wtorek, 30 grudnia 2014

Info dotyczące rozdziału 36 WAŻNE !

A więc: parę ogłoszeń !
Po pierwsze: KONKURS !!! Konkurs powstał po prostu z braku weny, serio !
A więc: w najbliższym czasie Laura będzie się starała wytłumaczyć Rossowi znaczenie słowa ,,miłość".
Ja jestem zielona w tym temacie i nie wiem, jak Lau mogła by to przedstawić w interesujący sposób. Taki romantyczny i wzruszający, by zwrócić uwagę młodego Lyncha. A więc: potrzebuję Was, piszcie w komentarzach swoje propozycje. Najciekawszą - oczywiście - zamieszczę w którymś z kolejnych rozdziałów, a twórca dostanie dedykację najciekawszego (tak mi się wydaje) rozdziału :)
Na pomysły czekam do czwartku, do wieczora, w komentarzach pod tym postem :)
Po drugie: Ów rozdział 36 jest w trakcie tworzenia, ale staram się, żeby był naprawdę długi i wciągający. Nie wiem, więc kiedy uda mi się go dokończyć. Ale na razie macie parę ,,zwiastunów", które będą się znajdowały w kolejnym rozdziale. To sposób zciągnięty z innego bloga, ale mam nadzieję, że wam się spodoba. Więc proszę:

**
- Między wami zaczyna się coś dziać.
- Też to zauważyłaś ? O mój Boże, dlaczego ?
**

**
Moja nienawiść jakby ustała. Byłem jej to winien. Nie wiem czemu. Po prostu musiałem.
- Laura ?
**

**
- Powiedziałaś do mnie po imieniu. To nowość.
- Oh, zamknij się.
- Już dobrze. Nic mi nie jest.
- Wiem, ale cholernie się martwiłam. Nigdy więcej tak nie rób. Proszę, nigdy więcej...
- Jasne, obiecuję. Tylko przestań płakać.
**

**
Odgarnąłem włosy z jej czoła. Wciąż drżała z zimna. Chciałem otulić ją moim kocem, lecz stwierdziła, że mi bardziej się przyda. Spoglądała w płomień, który oświetlał jej twarz. Nagle ogarnęła mnie wielka ochota, by ją pocałować.
**

A więc: rozdział już niedługo ! :*
Komentarze xd

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 35 ,,Ma żonę. I małe dziecko."

*Laura*

- To co weźmiecie ? - zapytał Ben, podchodząc do nas.
Niemal równocześnie odłożyliśmy karty na stół.
- Ja poproszę naleśniki z dżemem i bitą śmietaną. I sok pomarańczowy. - zamówił Lynch.
- Naleśniki i sok. Jasne. - mruknął z uśmiechem, zapisując zamówienie w notesie. - A ty, Lau ?
- Sałatkę owocową i grzanki. - odparłam.
- Coś do picia ?
- Może to samo, co Ly... Ross. - uśmiechnęłam się, by zatuszować mój błąd.
- Jasne, zaraz będzie. - uśmiechnął Ben, po czym poszedł do kuchni.
- Długo się znacie ? - zagadał Lynch, gdy ja szukałam w telefonie linku do tego wywiadu.
- Teoretycznie odkąd pamiętam. Ciocia Taylor znała moją mamę ze studiów, potem jedna zaprosiła drugą na swój ślub, i na odwrót. Zaczęły się często spotykać, gdy ja, Van i Ben byliśmy mali. Potem oni przenieśli się do Santa Maria i otworzyli tu knajpkę. - powiedziałam, wchodząc w pocztę.
- Oh, rozumiem... - mruknął. - Ben to miły koleś.
- Tak, wiem.
- Ile ma lat ?
- Jest o rok starszy od Vanessy, szerze mówiąc moja siostra zawsze na niego leciała. - mruknęłam.
- Oh, muszę powiedzieć Rikerowi, że ma konkurencję.
- Żartujesz ? - zaśmiałam się. - Ben ma żonę. I małe dziecko. Angelinę.
- Oh, to mu jednak nie powiem. - zaśmiał się.
- Pewnie, nie będziesz musiał, Van na pewno ich tu przywiezie. - zapewniłam. - Trzymaj,. - podałam mu telefon. - Film jest włączony. Oglądnij, a ja pójdę do toalety.

*Ross*

Dziewczyna niemal od razu wstała i poszła zostawiając mnie sam na sam z wywiadem.
Obejrzałem cały.
I szczerze to totalnie tego nie rozumiałem.
Wiem, że Mai było cholernie przykro, że nie powiedziałem jej o naszym ,,związku" z Marano, ale nie musiała nas publicznie obrażać.
Ben przyniósł nam jedzenie, uprzednio pytając, gzie jest Laura. A dostając tak ową odpowiedź, życzył smacznego i poszedł obsłużyć innych klientów.
Nagle na telefon Marano przyszła wiadomość.
Nie miałem zamiaru jej odczytywać, ani tym bardziej odpisywać za dziewczynę. Serio.
Po prostu sprawdziłem od kogo.
I co ten ktoś pisze.
David:
,,Hej, piękna. Mam dziś wolne, może wyskoczymy gdzieś wieczorem ?"
Odłożyłem telefon.
To się gościowi przykro zrobi. Bo tego wieczora ,,piękna" będzie ze mną.
Jeju, Ross ? Czemu cię to tak jara ?
- Jestem. - usłyszałem, gdy dziewczyna usiadła naprzeciw mnie. - Wow, jedzenie wygląda super. Jemy ?
- Tak, już... Marano, dostałaś Sms'a. - powiedziałem, zabierając się do mojej słodkiej bomby kalorycznej.
- Serio ? Od kogo ?
- Nie wiem, nie czytałem. - skłamałem, biorąc pierwszego kęsa do ust. Mmm, pyszności !
Marano sprawdziła pocztę.
- Od kogo to ? - spytałem, udając brak zainteresowania.
Bardzo mnie ciekawiło, czy powie mi prawdę.
- Oh, od Van. - powiedziała.
A więc jednak: skłamała. Nie ufa mi ?
Może i słusznie.
Dziewczyna szybko wystukała odpowiedź, po czym odłożyła telefon na bok i zabrała się za jedzenie.
- I co ? Jak wywiad ? - spytała, przeżuwając liście sałaty.
- Maia ostro przegięła.
- Wiem, w końcu nazwała cię kłamcą...
- Nie. Chodzi mi głownie o ciebie. Nie powinna się tak o tobie wyrażać. W końcu: w ogóle cię nie zna.

*Laura*

To było dość szokujące.
Chyba do Lyncha też to dotarło, po zmierzwił włosy, po czym spytał, ze zdziwieniem:
- Ja naprawdę to powiedziałem ?
Kiwnęłam głową, roześmiana.
Co jak co, ale to było miłe, że mnie bronił. Chyba wczuwał się w rolę zakochanego we mnie po uszy szczeniaka.
Skończyliśmy obiad (o godzinie 11 i obiad ??), po czym chcieliśmy zapłacić. Wyciągnęłam portfel, lecz Lynch mnie powstrzymał.
- Tym razem ja zapłacę. - uśmiechnął się.
Ok, albo coś mu się stało, gdy rąbnęłam go kartonem, albo przeniosłam się do drugiego wymiaru.
Lynch ? Miły ? NIGDY.
Odpuściłam.
Następnie wzięłam go za rękę (para, no nie ?) i poszliśmy do kuchni, gdzie dania przygotowywało moje przybrane wujostwo, rodzice Bena - ciocia Aggy i wujek Milton.
- Moje skarby ! - zawoła Aggy już od wejścia. - Bennie mówił mi, że przyjechaliście !!
Następnie rzuciła się na mnie i mocno mnie przytuliła. Nie mówię, że nie było miło, po prostu jej tulaśne, puszyste ciało odrobinę mnie przygniotło.
Następnie objęła Lyncha, nie szkodzi, że nawet go nie przedstawiłam. Był ze mną, więc ciocia od razu wzięła go za swego.
Następnie to samo zrobił z nami - równie kochany i tulaśnie puszysty - wujek Milton.
- Miło cię widzieć kochana. A gdzie twoja siostra, cudniutka Vannie ? - zapytała ciocia.
- Jedzie z lekkim opóźnieniem, ale powinna tu niedługo być. - zapewniłam.
- To dobrze. Stęskniliśmy się za naszą małą Vannie, prawda Milton ? - uśmiechnęła się Aggy.
Wujek przytaknął, cały czas wpatrując się w - jakże skrępowanego - Lyncha.
- Ciociu, wujku... To jest Ross, mój chłopak. - przedstawiłam go.
Ciocia od razu się uśmiechnęła:
- To twój kolega z tego twojego serialu, prawda Lauruś ? - zapytała, a ja kiwnęłam głową.
- Brawo kolego, masz w swoich rękach prawdziwy skarb. - powiedział wuj.
- Tak, wiem. - odparł Lynch.
Nieźle mu idzie to granie.
- I będziesz o nią dbał, mój kochany ? - dopytywała ciocia.
Chciałam jej pokazać, by skończyła drążyć temat, lecz Lynch brnął dalej.
Najpierw ujął mnie w talli i delikatnie do siebie przyciągnął, a następnie rzekł:
- Będę o nią dbał i strzegł jak oka w głowie. - zapewnił.
Odwróciłam lekko głowę i spojrzałam z bardzo bliska na twarz ,,mojego chłopaka".
Był pewny siebie, w ogóle nie było po nim widać, że udaje.
To chyba zadowoliło przyjaciół moich zmarłych rodziców, bo uśmiechnęli się, po czym ciotka wyjęła z górnej półki nad zlewem mały jednorazowy aparat.
- To, Lauruś ? Pozwolisz starej ciotce zrobić wam parę zdjęć ? - zapytała.
Jakiej tam starej ! - miałam ochotę krzyknąć. - Ledwo po 50 !
Ale nie zrobiłam tego.
W końcu Aggy zawsze tak robiła. Nawet, gdy byłam mała i nie chciałam się ustawić do jakiejś głupiej fotki, podpierała się starym wiekiem (w wieku 35 !), a jeśli wciąż stroiłam grymasy, wyciągała drugi as z rękawa:
,,Oh, żadne dziecko nie chce sprawić szczęścia swojej kochanej ciotce, no trudno". Te słowa zawsze stawiały mnie do pionu. A, że nie chciałam usłyszeć ich po raz setny, grzecznie oparłam się o pierś Lyncha i uśmiechnęłam się do zdjęcia. Lynch mocno mnie objął, a Aggy zaczęła robić zdjęcia.
- Co tak nieśmiało, panie Ross ? - zapytał poważnym głosem Milton, po czym dodał ze śmiechem. - Trochę odwagi, miłości.
Lynch nie miał więc wyboru, oboje wiedzieliśmy czego chciał od nas mój przybrany wuj.


-----------------------------------------
I jak ?
Od razu mówię, że rozdziału 36 długo nie będzie... Pewnie wstawię dopiero w weekend, ale to dlatego, ze chcę, by był idealny ! Obiecuję, że więcej informacji wrzucę już dziś ! Tylko, że będziecie musieli mi pomóc, liczę na Was ! WIĘC, OCZEKUJCIE ICH, PROSZĘ !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!










Rozdział 34 ,,Wielka miłość Laury"

*Vanessa*

Usłyszeliśmy krzyk dochodzący z garażu.
Na początku krzyk chłopaka, później cichy dziewczyny.
- Ross. - szepnęła Delly.
- I Laura. - dodałam, po czym obie pobiegłyśmy do garażu.
Za nami pobiegł Riker.
Wbiegłyśmy do garażu, zastając Rossa przywalonego jakimiś kartonami i Laurę, która przy nim klęczało, śmiejąc się dziwnie.
- Jeju, co się stało ? - zawołała Rydel, podbiegając do nich.
Razem z Laurą pomogły wstać blondynowi.
- Co się stało ? - spytałam, gdy Riker stanął w wejściu, tuż obok mnie.
- Marano próbowała mnie zabić. - zaśmiał się Ross.
- No, niestety mi się nie udało. - zapewniła nas moja siostra.
Rydel odsunęła się, widząc, że Ross da rade stać, tylko przy pomocy Laury.
- Jak się czujesz ? - spytała Rydel swojego młodszego brata.
- Jest dobrze. - mruknął chłopak, dotykając swojej rozciętej, zszytej brwi.
- Na pewno ? Możecie jechać ? - upewnił się Riker.
- Tak. - odparł Ross, po czym puścił dłoń Laury, która go podtrzymywała i spróbował pójść w stronę wyjścia.
Lecz chyba kręciło mu się w głowie, bo się zatoczył, ale na szczęście Laura go przytrzymała.
- Ja prowadzę. - powiedziała Laura.

