmy do wyjścia.
Zgodnie z poleceniem złapałem Marano za rękę, lecz stwierdziłem, że to za mało, więc złapałem ją w pasie i przyciągnąłem ją bliżej siebie.
- Ross ! Ross ! Laura ! - wołali dziennikarze. - Opowiedzcie nam o waszym związku !
Stwierdziliśmy, jak już zresztą setki razy, że lepiej ich ignorować.
 Poszliśmy na parking, wciąć przytuleni, aż do mojego samochodu. Grupa dziennikarzy szła za, obok i przed nami, żądając odpowiedzi.
Otworzyłem Marano drzwiczki, a gdy wsiadła, zamknąłem je.
- Ross, a co z Maią ? - zawołał ktoś.
Nie wytrzymałem i odkrzyknąłem:
- Maia i ja wciąż będziemy przyjaciółmi. Ale uczucie, które łączy mnie i Mar... Laurę jest za silne, by je ignorować. Dziękuję. - po tych słowach obszedłem samochód, wsiadłem i ruszyłem, niemal przejeżdżając grupkę osób z mikrofonami.
Gdy byliśmy już w połowie drogi do domu Marano, dziewczyna spytała:
- Co im powiedziałeś ?
- Skłamałem, że łączy nas silne uczucie, którego nie mogliśmy już dłużej ignorować...
Marano zaśmiała się. Po chwili i ja wybuchnąłem śmiechem.
- Aktor, level hard, jak widzę. - zaśmiała się brunetka.

*Narrator*

Wszystko szło dokładnie po myśli Rydel i Vanessy.
Obie zeszłego wieczoru były bardzo z siebie dumne, nie wiedząc, że jak na razie pomysł nie podobał się ani Laurze, ani Rossowi. A co gorsza nie podobał się także Mai i Davidowi.
O ile David postanowił na razie powstrzymać się od zemsty, czy próby odzyskania Laury, o tyle Maia nie chciała czekać. Wiedziała, że Ross nigdy nie darzył ją wyjątkowym uczuciem. Jasne - byli parą i naprawdę mu na niej zależało, ale chyba nie aż tak bardzo, jak się jej wydawało.
Dlatego stworzyła plan rozdzielenia (i tak udawanej !) pary.
Wszystko obmyśliła i zadzwoniła do swojej koleżanki, która już wkrótce miała znaleźć się w środowisku Rossa.
- Gemma ? Hej, tu Maia.
- Hej, Maia, co tam ?
- Dobrze. Posłuchaj, mam do ciebie pewną sprawę...

--------------------------

DAAAAA DAM ! Może być, podoba się ?
Lekko nudny, ale poczekajcie na magiczny numer 31 ! :*


KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!





wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 29 ,,Pacjentka psychiatryka"

*Ross*

Zanim się zorientowałem kobieta skończyła szyć i mój obojczyk i brew.
- Bolało ? - spytała lekarka, przyklejając mi w oba miejsca plastry.
- Nie tak bardzo... - mruknąłem.
- Dobrze. A więc rany należy przemywać wodą utlenioną, przez najbliższy tydzień. Jasne ? - upewniła się.
- Jasne, będziemy pamiętać. - uśmiechnęła się Marano.
- Dobrze. Dbaj o chłopaka. - dodała jeszcze kobieta, gdy wychodziliśmy.
Nie zdążyliśmy już jej wyjaśnić, że nie jesteśmy parą, gdyż zamknęła drzwi, a my wyszliśmy na korytarz.
Bez słowa wyszliśmy z przychodni, a Marano zadzwoniła po taksówkę.
Usiedliśmy na jednej z ławek na opuszczonej uliczce.
Marano zaczęła trzeć zmarznięte ramiona.
Zdjąłem z siebie marynarkę i podałem ją dziewczynie.
- Nie musisz mi dawać swojej marynarki. - warknęła.
- Cholera ! Zawsze musisz się ze mną kłócić, Marano ? - odparłem. - Ubieraj to w tej chwili, próbuję być miły.
Marano prychnęła, lecz wzięła ode mnie narzutkę i ją ubrała.
Wyglądała zabawnie w za dużym ubraniu.

*Laura*

Siedzieliśmy z Lynchem, jak te żule na ławce, czekając na taksówkę.
Ta, przyjechała po 10 minutach.
Wsiedliśmy na tył.
Lynch od razu podał nazwę mojej ulicy.
Kierowca ruszył.
- To był dość... udany wieczór. - zaśmiał się Lynch.
Szturchnęłam go w ramię, po czym również się zaśmiałam.
Co jak co, ale cały ten wieczór spapraliśmy.
Po parunastu minutach byliśmy już pod moim domem.
Lynch uparł się, że odprowadzi mnie aż po drzwi, więc poprosił taksówkarza, by poczekał.
Następnie razem ruszyliśmy ku drzwiom.