*Laura*

- Możecie wziąć śpiwory i namioty i wsadzicie je do bagażnika ? - poprosiłam, pomagając Lynchowi ustać na nogach.
- Tak jasne, idźcie do samochodu. - odparła Van, po czym weszła do garażu i wzięła potrzebne rzeczy.
Wzięłam Lyncha i odprowadziłam go do naszego samochodu. Pomogłam mu wsiąść do samochodu i zamknęłam drzwi.
Jak z dzieckiem.
Następnie poczekałam, aż moi przyjaciele (cóż, ci którzy byli obecni) zapakują śpiwory i namioty do bagażnika.
- Ok, wszystko gotowe. - powiedział Riker, zamykając bagażnik.
- Wiesz jak jechać ? - upewniła się Nessa.
- Jasne, jeździmy tam od lat. - uśmiechnęłam się.
- Dobra, to szerokiej drogi. - odparła Rydel. - Nie zabij mi po drodze brata.
- Postaram się. - mruknęłam ze śmiechem, po czym wsiadłam za kierownicę.
Nessa nachyliła się jeszcze i powiedziała przez otwartą szybę:
- Ne pewno spotkacie fotoreporterów. Udawajcie parę. My przyjedziemy jakieś pół godziny po was.
- Jasne, Van.
- Do zobaczenia.
- Pa. - uśmiechnęłam się, po czym odpaliłam silnik.
Czas w drogę !

*Ross*

Trochę bolała mnie głowa, ale nie chciałem ich wszystkich martwić.
Dlatego podczas drogi trochę się zdrzemnąłem.
Gdy się obudziłem było 15 po dziesiątej. Czyżby połowa drogi ?
Spojrzałem na kierowcę.
- Hejka, Marano . - uśmiechnąłem się.
- Hej, Lynch. Długo spałeś. - zauważyła. - Na pewno wszystko ok ?
- Czyżbyś się o mnie martwiła ? - zauważyłem, podnosząc głowę ze swojego ramienia, na którym drzemałem.
- Tak. - powiedziała poirytowana. - Nienawidzę cię, ale się martwię, ok ?
Wow. To było... Nie spodziewałem się tego.
- Poza tym jestem twoją dziewczyną, nie ? - dodała ze śmiechem.
- Tak, w sumie tak. - mruknąłem. - Ja też się o ciebie martwię.
Spojrzała na mnie, na wpół zdziwiona, na wpół ucieszona.
- Dzięki, Lynch. - odparła cicho.
Następnie znów skupiła się na drodze w ciszy.
- Oglądałam wczoraj ciekawy program. - powiedziała dziewczyna po chwili.
- Tak, jaki ?
Było to dość... Dziwne ? Prowadziliśmy normalną konwersację. Tak się gada z przyjaciółmi ? Mam na myśli... Czy tak to robią zwykli znajomi ? Tacy którzy się nie nienawidzą ?
- O nas. -mruknęła.
- Serio ? Media naprawdę nie mają co robić. - mruknąłem.
- Zgadzam się. Była w tym programie Maia. - odparła.
Maia ?
- Co ona tam robiła ?
- Mówiła. O swojej karierze... O nas. O tym, że uważa cię za kłamce, a mnie za naiwną idiotkę. - powiedziała.
- Masz gdzieś ten wywiad ? - zaciekawiłem się.
- Chyba tak. Raini wysłała mi wczoraj linka do jej wywiadu. - rzekła. - Jak chcesz to mogę zatrzymać się w jakieś knajpce i ci go puścić.
- Knajpce ? - zapytałem. Jechaliśmy jakimiś górami i dolinami, zapewne daleko od jakieś cywilizacji, nie mówiąc już nawet o zasięgu, czy wifi.
- Tak, za następnym zakrętem jest knajpka z domowym żarciem. Możemy się zatrzymać, żeby coś zjeść i przy okazji puszczę ci film. - odparła, jakby czytała w moich myślach.
- Nieźle, niech będzie. Ale nie będzie tam chyba paparazzi, prawda ?
- Nie wiem. Jeśli wiedzą, gdzie jedziemy, mogli zatrzymać się gdzieś po drodze.
- Super. - burknąłem. Tylko ich tu brakuje.
Niezbyt chciałem jej wierzyć co do tej knajpy, ale miała rację.
Teoretycznie zaraz za skrętem, na poboczu stała mała, spokojna knajpa.
- Skąd wiedziałaś, że tu jest ? - spytałem.
- Jeżdżę tędy z Vanessą od lat. Teoretycznie, parę razy w roku, odkąd zmarli rodzice. - tu westchnęła. - No nie ważne, chodź.
Po czym wysiadła, trzaskając drzwiami i ruszyła w stronę knajpki.

*Laura*

Weszłam do środka i od razu skierowałam się do lady, gdzie stał młody mężczyzna.
- Hej, Ben. - przywitałam się.
Chłopak spojrzał na mnie, starając się chyba rozpoznać, skąd może mnie znać.
Zmierzwił swoje długie, ciemne włosy.
- No weź ! Nie umiesz nawet zapamiętać starej przyjaciółki.
Nagle jego źrenice rozszerzyły się do maksimum.
- Laura ? - zapytał.
- Nie, kosmita. Jasne, że Laura ! - zawołałam.
Chłopak wyszedł zza lady, podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
- Jejku, ale wydoroślałaś ! - rzekł, gdy mnie puścił.
- Ty też ! - odparłam, dotykając meszku na jego twarzy. - Masz brodę i wąsy !
- Zapuszczam. - odparł.
Po chwili drzwi się otworzyły, wszedł Ross po czym stanął obok mnie.
- Oh, Ross, to jest Ben, mój przyjaciel z dzieciństwa. Ben, to Ross, mój...
- Twój chłopak, tak, słyszałem. - uśmiechnął się Ben, po czym podał Lynchowi dłoń. - Miło mi poznać wielką miłość Laury.
Lynch chyba trochę się speszył, lecz podał odwzajemnił gest Bena i powiedział:
- A mnie miło poznać jej przyjaciela.
- Ciocia i wujek w kuchni ? - zapytałam.
- Tak, jak zawsze. - odparł Ben.
- Dobra, to my usiądziemy, coś zjemy, a potem z nimi pogadam. - zapewniłam.
- Jasne, stolik 6 jest wolny. Zaprowadziłbym was, ale chyba traficie. - odparł Ben, po czym podał Lynchowie karty dań.
- Jasne, dzięki, Ben. - mruknęłam, po czym ruszyliśmy w stronę stolika numer 6, który znajdował się na samym końcu małego pomieszczenia.
Na parkingu było trochę samochodów, więc i ludzi w środku było sporo.
Nagle Lynch złapał mnie w pasie i przyciągnął mnie do siebie.
- Co robisz ? - pisnęłam.
- W końcu jestem twoją wielką miłością. - odparł, gdy doszliśmy do stolika.
Chłopak puścił mnie i siadł po jednej stroni stolika, ja po drugiej.



-----------------------------------------------------

I co ? Może  być ? Czyżby Laura i Ross zaczynali się do siebie zbliżać ? Czy tylko mi się tak zdaje, bo wiem co będzie dalej ? Cóż.... Będzie ciekawie... Ale nie obejdzie się również bez paru niemiłych słów, pewnej blondynki i prawdy, która wyjdzie na jaw. A to wszystko już w najbliższych rozdziałach.

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!

niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 33 ,,Będziesz chciała mnie zabić"

*Riker*

Podczas powrotu do domu (tak, ja hardcore prowadziłem) omal nie władowałem nas na drzewo. Nie, nie martwcie się, to nie było nic poważnego. Po prostu... Naprawdę mnie zdenerwowało ogłoszenie Rossa. 
Ogłoszenie dotyczące możliwości biwaku z siostrami Marano. To naprawdę mi nie pasowało. Dlaczego ?
Cóż, może zacznę od tego, że jestem chyba zakochany w Vanessie. I od tego, że ostatnim razem (wczoraj) ją pocałowałem. A ona uciekła. Więc naprawdę, jeśli pojedziemy na ten biwak, to będzie naprawdę NAPRAWDĘ niezręcznie. 
- Jedziemy ! To genialny sposób, żeby Ross i Laura poćwiczyli udawanie pary ! Poza tym, przyda nam się wspólny wypad. - stwierdziła Rydel. 
A więc, nie ma odwrotu - szykuje się niezręczny wyjazd. 

*Rydel*

Ten wyjazd będzie genialny ! Zaraz po powrocie do domu, postanowiłam zadzwonić do Laury, by omówić szczegóły.
- Tak się cieszę, że z nami pojedziecie ! - ucieszyła się młodsza z sióstr Marano.
- Ja też. To o której wyjazd, co wziąć i takie tam...
- Cóż... Do nas przyjedzcie po 8, żebyśmy po 8 mogli wyjechać. Na miejsce dotrzemy koło południa, tam rozbijemy obóz i zacznie się zabawa. Wziąć ? Namioty, śpiwory, ciuchy, żarcie... Ogólnie.
- Ok, czyli u was o 8 ? - upewniłam się.
- Tak, punkt 8.
- Ok, będziemy. - uśmiechnęłam się. - To do jutra Lau.
- Do jutra, Delly. - odparła, po czym się rozłączyłam.
Następnie wysłałam chłopaków do sklepu po jakieś jedzenie na jutro, a sama zajęłam się pakowaniem.

*Laura*

Wstałam wcześnie rano, żeby jeszcze wszystko ogarnąć. Mimo późnej pory roku (grudzień), było ciepło jak w piekle (w końcu LA), więc szybko wybrałam sobie letnie ciuchy i się przebrałam.
Spakowałam moją torbę wszystkimi potrzebnymi rzeczami, po czym wyszłam z pokoju i pobiegłam na dół zrobić śniadanie dla mnie i Nessy.
Zrobiłam nam kanapki z marmoladą, na dobry początek dnia, kiedy to Van wmaszerowała do pokoju.
- Nessa ! Ale żeś się wystroiła ! - zawołałam, słodząc jej herbatę.
- Mhm, dzięki... - rzekła, rzucając swoją torbę z rzeczami na kanapę. - To co jemy ?
- Kanapki z dżemem, mogą być ? - spytałam, po czym usiadłam i zajęłam się moją porcją.
- No jasne ! - uśmiechnęła się, siadając obok mnie. - To... - dodała po chwili przeżuwania. - O której przyjeżdżają nasi znajomi ? I twój chłopak ?
Szturchnęłam ją w żebra.
- O 8. - spojrzałam na zegarek. 7:56. - Więc się pośpiesz.
Odniosłam talerz do zlewu i opłukałam go wodą. Wtedy zauważyłam na parkingu terenówkę Lynchów. Ci to dopiero mają wyczucie czasu.
- Van !
- Tak ? - odparła moja siostra.
- Są !
Nessa jak na znak wstała z miejsca, podała mi swój talerz, po czym zaczęła szczerzyć się do lustra, sprawdzając, czy nie a w nich resztek jedzenia.
- Jak wyglądam ? - spytała nerwowo, stając przede mną.
Ona naprawdę musi go lubić.
- Laura ! - pośpieszyła mnie.
- Genialnie, Riker padnie jak cię zobaczy. - odparłam.
Van zlała mnie za to szmatką, ale warto było.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
Van popędziła, by otworzyć.
Po chwili usłyszałam miłe śmiechy naszych przyjaciół. I mojego ,,chłopaka".

*Ross*

Zaraz po tym, jak siostra Marano wpuściła nas do domu, poczułem nieswoją atmosferę między nią a Rikiem.
Ale co tam...
Władowaliśmy się do ich domu, kiedy z kuchni wyszła Marano.
- Hej. - zawołała, wymieniając ze wszystkimi uściski, mnie zaś obdarzyła chłodnym spojrzeniem (łaskawie odpowiedziałam jej tym samym.
- A gdzie Rocky ? I Ell ? - zapytała, rozglądając się za nimi.
- Rocky zaplanował już sobie jakąś randkę z twoją sąsiadką, a Ell ma gorączkę i starzy go nie puścili. - odparł Riker, patrząc niepewnie z ukosa na Nessę.
- Och, szkoda... Czyli jest nas tylko piątka. Dobra, zbierajmy się. - zarządziła Nessa, idąc do salonu, po swoją torbę.
Marano również wzięła z przedpokoju swoją torbę, po czym zabrała również wielką torbę z jedzeniem i swój sweter.
Ledwo dawała radę wziąć to wszystko, więc chciałem jej pomóc.
Bez słowa wziąłem od niej torbę.
Wyglądała na nieco zdziwioną, lecz podziękowała.
- Jedziemy dwoma samochodami, bo w jednym byśmy się nie zmieścili. - powiedziała Nessa, niosąc swoje rzeczy do ich samochodu.
- To jak, Lynchowie razem, Marano razem, tak ? - upewniłem się, pakując rzeczy ,,mojej dziewczyny" do bagażnika.
- Nie. - zaprotestowała Rydel.
- Niby czemu ? - zdziwiłem się.
- Pomyśl, jeśli paparazzi zobaczą, że jedziecie osobno, pomyślą, że się separujecie. - odparła Vanessa.
Serio ?
- To niby jak ? - zdenerwowała się Laura.
- Pojedziecie naszym samochodem przodem. My pojedziemy waszym, jakiś czas po was. - zaproponowała Dell. - Dobrze ?
- Jesli musimy. - mruknęła Marano. - Mamy wszystko ?
Nagle coś sobie chyba przypomniała, bo walnęła się w czoło.
- Namioty ! Zapomniałam o namiocie i śpiworach ! Mam je w garażu. - zawołała.
- Ross, idź z nią ! - powiedział Riker.
- Czemu niby ja ? - oburzyłem się.
- Bo jesteś jej chłopakiem ? - zasugerowała Van.
Odpuściłem i poszedłem za Marano.
,,Bo jesteś jej chłopakiem". ,,Bo jesteście parą" - co to niby za argumenty ??

*Laura*

Pobiegłam przodem, otworzyłam garaż, po czym wspięłam się na krzesło i zaczęłam szukać po pudłach potrzebnych rzeczy.
Lynch przyszedł po chwili, po czym stanął obok mnie i czekał.
- Mam ! - zawołałam, ciągnąc za śpiwór, który ,,ukrył się" za jakimiś pudłami.
Nie chciał wyjść, więc mocno szarpnęłam.
Tak, wyszedł. Niestety, pudła, które stały bliżej krawędzi półki, w jednej chwili spadły. Prosto na Lyncha.
Chłopak upadł, powalony ciężarem paru pudeł.
- O mój Boże, Lynch ! - zawołałam, zeskakując z krzesła.
Upadłam przy Lynchu, ściągając z niego pudła.
- Jeju, nic ci nie jest ? - zapytałam, gdy spróbował się podnieść.
- Nic mi nie jest. - odparł niemrawo, po czym usiadł, rozmasowując głowę. - Tylko Marano ?
- Tak ?
- Następnym razem uprzedź, jak będziesz chciała mnie zabić, dobra ? - powiedział, po czym się zaśmiał.
Uderzyłam go z placka w tył głowy, lecz również się zaśmiałam.
DEBIL.

-------------------------------------------------------------
Czas na wyjazd, czyż nie ?
Ciekawe co się tam stanie !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!




sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 32 ,,Ross będzie mój !"

*Rydel*

Do 15 zostało zaledwie parę minut. Jasne cholera, gdzie ten Ross !
W tym momencie do pokoju wbiegł zdyszany blondyn !
- Ross ! - zawołał Riker, podnosząc się z kanapy.
- Sorry, że tak długo, ale nie uwierzycie co się... - zaczął.
- Stary, chodzisz z Laurą ?! - wydarł się Ell, z niedowierzaniem patrząc w swój telefon.
CO ??
- CO ?? - zawołaliśmy zgodnym chórem.
- No właśnie... - mruknął z poirytowaniem mój brat. - Wszystko wam wyjaśnię, ale najpierw zabierzmy się za próbę, dobra ?
Po czym bez naszej odpowiedzi ruszył do studia.
- Wow, tego bym się nie spodziewał. - mruknął Rocky, patrząc na ekran komórki Ella. - Luknij, Ryd. Podali mi telefon. Fakt, Ross i Laura się pocałowali ! Są parą ! Może tylko udawaną, ale to już coś !
- Niesamowite... - szepnęłam.
- No nie ? - zaśmiał się Rik. - Chodźcie, popytamy go o szczegóły ! - zaśmiał się, po czym wszyscy ruszyli do studia.
- Idziesz Delly ? - upewnił się Ell.
- Tak, dajcie mi chwilkę. - szepnęłam.
Chłopak tylko wzruszył ramionami, po czym pobiegł za resztą.
Postanowiłam napisać do Van:
Udało się ??
Nie musiałam długo czekać, już po krótkiej chwili otrzymałam odpowiedź:
Tak, są parą. Nareszcie ! :*
Muszę przyznać - na początku miałam wątpliwości. Ale teraz... Cóż, może wyjdzie im to na dobre ?

*Laura*

Szybko się przebrałam, po czym razem z Nessą, postanowiłyśmy pooglądać telewizję. Co jak co, ale od początku mojej przerwy nie spędziłyśmy ze sobą zbyt dużo czasu.
- Bardzo podoba mi się twój tatuaż. - powiedziała, dotykając mojego nadgarstka.
- Dzięki. Może też sobie zrobisz ? - odparłam.
- Ja ? - zaśmiała się. - Żartujesz ?
- Nie. Mówię serio. Już chciałaś sobie kiedyś zrobić, prawda ?
- Tak... Ale... To było dawno temu... Byłam młoda i głupia,...
- Wciąż jesteś głupia. - zauważyłam.
Oczywiście, za tą uwagę, dostałam od niej poduszką w głowę.
- To co ? Pojutrze, po kempingu ?
- Żartujesz ? Nigdzie nie jadę. Na żaden kemping. - odparła, biorąc pilota do ręki.
- Niby czemu ? - wyrwałam go jej, po czym przerzuciłam na MTV.
- Bo Riker. Głupio bym się czuła.
- Oh, c'mon ! - krzyknęłam.
Nagle na ekranie pojawiło się zdjęcie moje i Lyncha.
Po nim kolejna, te z dzisiaj, kiedy się pocałowaliśmy (FUUUU).
- Podgłoś. - poprosiła Ness.
Podgłosiłam.
- A więc jednak: mimo tego, że urocza Laura Marano i Ross Lynch, tysiące razy zapewniali nas, że są tylko przyjaciółmi, jest już pewne, że łączy ich coś więcej niż tylko przyjaźń. - zaczęła jakaś prowadząca.
- Ja cię kręcę.... - mruknęłam.
- Wczoraj na gali, gdy ujawniono ich związek i tajemną randkę w kręgielni, wydali sie jacyś niepewni, więc wiele osób miało wrażenie, że to nieprawda. Dziś jednak, nasza ulubiona para udała się razem do Wytwórni Disneya, zapewne, by porozmawiać o dalszych losach ich serialu. Następnie Ross odwiózł koleżankę z planu pod dom, po czym sam odprowadził ją aż pod drzwi. Tam pokazali i udowodnili nam, że nie są tylko udawaną hollywodzką parą, lecz prawdziwymi kochankami, nie tylko na ekranie. Cieszymy się i życzymy szczęścia nowej parze ! - zakończyła, po czym zmieniła temat, więc Van, wyrywając mi pilota, zmieniła kanał.
Szok ! Kolejna stacja gadała o naszym ,,związku". Serio to takie interesujące ??
-... Pozostaje jednak pytanie jak w tej sytuacji czują się byli partnerzy Laury i Rossa. A mam tutaj na myśli: Maię Mitchell, dziewczynę Rossa, z którą chłopak spotykał się od około roku, oraz Davida Mensona, z którym ostatnio była widywana Marano. Na gali doszło do starcia między młodym Lynchem, a towarzyszem Laury. Zaraz po tej bójce, panna Marano opuściła imprezę razem z nowym chłopakiem. Zdaję się, więc, że ani Menson, ani Mitchell nie spodziewali się takiego obrotu spraw, a co więcej, nowi towarzysze ich drugich połówek nie przypadli im do gustu. Oto kawałek wywiadu z Maią.
Nagle na ekranie pojawiła się Mitchell:
- Maia, ostatnie pytanie. - powiedziała jakaś reporterka. - Co myślisz o związku Laury Marano i Rossa ?
Wtedy roześmiana Maia przybrała lekko kamienną minę:
- Cóż... Miło by było, gdyby Ross powiedział mi, że ma kogoś na boku... Ale nie zrobił tego. Dowiedziałam się chyba w najgorszy możliwy sposób: zobaczyłam ich zdjęcia i zrozumiałam, że Ross mnie okłamał... Cóż, jest mi naprawdę przykro, ale nie mam zamiaru jakoś... rujnować im z tego powodu życia, czy coś... Po prostu stało się.
- Masz coś do przekazania Laurze, albo Rossowi ?
- Tak, właściwie to tak... Ross, mówiłeś, że mnie kochasz, dzień przed tym, jak cały świat dowiedział się o tobie i Laurze. To dowodzi, że jesteś zwykłym kłamcą, a ty Laura jesteś naiwna, jeśli mu wierzysz. Wiem, że narażam się teraz waszym fanom, ale taka jest prawda i musiałam to powiedzieć.
W tym momencie urwano wywiad, a Nessa wyłączyła telewizor.
- Ty, siostra... Chyba masz wroga.
- Ta, super ! - warknęłam.
- Hej, wszystko będzie ok.
- Mam nadzieję. To co, jutro z samego rana jedziemy, tak ?
- Lau, nie pojadę z Lynchami. - zaprotestowała.
- Proszę ! - zawyłam. - Dla mnie ! I dla Delly ! - zrobiłam szczenięce oczy.
Aż w końcu Van zmiękła.
- Dzięki ! - zawołałam, po czym ją uściskałam. - Lecę się spakować. - po czym pobiegłam na górę.

*Ross*

My mind says: no, you're no good for me
You're no good, but my heart's made up on you
My body can't take what you give to me
What you give, got my heart made up on you
Wo-ooh, [My mind says no] 
Wo-ooh
Got my heart made up on you
Up on you, up on you, yeah.... - zakończyliśmy.

Szef zaczął bić brawo, po czym razem z tą całą Gemmą weszli do studia. 
- Brawo ! - zawołał. Chyba po raz pierwszy od ponad czterogodzinnej próby był zadowolony. - To jest to ! Tą piosenką będziemy kończyć występ, żeby wykończyć tłumy ! Jesteście genialni. 
Podziękowaliśmy, cholernie z siebie zadowoleni.
- A ty, Ross ! - dodał po krótkiej chwili, przeznaczonej na brawa. - Śpiewasz z taką pasją, o miłości...
- Pewnie myślał o Laurze. - powiedział Riker. 
Obdarzyłem go gniewnym spojrzeniem. Niech się wypcha. 
- Dobrze, na dziś koniec. Widzimy się... Co dzisiaj jest ?
- Środa. - rzuciła Delly.
- Dobrze, a więc widzimy się w sobotę. I dobra wiadomość ! W trasę ruszamy ! Werbel proszę !! - zawołał szef. 
Ell wybił co trzeba na bębnach. 
- Już 2 stycznia ! - zawołał uradowany. 
- Przecież.... - Szepnąłem z niedowierzaniem.- To już za niecały miesiąc !
- Dokładnie za 28 dni ! Wykorzystajcie je dobrze ! Do soboty ! - zawołał, po czym wyszedł. 
Odłączyłem gitarę.
Chłopaki zaczęli pakować sprzęt, a Rydel poszła do toalety. 
Schowałem gitarę do pokrowca, kiedy podeszła do mnie Gemma
- Hej, poszło wam świetnie. - zagadała.
- Dzięki. - uśmiechnąłem się. 
- Słuchaj, Ross... - szepnęła zalotnie. - Pomyślałam sobie, że może ty i ja... Moglibyśmy skończyć teraz gdzieś na kawę, czy coś... Jesteś pewnie zmęczony, rozluźnię cię... - dodała, chodząc dwoma palcami w górę, po mojej klatce piersiowej. 
Co ? Moja osobowość podrywacza, od razu powiedziała TAK. 
Ale.... Jest Marano i to nasze ,,chodzenie".
- Raczej nie. To znaczy... Nie zrozum mnie źle, ale mam dziewczynę. - odparłem, ledwo się powstrzymując. 
- Oh, Laura... Tak, słyszałam... Jasne, rozumiem... To może innym razem ? - spytała, cofając dłoń. 
- Może innym. - mruknąłem. 
- Dobra, w razie czego jestem do dyspozycji... - szepnęła, po czym wetknęła mi coś do ręki i mrugając do mnie, odeszła.
Spojrzałem na kartkę. Dała mi swój numer telefonu. 