*Vanessa*

Po tym jak Riker mnie pocałował, szybko rzuciłam słowa pożegnania i ruszyłam do domu. Czułam się na serio dziwnie ! Ja... Nie jestem przekonana, czy go lubię... w TEN sposób..
Po jakiejś godzinie zadzwonił dzwonek do drzwi. Zwlokłam się z kanapy i otworzyłam drzwi.
CO za niespodzianka ! Laura ! I.... Ross !
- Heeej ! - powiedziałam.
- Hej. - odparli oboje.
- Ross, może wejdziesz ? - zaproponowałam.
- Nie, będę się zbierał. - odparł miło.

*Laura*

Zdjęłam z siebie marynarkę i oddałam ją chłopakowi.
- Dzięki... - szepnęłam. - I... do jutra.
- Do jutra. - odparł chłopak, po czym pożegnał się z Van i ruszył w stronę taksówki.
Weszłam do środka, od razu wyczuwając w powietrzu nieswoją atmosferę.
Lecz zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Van krzyknęła:
- Co się, do cholery działo na tej gali ? Zdobyliście nagrody, obryzgali was śluzem, wręczałaś statuetkę.... To rozumiem, ale dlaczego mi nie powiedziałaś, że chodzisz z Rossem ?!
- Ugh..... - warknęłam, ze zmęczeniem padając n a kanapę.
Nessa od razu usiadła obok mnie z oczekiwaniem, najwyraźniej licząc na to, że wszystko jej opowiem.
Ozi wskoczył na kanapę i położył mi się na kolanach.
- Lynch i ja nie jesteśmy parą. - odparłam, miziając rude futro kota.
- Ale...
- To po prostu jedna wielka pomyłka ! Ktoś zrobił nam zdjęcia, jak byliśmy na kręgielni, a Lynch uczył mnie grać ! - wybuchnęłam.
- To dlaczego tam go przytuliłaś ? - spytała Van.
- Bo udało mi się zbić wszystkie ! Wszystkie, ogarniasz ?? Jak jeszcze nigdy ! I się podjarałam i go przytuliłam ! Jutro chcemy iść do producenta i wszystko odkręcić !
- Rozumiem.... - szepnęła. - Ale jestem trochę zwiedziona, że to kłamstwo...
- To jeszcze nie koniec... - przerwałam jej. - Na bankiecie Lynch pobił się z Davidem.
- O co ? - chciała od razu wiedzieć Nessa. Najwidoczniej podobało jej się słowo ,,bójka".
- A bo ja wiem.... - mruknęłam. - Tak czy owak Lynch miał rozciętą wargę, łuk brwiowy i obojczyk, więc wzięłam go do szpitala, żeby go zszyli, a David mnie nienawidzi, bo nie wzięłam jego strony... Poza tym Maia również mnie nienawidzi, bo uważa, że ukradłam jej chłopaka !
W moich oczach pojawiły się łzy.
- To wszystko jest jakieś walnięte ! - szepnęłam. - Moje życie to jakieś bagno !
Nessa mocno mnie przytuliła, tak jakbym miała się rozsypać.
- Już dobrze. - szepnęła, całując mnie w czubek głowy. - Wszystko będzie dobrze.
Nagle zaczęłam się tak panicznie śmiać, jak jakaś upośledzona pacjentka psychiatryka.
Ness odsunęła się ode mnie na chwilę, najwyraźniej zdziwiona moim zachowaniem.
- Ale to był walnięty wieczór... - szepnęłam.
- Faktycznie... - szepnęła. Czy ona coś ukrywa ?
- Połóż się lepiej spać. Zrobię ci gorącej czekolady, chcesz ? - zapytała.
- Tak, jak za dawnych lat... - uśmiechnęłam się, po czym ruszyłam na górę.
Nessa jeszcze zachichotała. po czym poszła do kuchni.
Poszłam do pokoju i od razu przebrałam się w piżamkę, co jak co, ale ten dzień musiał się kiedyś skończyć.
Położyłam się w łóżku i czekając na Ness, zaczęłam sprawdzać telefon. 12 nieodebranych telefonów... Głównie od znajomych i Davida... Wszyscy chcą pewnie wyjaśnień, dotyczących gali.
Rzuciłam telefon na półkę - jutro się tym zajmę.
Ułożyłam się wygodnie.
Lecz niestety czekolada musiała poczekać.
Sen mnie wziął, zanim Nessa przyszła z napojem...



------------------------------------------


I co ? Wiem, nudny...
Ale przez święta machnę wam taki, że aż :*
To do następnego !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!!