*Gemma*

Twardy jest... I to jest w nim takie pociągające !
I tak chciałam się z nim umówić, nawet gdyby Maia mnie o to nie poprosiła. 
Ale teraz będę miała podwójną satysfakcję. 
Zdobędę go i jeszcze zrobię przysługę mojej najlepszej przyjaciółce. 
Ross będzie mój !

----------------------------------
Niegrzecznie, Gemmma....
Od początku jej nie lubiłam xd
Tak czy owak, rozdział może być ? Piszcie !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!

piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 31 ,,To było... Wow."

*Rydel*

Zagraliśmy już chyba wszystkie piosenki bez wokalisty.
Dochodziła 14, więc Ross miał jeszcze godzinę, ale szef zaczął powoli tracić nerwy.
- Zróbcie sobie przerwę ! Poczekamy, aż Ross się zjawi i zrobimy prawdziwą próbę ! - zawołał poirytowany, po czym na chwilę wyszedł, bo zadzwonił jego telefon.
Chłopcy zdjęli gitary i odłożyli je na stojaki, Ell wyszedł zza bębnów i wszyscy podążyliśmy do pokoju odpoczynkowego. 
Legliśmy na kanapach, a razem z nami usiadła Gemma, córka producenta.
- Naprawdę nam przykro. Myśleliśmy, że Ross będzie wcześniej. - powiedziałam.
- Nie ma sprawy, tak naprawdę to mamy jeszcze sporo czasu. Ale mój tata lubi mieć wszystko szybciej. To coś w rodzaju fobii. - zaśmiała się blondynka.
Nagle zadzwonił jej telefon.
- To odprężcie się i poczekajcie na Rossa. - uśmiechnęła się, po czym odebrała telefon i zaczęła iść w kierunku wyjścia.
- Hej, Maia. Co tam ? - powiedziała do telefonu, po czym wyszła.
Miła dziewczyna... Ale gdzie do cholery jest mój brat ??

*Laura*

Byliśmy w połowie drogi do mojego domu, gdy Lynch krzyknął:
- Cholera !
- Co jest ? - spytałam.
- Spójrz. - nastawił dla mnie główne lusterko.
Za naszym samochodem jechały kolejne 2 czarne - typowe dla dziennikarzy.
- Serio, jesteśmy taką wielką sensacją, że wysłali za nami dwa wozy ? - warknęłam.
- Co teraz ? - spytał Lynch.
- Nic. Odwieziesz mnie do domu. W końcu, nie wszystkie pary są ze sobą 24 godziny na dobę, nie ?
Po chwili dojechaliśmy pod dom.
Lynch nie wyjął jednak kluczyków ze stacyjki.
- Narka. - powiedział.
- Kpisz sobie ? - warknęłam.
- No co ?
- Odprowadź mnie pod drzwi. Mamy...
- Udawać parę, tak wiem,.. - mruknął, odpinając pas. - Słuchaj, chodzimy ze sobą mniej niż dobę, a ja już nie daję z tobą rady.
- I wzajemnie. - mruknęłam. - Wysiadaj i uśmiechnij się.
Chłopak wysiadł, po czym podszedł od mojej strony i otworzył mi drzwiczki.
Wysiadłam, a on zamknął za mną drzwi, po czym objął mnie ramieniem.
Jak goryl, który trzyma swoją ofiarę.

*Ross*

Marano mega się rządziła w naszym ,,związku".
- Myślisz, ze robią nam zdjęcia ? - zapytałem, nachylając się tak, jakbym mówił jej coś słodkiego na uszko.
- Bardzo możliwe ! - zaśmiała się. - Nie obejmuj mnie tak mocno, baranie ! - znów zachichotała.
- Ok, idiotko. - rozluźniłem nieco uścisk.
Dotarliśmy już pod drzwi, więc ją puściłem.
Stanęła naprzeciw mnie, znalazła w torebce kluczki i otworzyła drzwi.
- Udawaj, że się ze mną czule żegnasz. - szepnęła.
- Niby jak ? - warknąłem, dostrzegając ludzi z aparatami na ulicy.
- Wymyśl coś romantycznego ! Podobno jesteś dobrym aktorem. - syknęła z uśmiechem. - Pomyśl, jak żegnają się normalne pary ?
W tym momencie kojarzyłem tylko jeden sposób, ale naprawdę wydał mi się... żenujący.
- Mam coś. - szepnąłem.
- No dawaj.
- Na pewno ? - upewniłem się.
- Tak, debilu ! - szepnęła.
Ok, dasz radę, Ross !

*Laura*

Lynch w jednej chwili nachylił się i bez uprzedzenia przyłożył wargi do moich ust.
Wzdrygnęłam się i miałam ochotę go odepchnąć, ale...
Cóż, myślałam o reporterach, którzy zapewne robili nam teraz mnóstwo zdjęć... I... To było... Wow.
Nigdy nie sądziłam, że coś takiego z jego strony... Hmm, nie wywoła u mnie aż tak wielkiego odruchu wymiotnego. Usta chłopaka smakowały jak leśne owoce (Serio, Laura, serio ?).
Złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie, a ja oplotłam ręce wokół jego szyi.
Nie mówię, że było to najlepsze uczucie EVER, ale gdyby ignorować fakt, iż całowałam Lyncha i to, że robiliśmy to jako szopkę dla prasy... Cóż było nie aż tak źle.

*Ross*

Na chwilę naprawdę odpłynąłem.
Oczywiście to, że pocałowałem Marano było totalną żenadą, ale...
Przyciągnąłem dziewczynę bliżej siebie.
A niech, brukowce mają raz fajny artykuł !
Po chwili odsunąłem się od dziewczyny, pozostawiając jednak ręce na jej biodrach.
Marano również cofnęła się o pół kroku, lecz zsunęła ręce na moją klatkę piersiową.
- Dobrze było ? - zapytałem, widząc powoli malejące zdziwienie w jej oczach.
- Może być. - zaśmiała się.
- Chyba... Chyba muszę już iść. Czekają na mnie. - powiedziałem, przypominając sobie o próbie.
- Tak, jasne. Narka. - mruknęła, zdejmując ze mnie swoje ręce.
- Marano, pomyślałem, że skoro i tak musimy udawać parę, to może ty i Nessa wpadłybyście do nas jutro ?
To ją chyba lekko zbiło z toru, ale pozbierała się i odparła:
- Jutro Nessa i ja miałyśmy jechać nad jezioro. Wiesz, biwak i takie tam...
- Ah, rozumiem. Nie ma sprawy. - odparłem. - To cześć.
Po tych słowach poszedłem w stronę samochodu.
- Lynch. - powiedziała Marano, po pięciu krokach.
Odwróciłem się i spojrzałem na nią.
- Jak chcecie, możecie jechać z nami. - zaproponowała.
- Na serio ?
Kiwnęła głową.
- Jasne, tak. Pogadam z rodzeństwem. I dam ci potem znać.
- Ok, to... Cześć. - powiedzaiała.
- Pa. - odparłem.

*Nessa*

Ok, totalnie nie ogarniam co się dzieje.
Ross podwiózł Lau do domu, a za nimi przyjechała masa paparazzi.
Wysiedli z auta jakieś 10 minut temu, a jej wciąż nie ma ! Co ona tam do cholery robi ?
Po chwili drzwi się otworzyły.
- Lau ! - wrzasnęłam, po czym popędziłam na dół, przeskakując po parę stopni na raz. - Lau, co się dzieje ?
- Co by się miało dziać ? - spytała moja młodsza siostra, odwieszając torebkę i płaszcz do szafy.
- Ty, Ross, paparazzi ?
- Ah, to... Nic... Po prostu musimy udawać parę. - mruknęła, wlokąc swoje cielsko do salonu, gdzie legła na kanapie i sięgnęła po pilota. - Nie dziw się, jak jutro w gazecie zobaczysz zdjęcie, na którym się całujemy.
- Pocałował cię ? - prawie krzyknęłam.
Laura obdarzyła mnie zmęczonym spojrzeniem.
- UDAJEMY parę, Van. Logiczne, że musimy okazywać sobie czułości. - wzdrygnęła się z obrzydzenia.
- Omg. - pisnęłam. - Jak słodko.
Nic nie odpowiedziała.
- Jakieś jeszcze nowości ? - dopytywałam.
- Pamiętasz, że jutro jedziemy na biwak, prawda ?
- No jasne. - uśmiechnęłam się.
- To zaprosiłam Lynchów, żeby pojechali z nami.
- Zrobiłaś co ? Zaprosiłaś kogo ? - krzyknęłam przerażona.
Lynchów - całą rodzinę - czyli też Rikera !
Przecież ja się spalę ze wstydu !
- Lynchów. - powiedziała spokojnie, zdziwiona. - No wiesz: Rikera, Rydel...
- Wiem ! - przerwałam jej, panicznie.
- To czemu tak reagujesz ?
- Bo...,. Lau, muszę ci o czymś powiedzieć..... Galę oglądałam u Lynchów.... I potem.... Riker uparł się, że mnie podwiezie.... I mnie pocałował.... A ja uciekłam....
- Zrobił co ? Zrobiłaś co ? - krzyknęła, dławiąc się ze śmiechu.

----------------------------------

31 ! Jest !
Następne jeszcze ciekawsze - obiecuję !
Mamy pierwszy (a może ostatni ?) pocałunek Raury..
Wymuszony, ale jest !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!


środa, 24 grudnia 2014

Rozdział 30 ,,Dobrze mówi, polać jej!"

*Ross*

Spałem wyjątkowo długo.
Gdy rano zwlokłem się z łóżka, dochodziła 11.
Sprawdziłem telefon.
Co za niespodzianka ! Tyle nowości !
1. Maia ogłosiła nasze zerwanie w sieci.
2. Dziennikarze opisują mnie jako agresywnego gwiazdora.
3. Marano umówiła nas na spotkanie z producentem na 12.
4. Połowa moich znajomych wysłała mi życzenia z okazji chodzenia z Laurą.
Eh, piękny dzień się zapowiada.
Ubrałem się w jakieś ciuchy, po czym zszedłem na dół.
Nigdzie nie widziałem mojego rodzeństwa, więc sprawdziłem blat w kuchni, gdzie zwykle Ryd zostawiała powiadamiające karteczki.
Bingo !
,,Ross, pojechaliśmy na próby do studia (TRASA). Szef zgodził się, żebyś przyjechał później. Bądź do 15. Całusy, Rydel."
Przyswoiłem informacje, po czym zrobiłem sobie śniadanie.
Zanim się zorientowałem dochodziła 12, więc szybko wsiadłem do samochodu i ruszyłem do siedziby Disneya.


*Laura*

Gdzie ten Lynch, do cholery ?
- Panno Marano ? - zawołała mnie Ann z recepcji.
- Tak ? - odwróciłam się.
- Producent czeka.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się, po czym poszłam do pokoju.
Zapukałam, po czym weszłam.
- Laura ! - zawołał producent, podnosząc się z krzesła.
Podał mi dłoń, po czym wskazał na krzesło, bym usiadła.
Zajęłam moje miejsce.
- Gratuluję statuetki, która czeka na ciebie w recepcji, wczoraj zapomniałaś jej wziąć. TO wielkie wyróżnienie dla naszego serialu ! I ten śluz ! A gdzie Ross ? - wylał z siebie tysiąc słów.
Zanim zdążyłam się odezwać, drzwi się otworzyły i  stanął w nich zdyszany Lynch.
- Przepraszam, za spóźnienie. - powiedział, po czym przywitał się z producentem i usiadł obok mnie,
Nie dał się zboczyć z toru i od razu spytał o akcję z wczoraj.

*Ross*

Producent zarzekał się, że nie ma z tym nic wspólnego.
- Ale to dobrze ! - zawołał po chwili. - Od wczoraj liczba wyszukiwań naszego serialu, waszych śledzących na Twitterze, Instagramie, Facebooku ! Wszystko rośnie ! Wszyscy chcą wiedzieć o was więcej ! Niech tak lepiej zostanie... Przez jakiś czas.
- Chce pan, żebyśmy udawali parę ? - oburzyła się Marano. - W życiu !
Dobrze mówi, polać jej !
- Jeśli chcecie, żeby serial dobrze funkcjonował... - zaczął mężczyzna. - Jeśli teraz ogłosicie, że to wszystko było kłamstwem, wszyscy was znienawidzą ! Uznają, że robiliście to dla żartu, że pokpiliście z fanów !
Marano złapała się za głowę.
Tak, tkwiliśmy w bagnie.

*Laura*

Za jakie grzechy ? Ja i ten laluś ? NEVER !
- Czyli co: zrobicie to ? - spytał producent.
- A mamy inne wyjście ? - prychnął Lynch.
Po krótkiej gadce o tym, jak teraz powinniśmy się zachowywać i o tym, co było na gali, oboje udaliśmy się do recepcji po nasze statuetki, po czym ruszyliśmy do wyjścia, ramie w ramie, nawet nie wymieniając spojrzenia.
Jeszcze w holu, zauważyłam tłumy fotoreporterów, czekających na zewnątrz.
Lynch chyba ich nie dostrzegł, bo szedł dalej, ze spuszczoną głową.
Pociągnęłam go za ramię i pociągnęłam za pierwszy lepszy zakręt.
- Co robisz ? - wrzasnął.
Zatkałam mu dłonią usta.
- Zamknij się. - warknęłam. - Na zewnątrz aż się roi od fotoreporterów.
- I co z tego ? - spytał zgryźliwie, odtrącając moją dłoń.
- Mamy udawać parę, zapomniałeś ?
- Ok, już dobrze...  - odpuścił. - To co mam robić ? - zapytał.
Dobre pytanie...
- Na początek... Złap mnie za rękę. - splotłam z nim palce. - Dobrze. Po drugie musisz iść bardzo blisko mnie.
Chłopak prychnął.
Zignorowałam go i kontynuowałam.

*Ross*

- Musimy pojechać jednym samochodem, inaczej zorientują się, że nie jesteśmy blisko.
- Dobra, mogę cię podwieźć pod dom. - zaproponowałem.
- Cudnie. I to chyba tyle... Tylko... zachowuj się tak, jakbyś był we mnie zakochany. Jakbyś poza mną nie widział świata i w ogóle, jasne ? - spytała lekko poddenerwowana.
- Jasne, słońce. Nie denerwuj się. - zaśmiałem się.
Za to spiorunowała mnie wzrokiem, lecz ruszyliśmy do wyjścia.
Zgodnie z poleceniem złapałem Marano za rękę, lecz stwierdziłem, że to za mało, więc złapałem ją w pasie i przyciągnąłem ją bliżej siebie.
- Ross ! Ross ! Laura ! - wołali dziennikarze. - Opowiedzcie nam o waszym związku !
Stwierdziliśmy, jak już zresztą setki razy, że lepiej ich ignorować.
 Poszliśmy na parking, wciąć przytuleni, aż do mojego samochodu. Grupa dziennikarzy szła za, obok i przed nami, żądając odpowiedzi.
Otworzyłem Marano drzwiczki, a gdy wsiadła, zamknąłem je.
- Ross, a co z Maią ? - zawołał ktoś.
Nie wytrzymałem i odkrzyknąłem:
- Maia i ja wciąż będziemy przyjaciółmi. Ale uczucie, które łączy mnie i Mar... Laurę jest za silne, by je ignorować. Dziękuję. - po tych słowach obszedłem samochód, wsiadłem i ruszyłem, niemal przejeżdżając grupkę osób z mikrofonami.
Gdy byliśmy już w połowie drogi do domu Marano, dziewczyna spytała:
- Co im powiedziałeś ?
- Skłamałem, że łączy nas silne uczucie, którego nie mogliśmy już dłużej ignorować...
Marano zaśmiała się. Po chwili i ja wybuchnąłem śmiechem.
- Aktor, level hard, jak widzę. - zaśmiała się brunetka.

*Narrator*

Wszystko szło dokładnie po myśli Rydel i Vanessy.
Obie zeszłego wieczoru były bardzo z siebie dumne, nie wiedząc, że jak na razie pomysł nie podobał się ani Laurze, ani Rossowi. A co gorsza nie podobał się także Mai i Davidowi.
O ile David postanowił na razie powstrzymać się od zemsty, czy próby odzyskania Laury, o tyle Maia nie chciała czekać. Wiedziała, że Ross nigdy nie darzył ją wyjątkowym uczuciem. Jasne - byli parą i naprawdę mu na niej zależało, ale chyba nie aż tak bardzo, jak się jej wydawało.
Dlatego stworzyła plan rozdzielenia (i tak udawanej !) pary.
Wszystko obmyśliła i zadzwoniła do swojej koleżanki, która już wkrótce miała znaleźć się w środowisku Rossa.
- Gemma ? Hej, tu Maia.
- Hej, Maia, co tam ?
- Dobrze. Posłuchaj, mam do ciebie pewną sprawę...

--------------------------

DAAAAA DAM ! Może być, podoba się ?
Lekko nudny, ale poczekajcie na magiczny numer 31 ! :*


KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!





wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 29 ,,Pacjentka psychiatryka"

*Ross*

Zanim się zorientowałem kobieta skończyła szyć i mój obojczyk i brew.
- Bolało ? - spytała lekarka, przyklejając mi w oba miejsca plastry.
- Nie tak bardzo... - mruknąłem.
- Dobrze. A więc rany należy przemywać wodą utlenioną, przez najbliższy tydzień. Jasne ? - upewniła się.
- Jasne, będziemy pamiętać. - uśmiechnęła się Marano.
- Dobrze. Dbaj o chłopaka. - dodała jeszcze kobieta, gdy wychodziliśmy.
Nie zdążyliśmy już jej wyjaśnić, że nie jesteśmy parą, gdyż zamknęła drzwi, a my wyszliśmy na korytarz.
Bez słowa wyszliśmy z przychodni, a Marano zadzwoniła po taksówkę.
Usiedliśmy na jednej z ławek na opuszczonej uliczce.
Marano zaczęła trzeć zmarznięte ramiona.
Zdjąłem z siebie marynarkę i podałem ją dziewczynie.
- Nie musisz mi dawać swojej marynarki. - warknęła.
- Cholera ! Zawsze musisz się ze mną kłócić, Marano ? - odparłem. - Ubieraj to w tej chwili, próbuję być miły.
Marano prychnęła, lecz wzięła ode mnie narzutkę i ją ubrała.
Wyglądała zabawnie w za dużym ubraniu.

*Laura*

Siedzieliśmy z Lynchem, jak te żule na ławce, czekając na taksówkę.
Ta, przyjechała po 10 minutach.
Wsiedliśmy na tył.
Lynch od razu podał nazwę mojej ulicy.
Kierowca ruszył.
- To był dość... udany wieczór. - zaśmiał się Lynch.
Szturchnęłam go w ramię, po czym również się zaśmiałam.
Co jak co, ale cały ten wieczór spapraliśmy.
Po parunastu minutach byliśmy już pod moim domem.
Lynch uparł się, że odprowadzi mnie aż po drzwi, więc poprosił taksówkarza, by poczekał.
Następnie razem ruszyliśmy ku drzwiom.

*Vanessa*

Po tym jak Riker mnie pocałował, szybko rzuciłam słowa pożegnania i ruszyłam do domu. Czułam się na serio dziwnie ! Ja... Nie jestem przekonana, czy go lubię... w TEN sposób..
Po jakiejś godzinie zadzwonił dzwonek do drzwi. Zwlokłam się z kanapy i otworzyłam drzwi.
CO za niespodzianka ! Laura ! I.... Ross !
- Heeej ! - powiedziałam.
- Hej. - odparli oboje.
- Ross, może wejdziesz ? - zaproponowałam.
- Nie, będę się zbierał. - odparł miło.

*Laura*

Zdjęłam z siebie marynarkę i oddałam ją chłopakowi.
- Dzięki... - szepnęłam. - I... do jutra.
- Do jutra. - odparł chłopak, po czym pożegnał się z Van i ruszył w stronę taksówki.
Weszłam do środka, od razu wyczuwając w powietrzu nieswoją atmosferę.
Lecz zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Van krzyknęła:
- Co się, do cholery działo na tej gali ? Zdobyliście nagrody, obryzgali was śluzem, wręczałaś statuetkę.... To rozumiem, ale dlaczego mi nie powiedziałaś, że chodzisz z Rossem ?!
- Ugh..... - warknęłam, ze zmęczeniem padając n a kanapę.
Nessa od razu usiadła obok mnie z oczekiwaniem, najwyraźniej licząc na to, że wszystko jej opowiem.
Ozi wskoczył na kanapę i położył mi się na kolanach.
- Lynch i ja nie jesteśmy parą. - odparłam, miziając rude futro kota.
- Ale...
- To po prostu jedna wielka pomyłka ! Ktoś zrobił nam zdjęcia, jak byliśmy na kręgielni, a Lynch uczył mnie grać ! - wybuchnęłam.
- To dlaczego tam go przytuliłaś ? - spytała Van.
- Bo udało mi się zbić wszystkie ! Wszystkie, ogarniasz ?? Jak jeszcze nigdy ! I się podjarałam i go przytuliłam ! Jutro chcemy iść do producenta i wszystko odkręcić !
- Rozumiem.... - szepnęła. - Ale jestem trochę zwiedziona, że to kłamstwo...
- To jeszcze nie koniec... - przerwałam jej. - Na bankiecie Lynch pobił się z Davidem.
- O co ? - chciała od razu wiedzieć Nessa. Najwidoczniej podobało jej się słowo ,,bójka".
- A bo ja wiem.... - mruknęłam. - Tak czy owak Lynch miał rozciętą wargę, łuk brwiowy i obojczyk, więc wzięłam go do szpitala, żeby go zszyli, a David mnie nienawidzi, bo nie wzięłam jego strony... Poza tym Maia również mnie nienawidzi, bo uważa, że ukradłam jej chłopaka !
W moich oczach pojawiły się łzy.
- To wszystko jest jakieś walnięte ! - szepnęłam. - Moje życie to jakieś bagno !
Nessa mocno mnie przytuliła, tak jakbym miała się rozsypać.
- Już dobrze. - szepnęła, całując mnie w czubek głowy. - Wszystko będzie dobrze.
Nagle zaczęłam się tak panicznie śmiać, jak jakaś upośledzona pacjentka psychiatryka.
Ness odsunęła się ode mnie na chwilę, najwyraźniej zdziwiona moim zachowaniem.
- Ale to był walnięty wieczór... - szepnęłam.
- Faktycznie... - szepnęła. Czy ona coś ukrywa ?
- Połóż się lepiej spać. Zrobię ci gorącej czekolady, chcesz ? - zapytała.
- Tak, jak za dawnych lat... - uśmiechnęłam się, po czym ruszyłam na górę.
Nessa jeszcze zachichotała. po czym poszła do kuchni.
Poszłam do pokoju i od razu przebrałam się w piżamkę, co jak co, ale ten dzień musiał się kiedyś skończyć.
Położyłam się w łóżku i czekając na Ness, zaczęłam sprawdzać telefon. 12 nieodebranych telefonów... Głównie od znajomych i Davida... Wszyscy chcą pewnie wyjaśnień, dotyczących gali.
Rzuciłam telefon na półkę - jutro się tym zajmę.
Ułożyłam się wygodnie.
Lecz niestety czekolada musiała poczekać.
Sen mnie wziął, zanim Nessa przyszła z napojem...



------------------------------------------


I co ? Wiem, nudny...
Ale przez święta machnę wam taki, że aż :*
To do następnego !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!!

sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 28 ,,Zostać z Davidem"...

*Laura*

W jednej chwili Lynch rzucił się na Davida.
Nie wiem o co się pokłócili, lecz musiało to być coś poważnego, skoro Lynch tak zareagował.
Chwilę tarzali się po ziemi, po czym oboje wstali i zaczęli okładać się pięściami na stojąco...
Lynchowi szło to lepiej, bo David był cholernie pijany.
Nagle David pchnął Lyncha na parawan. Oboje zerwali go i zaczęli tarzać się po scenie, na oczach wszystkich.
Muzyka przestała grać, a gwiazdy zrobiły miejsce na ich bitwę. Znów oboje wstali, po czym siłowali się w okolicach baru.
I wtedy na salę wszedł kucharz z wielkim tortem na wózku kuchennym.
Nie muszę oczywiście mówić, że David dostał w nos, tak, że zaczął mu krwawić, a padając na ziemię, trącił Lyncha, który przewrócił wózek. Tort spadł na podłogę, a Lynch razem z nim.
Nagle wszyscy zamilkli.
Kucharz rzucał wyzwiskami po francusku w Lyncha, który cały w cieście próbował podnieść się na nogi.
Goście zaczęli powoli bić brawo.
- Jesteś z siebie dumny, Lynch ? - zawołał David, trzymając się za krwawiący nos. - Wszystko zepsułeś !
Ludzie popatrzyli na chłopaka w torcie, a ja mogłabym przysiądź, że w jego oczach dojrzałam łzy.
Było mu po prostu głupio.
- Nie wiem, jak ty się możesz z nim spotykać, Laura. - szepnął do mnie David, po czym wyciągnął ku mnie rękę.
Spojrzałam na Lyncha - nie wiedział co zrobić...
Wszyscy patrzyli na mnie, czyją stronę wezmę...
Nie byłam w stu procentach pewna, lecz w jednej sekundzie podjęłam decyzję.
Minęłam kucharza i tłum, po czym biorąc Lyncha za rękę, ruszyłam w stronę wyjścia.
Dopiero, gdy zamknęłam za nami drzwi, poczułam ulgę.
- Marano... - zaczął Lynch.
- Cicho. - odparłam, o czym skierowałam nas na parking i znalazłam naszą limuzynę.
Kierowca był BARDZO zdziwiony.
- Panno Marano, panie Lynch... - powiedział na przywitanie, lustrując ciasto na marynarce, spodniach i we włosach Lyncha.
- Proszę nas zawieść do domu, natychmiast. - poprosiłam, pakując się do limuzyny.
Lynch wszedł za mną, a szofer posłusznie zamknął drzwi, wsiadł, zasunął dzielącą nas szybkę i ruszył.
Z schowka, który znajduje się w każdej limuzynie pod siedzeniem, wyjęłam mały ręcznik i podałam go Lynchowi.
- Dzięki. - mruknął, ściągając sobie z włosów kawałki ciasta. - Laura...

*Ross*

Spojrzała na mnie, po czym się uśmiechnęła:
- A gdzie: Marano ?
- Zapomnijmy o tym na chwilę, dobrze ? - poprosiłem. - Chciałem ci... podziękować. W końcu mogłaś zostać z Davidem i uniknąć wstydu... A mimo to... Wybrałaś mnie... i....
- Oh, zamknij się Lynch. - pisnęła, chyba lekko zawstydzona. - Zrobiłam to, bo pomyślałam, że ty może... ehm... zrobiłbyś to samo na moim miejscu...
- Tak... Dzięki, naprawdę. - mówiłem poważnie.
Nie spodziewałem się tego z jej strony.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza, którą przerwała Marano.
Wyciągnęła w moim kierunku palec, po czym wzięła kawałek tortu z mojej marynarki.
Następnie oblizała palec.
- Mmm... Waniliowy ! Mój ulubiony ! - zaśmiała się.
Również się zaśmiałem.
- A jeśli chodzi o to, dlaczego go zaatakowałem...
- Nie... Nie musisz. Nie chcę wiedzieć. - odparła, z uśmiechem.
Uśmiechnąłem się z podziękowaniem.
Nie chciałem tego mówić, ale uznałem, że jestem jej to winien.
Dziewczyna wzięła chusteczkę, po czym się do mnie zbliżyła.
- Czekaj. - zaśmiała się. - Masz tort na całej twarzy....
Następnie delikatnie otarła mi policzki, okolice ust i czoło.
Próbowałem się nie poruszyć, by nie utrudniać dziewczynie pracy, lecz i tak cały czas się śmiałem.
Po chwili dziewczyna zauważyła ranę na mojej twarzy.
- Jejku, Lynch to wygląda poważnie... - szepnęła, dokładnie przyglądając się mojej brwi.
- Co jest ? - spytałem.
- Masz przecięty łuk brwiowy... i wargę. - pisnęła, przykładając chusteczkę do moich ust.
- Au ! - syknąłem.
Dziewczyna pokazała mi lekko zaczerwienioną chusteczkę.
Faktycznie, krwawiłem.
- Trzeba było by to zeszyć... - mruknęła, po czym zastukała w szybkę do kierowcy.
- Co ? - zdziwiłem się. - Nie, to nic...
Ale ona już prosiła szofera, by wstąpił do szpitala.

Szpital w centrum Los Angeles był za daleko, więc zdecydowaliśmy się na małą przychodnię, niedaleko naszego domu.
Wysiadłem, a Marano powiedziała kierowcy, że damy radę sami wrócić do domu.
On niechętnie, lecz przystał na to.
Weszliśmy do przychodni, gdzie ludzie dziwnie patrzyli na laskę w wieczorowej sukni i chłopaka w krwi i cieście...
- Dzień dobry. - powiedziała Marano, podchodząc do recepcji. - Mój kolega miał małą bójkę i... No cóż, chyba potrzebuje szwów... Czy mogłaby nam pani powiedzieć, gdzie mamy się udać ?
Starsza kobieta za ladą, niechętnie wskazała na 3 piętro.
Marano podziękowała, po czym ruszyła w stronę schodów.
Owe 3 piętro było naprawdę ciemne i... depresyjne. Ciemne ściany, pół-przygasłe lampy i brak ludzi.
Marano znalazła jakieś drzwi i zapukała.
- Proszę ! - zawołał głos z wewnątrz.
Marano weszła, ciągnąc mnie za sobą.
Opowiedziała lekarce co się stało (w skrócie), po czym pokazała na moją brew.
Kobieta uznała, ze faktycznie powinniśmy to zeszyć.
Nagle coś zaczęło mnie piec w okolicach obojczyka.
Lekko odsłoniłem koszulkę, po czym zobaczyłem małą ranę i zaschniętą krew.
Musiałem się przeciąć, gdy David mnie popchnął.
- Cóż, zeszyjemy i brew i obojczyk. - uśmiechnęła się lekarka. - Przejdźcie do pokoju obok, ja pójdę po sprzęt.

*Laura*

Zgodnie z poleceniem doktor Ann, udaliśmy się do pokoju obok, w którym stało łóżko, jedno krzesło i parę szaf.
Lynch usiadł, po czym zaczął wybijać palcami jakiś rytm.
- Boisz się ? spytałam, gdy kobieta zaczęła oczyszczać jego obojczyk.
- Nie no co ty,.... - mruknął, drżącym głosem.
Zaśmiałam się.
- Chcesz, żebym złapała cię za rękę ? - spytałam.
- A wiesz, ze chętnie ? - zaśmiał się, po czym podał mi dłoń.
Nie będę kłamać, zdziwiłam się, lecz podałam mu dłoń i spletliśmy palce.
- Będę szyła. Pomyśl o czymś miłym i najlepiej patrz na koleżankę... - powiedziała lekarka, po czym zabrała się do roboty.
Lynch spojrzał na mnie.
Gdy kobieta zaczęła zszywać ranę, zobaczyłam, że się skrzywił.
-  Remember that trip we took in Mexico
Hangin’ with the boys and all your senioritas
I never spoke up, yeah never said hello
But I keep on trying to find a way to meet ya’ - zaśpiewałam cicho.
Chłopak zaśmiał się, po czym kontynuował:
-  I was chillin’
You were with him
Hooked up by the fire
Now he’s long gone
And I’m like so long
Najwyraźniej zapomniał o bólu, bo zaczął nucić resztę piosenki.
O to mi właśnie chodziło !

 -----------------------------------------
They are cute, aren't they ?
 Co sądzicie o tym rozdziale ? Znośny ? Piszcie w komentach !!

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!



czwartek, 23 października 2014

Rozdział 27 ,,Straciłem kontrolę"

*Laura*

 Bankiet... No i się zaczęło... Po oficjalnej części, gdzie byli fotoreporterzy i w ogóle... 
Na początku wszyscy wznosili toasty, był wystawny obiad (co było dziwne, zważywszy na godzinę 22) i inne takie oficjalne bzdety.
Nam przypadł stolik numer 4, zaraz przy scenie. 5- osobowy. Ja, Lynch, Stefani, China i Jake. Dzięki Bogu !
Tak, czy owak to wszystko trwało może z godzinę, potem paparazzi wyproszono, zamknięto drzwi, podziękowano orkiestrze i puszczono na cały regulator muzykę.
Stoły odsunięto odrobinę pod ścianę, by zrobić miejsce na parkiet.
Siedzieliśmy z Lynchem i Stefani, popijając nisko alkoholowe drinki (Jake i China bujali się na parkiecie).
- No, nawet nie wiecie jak się cieszę, że wreszcie się ujawniliście ! - zawołała Stefani.
Lynch zaśmiał się pod nosem.
- Tak, to cudowne. - bąknęłam z sarkazmem, którego najwidoczniej Stefani nie zauważyła (alkohol zrobił swoje).
- Tak właściwie to my... - zaczął Lynch, lecz przerwał mu Dynal O'brien, który właśnie do nas podszedł.
- Hej, Stefani, zatańczysz ? - spytał,
Dziewczyna uśmiechnęła się zabójczo, po czym odkładając kieliszek na stół, poszła z przystojnym aktorem na parkiet.

*Vanessa*

- Powinnam się zbierać. Chcę być w domu, gdy wróci młoda. - wstałam z kanapy.
- Już ? Przecież bankiet trwa do późnej nocy... - mruknęła Rydel, stopując na chwilę film, który oglądaliśmy.
- Ale Laura będzie próbowała sie urwać, wiem to... - odparłam, biorąc z przedpokoju moją kurtkę, po czym szybko ją narzuciłam.
- Czekaj, Van ! - zawołał Riker, zrywając się z kanapy.
Po chwili był już obok mnie w holu.
- Mogę cię odwieść, nie musisz wracać pieszo. - zaproponował.
- To miłe, ale mogę się przejść.
- Nie, bo jeszcze ktoś cię napadnie. Jest późno, proszę ! - poprosił.
Walczyłam z myślami... To było serio miłe, ale nie chciałam robić mu kłopotu.
- Nie daj się prosić Nessa. Mój brat na ogół nie jest taki miły ! - krzyknęła Ryd, wstając i podchodząc do nas.
- No dobra, ale tylko ten jeden raz. - mruknęłam.
- Ok, skoczę po kluczyki, mam je w pokoju. - krzyknął Riker, po czym pobiegł do góry.
Rydel spojrzała na mnie z podejrzeniem.
- No co ? Nie mogłam mu odmówić ! - od razu zaczęłam się bronić.
Rydel zrobiła TE oczy, pokazując, że ,,rozumie".
Po chwili Riker był już na dole, więc pożegnałam się z Delly, wyszłam i wsiadłam do samochodu Rikera.
Jadąc, gadaliśmy o naszym rodzeństwie, o gali i innych bzdetach.
Po parunastu minutach byliśmy pod moim domem.
Fakt, na nogach nie byłabym nawet w połowie drogi.
- Dzięki, Riker. Za wszystko. Za miły wieczór i za podwózkę. - uśmiechnęłam sie, odpinając pas.
Następnie nachyliłam się i pocałowałam go w policzek.
Cofając się, zatrzymałam sie jeszcze niedaleko od jego twarzy i spojrzałam mimowolnie na jego usta.
To był WIELKI błąd.
Chłopak od razu, tak jakby na to czekał zanurzył rękę w moich włosach i namietnie mnie pocałował.
Oddałam pocałunek, choć jeśli mam być szczera, nie wiedziałam czy powinnam...
W końcu do brat przyszłego chłopaka mojej siostry i brat mojej najlepszej przyjaciółki !
Mimo to oplotłam rękami jego szyję i pogłębiłam pocałunek...
Oj, będą z tego kłopoty...

*Ross*

Siedzieliśmy z Marano i piliśmy drinki w samotności, po tym jak Jake wziął do tańca Chinę, a O'brien Stefani.
Cały czas obserwowałem Davida, który po drugiej stronie sali pił w spokoju wishky.
Nie mogłem znieść tego jego pokrętnego wzroku i chamskiego uśmieszku.
Nagle zobaczyłem, że idzie w naszą stronę. Jeśli by nas dorwał, zapoczątkował by bójkę, tak był wstawiony.
Złapałem Marano za rękę, po czym poprowadziłem ją w stronę parkietu.
- Co jest... ? - spytała zdziwiona. - Co robisz ?
- Chcę zatańczyć z moją nowa dziewczyną, a na co to wygląda ? - uśmiechnąłem się.
- Nie jesteśmy parą. - warknęła.
- Ale oni tak myślą... No daj spokój, chyba mogę prosić o jeden taniec ? - spytałem, robiąc moje cudne, szczenięce oczy.
Marano przez chwilę zgrywała twardą, lecz po chwili parsknęła śmiechem:
- Dobra, ale tylko raz.
Miałem nadzieję na jakiś szybki kawałek, a w zamian dostałem to.
Marano lekko się zaczerwieniła, więc ja musiałem przejąć inicjatywę.
Złapałem ją w pasie, po czym przyciągnąłem do siebie.
Dziewczyna niepewnie objęła mnie za szyję i wtuliła się w mój tors.
Muszę powiedzieć, że było to nawet miłe.
Po chwili złapałem ją za jedną rękę, tworząc łódeczkę i obróciłem ją parę razu.
Dziewczyna śmiała się niemiłosiernie.
Na koniec znów tańczyliśmy przytulanego.
To mogłoby trwać wiecznie.
Gdyby tylko nie on.
David doskoczył do stanowiska DJ'a, po czym szybko zmienił piosenkę, dzięki czemu z głośników ryknęła ta piosenka, jesli można to w ogóle piosenką nazwać... 
Ludzie zaczęli znów zbierać się na parkiecie, a my z Marano wróciliśmy na swoje miejsca bez słowa...
Nagle wypatrzyłem Davida, który stroił do mnie miny, zza kurtyny.
Nie wytrzymałem i ruszyłem w jego kierunku.
Marano zdziwiona moim zachowaniem zaczęła iść za mną.
- Problemy w raju, Ross ? - zawołał David, ledwo trzymając się na nogach.
- Odwal się David ! - odparłem.
- Bo co ? Zaśpiewasz mi jedną z tych twoich głupich pioseneczek i padnę ? Sorry, nie jestem jakąś walniętą 10-latką, która słucha takiej poje**** muzyki, jaką tworzysz ! - wrzasnął.
Miałam go dość.
W jednej chwili straciłem panowanie nad sobą.
Rzuciłem się na niego, okłądając go pięściami.
Nie obchodziło mnie, co mu zrobię, po prostu chciałem mu dowalić !

---------------------------------------

David to debil, nie sądzicie ?  Ogólnie, to co sądzicie o tym rozdziale ?
Piszcie !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!








niedziela, 19 października 2014

Rozdział 26 ,,Jesteś nikim"

*Laura*

Ludzie bili brawa jak opętani. Większość pewnie się zdziwiła, ze tak szybko się przebrałam, lecz i tak wrzeszczeli jak szaleni.
Zobaczyłam kamerę, więc do niej pomachałam, po czym podeszłam do mikrofonu.
- Witajcie ! - zawołałam. - Znowu ! Co za ekscytujący dzień ! Najpierw nagroda, potem flegma, a teraz to !
Publiczność zawrzała.
- Ale przejdźmy do rzeczy ! Kategoria: Najlepszy Serial Telewizyjny ! Oto nominowani ! - dodałam, po czym włączono prezentację.
- Nadzdolni. - czytał głos. - Pretty Little Liars. Para nienormalni. Oraz Teen Wolf.
Ludzie zaczęli skandować swoich faworytów, próbując się przekrzyczeć.
Drżącymi rękoma przetargałam białą kopertę i wyjęłam z niej kartkę.
Przeczytałam nazwę serialu w myślach i od razu się uśmiechnęłam.
Wzięłam głęboki oddech.
- A zwycięzcą zostaje... Serial Nadzdolni !!!
Ludzie zaczęli bić brawa, a ja dojrzałam Stefani, JakaChinę.
Po kolei  wchodzili na scenę, a ja po kolei każdemu gratulowałam i wymieniałam uściski.
Następnie wzięłam od wysokiej blondynki nagrodę i wręczyłam ją Jakowi, który pierwszy dorwał mikrofon.
- Woow ! - krzyknął.
Ludzie zaczęli bić brawa. Proszę, ile im wystarczy do szczęścia !
- Em, to niesamowite ! Chciałbym podziękować producentowi, reżyserowi i wszystkim, którzy byli zaangażowani w kręcenie naszego serialu ! Dzięki ! - krzyknął, po czym się przesunął, robiąc miejsce dla Stefani.
- Tak, ja także chciałabym podziękować całej ekipie i fanom ! Odwaliliście świetną robotę ! - zrobiła przerwę, by fani mogli dać o sobie znać. - Naprawdę: wielkie dzięki !
Na koniec do mikrofonu podeszła China, by krzyknąć jedno zdanie:
- To nasza wspólna praca ! Dzięki ! - po czym wszyscy zaczęli robić im zdjęcia i bić brawa.
Blondynka wskazała, byśmy zeszli ze sceny, a na nią wszedł Timberlake, ogłaszając wszystkim, że to była niestety ostatnia kategoria i będziemy musieli już kończyć, co nie spotkało się z aprobatą fanów.
Zeszliśmy za kulisy, gdzie jeszcze raz pogratulowałam moim ukochanym Nadzdolnym :)
Pozwolono nam zaczekać tam na koniec gali, byśmy mogli zaraz udać się na bankiet.

*Ross*

Muszę przyznać, że Marano była dość dobrą prezenterką. Jak na mojego wroga, oczywiście.
Stałem u samej góry, więc patrzyłem na telebimy, gdyż nie widziałem na scenie nic.
Opierałem się o wielki, kamienny słup, gdy nagle ktoś poklepał mnie po ramieniu.
Odwróciłem się i zobaczyłem twarz Davida.
Wydął powoli usta.
- David... Hej. - mruknąłem. - Szkoda, że twój serial nie zdobył nagrody, uważam, że zasługiwaliście...
- Daruj sobie, Ross. - uciął mi ruchem ręki.
Ton jego głosu był twardy i suchy. Zajebiście.
- Powiedziałeś, że nic nie czujesz do Laury. - warknął.
- Bo nie czuję....
- Kogo próbujesz oszukać ? - znów mi przerwał.
- Nikogo. Ja naprawdę... - spróbowałem.
- Jesteś nikim Ross. Grasz blond debila w jakimś nędznym serialu. - powiedział sucho.
Co on powiedział ??
- Laura też gra w tym serialu. - wtrąciłęm.
- Tak, tylko, że ona ma przyszłość. A ty nie. Ty i ten twój zespolik też nie macie szans na rynku muzycznym.
Trzymajcie, mnie bo mu przypie...
- Czego chcesz, David ? - spytałem.
- Niczego. Ja cię tylko ostrzegam.
- Grozisz mi ? - spytałem, nie dowierzając.
- Nie, uprzedzam cię. Nie jesteś wart Laury. - syknął. - Poczekam, aż ją skrzywdzisz, bo na pewno taki czas nadejdzie, a potem... Pojawię się i będę przy niej. Nie będzie cię chciała znać.
- Przystopój trochę, David. - warknąłem.
- Zobaczysz... - zaczął odchodzić. - Do zobaczenia na bankiecie...
po tych słowach odszedł.
Chyba mnie nie lubi.
Głupie zdjęcia ! Przez nie Maia ze mną zerwie, będę przywiązany do Laury i jeszcze ten David...
Słowo daję, jeśli znajdę tego, kto zrobił te zdjęcia.... Zabiję !

*Narrator*

Tak oto skończyła się gala. Fani zostali tak długo jak mogli, po czym opuścili halę, świętując do rana...
Gwiazdy zaś udały się na bankiet do klubu nocnego, gdzie dopiero zaczęła sie zabawa... To co tam zaszło.... Oh, dużo by gadać...

---------------------------------

Nareszcie..... Miałam długą przerwę, za co przepraszam.... Mam nadzieję, że wam się podoba ! Komentujcie !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!!!!!!!!!!1

czwartek, 9 października 2014

Przepraszam...

Hej ludzie !

Wybaczcie, że od wakacji nie wrzuciłam jeszcze ani jednego rozdziału... Stanęłam i przez pierwszą część września nie miałam żadnego pomysłu... :c
Wena przyszła pod koniec ubiegłego miesiąca, lecz lekcje i zadania domowe odcięły mnie od komputera. 
Ale walić to ! Od teraz obiecuję, że będę systematycznie dodawać rozdziały !
Postaram się dodawać po jednym co tydzień w weekendy, bądź co dwa tygodnie - wtedy będą dłuższe. 
Najbliższy rozdział pojawi się już jutro, a może jeszcze dzisiaj, jeśli nie stwierdzę, że jest do bani...
Tak więc: przepraszam i obiecuję poprawę ! RAURA....


poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 25 ,,Laureatka tegorocznej gali"

*Ross*

Przez następne parę chwil wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie.
Marano odwracająca się w moją stronę z na wpół przerażoną, na wpół rozbawioną miną. Armatki wynurzające się z podłogi. Krzyczący i klaskający ludzie.
Po sekundzie z armatek wystrzeliła zielona flegma.
Uderzyła ze wszystkich stron, wprost na mnie i Marano, ochlapując również fanów przy scenie.
Marano pisnęła, gdy flegma zalała jej sukienkę i włosy.
Byłem pewien, że dostanie szału, lecz ona po prostu się śmiała, starając się zdjąć flegmę z włosów.
To wszystko trwało może z minutę.
Po chwili armatki wstrzymały ostrzał, ochlapując nas ostatkami.
Fani - również w flegmie - bili brawa i śmiali się. Również wiele gości biła brawa, dławiąc się śmiechem, w głębi serce pewnie ciesząc się, że to nie oni są na naszym miejscu.
Podniosłem kciuk w górę.
- Super ! - zawołałem do mikrofonu.
Wszyscy zaczęli wrzeszczeć.
Zacząłem iść do Marano, byśmy opuścili scenę (flegma zalała mi oczy, więc robiłem to na ślepo).
I nagle poczułem, jak tracę grunt spod nóg, wywaliłem się i jeszcze bardziej wytarzałem we flegmie.
Marano zaczęła się ze mnie śmiać jak głupia, po czym pomogła mi wstać i razem zeszliśmy ze sceny, żegnani oklaskami.
Weszliśmy za kulisy, gdzie jacyś ludzie od razu dali nam koca, do okrycia, byśmy nie zmarzli. Nawet jeśli flegma nie była nawet taka zimna, to teraz było trochę chłodno.
Marano usiadł na jednym z foteli w rogu, ja za to stałem. Oboje odłożyliśmy statuetki na stół.
- Brawo ! - zawołał jakiś mężczyzna z brodą w garniturze, podchodząc do nas. - Jak samopoczucie ?
- Świetnie. - odparłem.
- Cieszę się. Jestem Eric Mont, główny organizator gali. I muszę powiedzieć, że jestem naprawdę zadowolony, że wygraliście. - mówił, siadając obok Marano. - Od jakichś dwóch tygodni mieliśmy ustalone, że oblejemy najlepszego aktora i aktorkę. To wspaniale, że trafiło na parę z tego samego serialu.
- Dzięki. - odparła Marano, ocierając sobie ramiona. - To serio zaszczyt.
- Oh, to zabawa ! - zaśmiał się Eric. - Dobrze, ogrzejcie się, a potem możecie pójść na zaplecze. Amanda da wam nowe ubrania.
- Jasne, dzięki. - odparłem, ściskając mu dłoń.
- Nie ma za co. Widzimy się na bankiecie. - powiedział, po czym zniknął za drzwiami po lewej stronie.
- To było... niesamowite. - szepnąłem, opadając na fotel obok Marano.
- Zabawne to było jak się wywaliłeś. - zaśmiała się.
Szturchnąłem ją w oblepione ramie.
- Zrobiłem to specjalnie.
- Jasne. - odparła z sarkazmem, po czym wstała i zaczęła iść w kierunku jakichś drzwi.
- Gdzie idziesz ? - zawołałem.
- Przebrać się.

*Vanessa*

Śmialiśmy się do rozpuku, gdy Laurę i Rossa obryzgała zielona flegma ! Ubóstwiam tą galę !
- No, nieźle. - zaśmiał się Riker. - Nie dość, że dowiedzieli się, że ktoś zrobił  nich parę, to jeszcze ta flegma !
- Nieźle ? Moim zdaniem to genialne ! - odparłam. - Zobaczycie, przed początkiem zdjęć do nowego sezonu Lau i Ross będą razem ! Tak naprawdę razem !
- Pójdę po coś do jedzenia. - obwieściła Delly. - Jakieś zamówienia ?
- Kanapki z tuńczykiem ! - zawołał Riker.
- Ok, zaraz będę z powrotem. - po czym poszła do kuchni.
Tak więc, zaważając na to, że Rocky poszedł gdzieś z Alexis, a najmłodszego Lyncha nie interesowała gala i siedział na górze, zostaliśmy z Rikerem sami w salonie.
- Czemu tak ci na tym zależy ? - spytał Riker.
- Bo zależy. Chcę, żeby Laura była z Rossem, bo idealnie do siebie pasują. - odparłam.
- Aha, rozumiem.... - odparł przeciągle.
Przez następne parę minut przyglądał mi się nieustająco, lecz zignorowałam go i skupiłam się na gali, gdzie wręczali właśnie nagrodę dla najlepszego filmu animowanego.

*Laura*

Weszłam na zaplecze, lecz nikogo tam nie było.
- Amanda ? - zawołałam. - Amanda ?
Nikt mi nie odpowiedział. Poszłam trochę w głąb, lecz i tam nikogo nie było.
Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się do wyjścia.
Omal nie dostałam zawału, gdy zaraz przed moją twarzą pojawiła się szczupła sylwetka kobiety z ciemnymi, kręconymi włosami.
- Wybacz, przestraszyłam cię ? - zapytała, szeroko się uśmiechając.
- Nie, nie. - odparłam, łapiąc się za klatkę piersiową, by opanować (jak mi się zdawało) zawał.
- Jestem Amanda Switzhe. - odparła, wyciągając w moją stronę swoją kościstą dłoń.
- Laura Marano. - odparłam, potrząsając jej ręką.
Była tak chuda, że bałam się, ze zaraz się rozpadnie. Nierealne, wiem, ale serio tak było.
- Oh, czyli to na ciebie wypadło w tym roku... - zaszczebiotała, łapiąc się za podbródek i oglądając moją totalnie niszczoną sukienkę.
- Najwyraźniej... Ale było fajnie. Tylko szkoda sukienki. - odparłam.
- Ach, szkoda, szkoda... - westchnęła. - Victoria Beckham ?
Z tego wszystkiego zapomniałam. Tak ? Nie ?
Niepewnie kiwnęłam głową. Ona powinna to wiedzieć, no nie ?
- Oh, no nic. - odparła. - Tam jest parawan. Zdejmij to z siebie, a ja zaraz coś ci wybiorę. Nie wiedzieliśmy kto wygra, więc mam parę rozmiarów i krojów. Wybiorę ci coś ładnego...
Zgodnie z poleceniem weszłam za parawan i ściągnęłam z siebie sukienkę, zostając jedynie w staniku i majtach, które NA SZCZĘŚCIE nie były dotknięte flegmą.
- Amanda ? - zapytałam, gsy kobieta nie wracała przez dłuższy czas.
Po chwili podała mi pierwszą sukienkę.  
Ubrałam ją i wyszłam zza parawanu.
Amanda kazała mi się poobracać, ale szybko stwierdziła, że wyglądał jak jajko w pierzynie i kazał mi się przebrać. Jak mam być szczera, to ta druga wcale nie była lepsza.
Amanda stwierdziła podobnie, po czym długo szukała innej sukienki.
W tym czasie przyszedł Lynch, któremu Amanda szybko wyszukała jakiś strój.
Więc ja stałam półnaga za parawanem, Lynch siedział na kanapie, w tym samym pomieszczeniu, a Amanda szukała jakiejś kiecki.
Po chwili krzyknęła tak głośno, że byłam pewna, że usłyszą ją nawet na gali, która za chwilę miała sie skończyć.
- MAM !
Po czym podbiegła do mnie i wręczyła mi sukienkę.
- Ubierz, a ja znajdę dodatki !
I pobiegła.
Nałożyłam sukienkę, lecz miałam problem z jej zapięciem.
Wtedy zjawił się Lynch.
- Pomóc ? - zapytał.
Przestałam się siłować z zamkiem i odwróciłam się do niego tyłem, by zapiął sukienkę.
Chwycił w palce zamek i zaczął zapinać.
Po chwili sukienka leżała idealnie, więc odwróciłam się do lustra.
Sukienka była naprawdę piękna.
- Jest serio ładna. - powiedział Lynch tuż nad moim ramieniem.
Prawie zapomniałam, że nadal tam jest.
- Wiem.
- Tobie też w niej całkiem nieźle. - dodał.
Wiem, że w jego ustach i tak był to komplement.
- Dzięki. - odparłam.
W tym momencie wróciła Amanda.
- Ross ! - zawołała zdziwiona.
- Ja już wychodzę. Pomagałem jej zapiąć zamek. - mruknął, wychodząc zza parawanu.
- I jak ci się podoba ? - zapytała Amanda, stając za mną w stronę lustra.
- Jest genialna. - odparłam.
- Super. - zawołała. - Trzymaj. - podała mi parę butów.
Ubrałam je.
- Bosko ! To czółenka od najlepszych projektantów. - zawołała, po czym podała mi torebkę.
Otworzyłam, dziwiąc się, że w środku są moje rzeczy,
- Przełożyłam je. - szepnęła do mnie Amanda. - Biżuteria może zostać, oczyściłam ją. - podała mi naszyjnik od mojej mamy. - Została tylko fryzura. - wskazała bym usiadła na fotelu obok Lyncha.
Usiadłam, a ona zaczęła swoją pracę.
Po jakichś 15 minutach skończyła. Myślałam, że je przemyje i rozczesze, ale ona poczyniła cuda. Zrobiła mi koka z warkoczem.
- Gotowe. Możecie wracać na galę. To znaczy ty, Ross możesz... Laura, Eric prosił, żebyś wręczyła nagrodę dla Najlepszego serialu telewizyjnego. Jest to ostatnia wręczona kategoria, więc zaraz potem pójdziecie na bankiet. - powiedziała Amanda.
- Jasne.
- Dobra, spotkamy się później. - odparł Lynch.
- Ok, narka. - powiedziałam, a chłopak wyszedł.
Ja podążyłam za Amandą za kulisy, gdzie czekała już dziewczyna z nagrodą i Eric.
- Laura, wyglądasz wspaniale ! - zawołał.
- Dzięki, to dzięki Amandzie. - odparłam.
- Zdolna z niej bestia, prawda ? - zaśmiał się, podając mi kopertę. - Tam są wyniki. Wiesz co mówić ? Przepraszam, zę tak z zaskoczenia, ale...
- Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się.
- Dziękuję, jesteś wielka. - odparł. - Wasze rzeczy zostaną wysłana do producenta. Wasze nagrody są bezpieczne, oddam wam je po gali, nie chciałem, żebyście je zgubili po tym całym zamieszaniu.
- Jasne.
- Nagrodę dla Najlepszego Serialu Telewizyjnego wręczy... laureatka tegorocznej gali... Laura Marano ! - zawołał prowadzący.

--------------------------

I jak się podoba ? Trochę nudny, ale spokojnie... To nie koniec !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!!!!


sobota, 16 sierpnia 2014

Rozdział 25 ,,Umierali z zachwytu"

*Narrator*

Ludzie zgromadzeni na Kids Choice Awards można by powiedzieć, że oszaleli, gdy na telebimach pokazano zdjęcia Laury i Rossa.
Fani od razu zaczęli skandować ,,RAURA, RAURA, RAURA !!!".
Byli zadowoleni, że nareszcie stało się to na co czekali tyle czasu.
Tak, wszyscy byli zadowoleni...
Oprócz paru osób.
Pierwszą z nich był David, który spóźnił się na galę i wchodząc na salę usłyszał o wszystkich. Zaczął bić brawo, jak wszyscy, ukrywając żal.
Drugą osobą była Maia - ,,zdradzona" dziewczyna, która od razu poprzysięgła zemstę Laurze.
Ostatnimi wiadomymi mi osobami byli - a jakże by inaczej - sami zainteresowani.
Trudno opisać, to co działo się wtedy w ich głowach.
Uśmiechali się do kamer, próbując sobie to wszystko ułożyć...

*Laura*

Patrzyłam na te zdjęcia, jak głupia, próbując sobie przypomnieć ten dzień.
Jak na złość głowę miałam pustą. Nie pamiętałam zbyt wielu szczegółów, bo parę dni wcześniej, chciałam wymazać sobie ten dzień z głowy...
Widziałam tylko jedno - wszyscy myślą, że Lynch i ja jesteśmy parą !
Wszyscy ! Łącznie z dziewczyną Lyncha i...
O mój Boże !
David...
Jeśli to widział... JASNE, ŻE TO WIDZIAŁ, IDIOTKO ! WSZYSCY WIDZIELI!
Ale kto mógł nam zrobić te zdjęcia.
Na kręgielni byliśmy tylko ja, Lynch, Delly i Van, a więc nikt od nas - to jasne.
Może gdzieś kryli się fotoreporterzy, albo dziwni fani, szukający materiałów na dowód, że ,,jesteśmy razem", takich jak te pieprzone zdjęcia !
Po skończonej piosence, P!NK zeszła ze sceny, a kamera przestawała nas pokazywać.
Timberlake wszedł na scenę i nam pogratulował (PFF JAKBY BYŁO CZEGO !), po czym zaczęli wręczać statuetki.
Pierwsza była, ze najlepszy film.
- Lynch... - szepnęłam do chłopaka.
- Nic nie mów. - pisnął. - Oni serio myślą, że to wszystko to prawda !
- Wiem... Przez to gówno mogę stracić Davida !
- A ja Maię, pomyślałaś o tym ? - odwarknął.
- Nagroda wędruje do... - czytał w tym czasie Johny Depp. - ... Igrzysk Śmierci !
Rozległy się brawa i wrzaski, rozdzierające bębenki w uszach.
- To co robimy ? - spytał.
- Nic. - odparłam. - Uśmiechaj się i potakuj. Jutro z samego rana pojedziemy do reżysera i WSZYSTKO odkręcimy.
Chłopak szybko się ze mną zgodził.
Wręczyli parę statuetek muzycznych. Nie skupiłam się za bardzo, ale pamiętam, że nagrodę dla najlepszego zespołu zgarnęli chłopcy z One Direction, piosenkarkę roku wygrała Selena Gomez, a piosenkarza Austin Mahone.
Co dziwne do tej pory nikogo nie oblali śluzem, więc byłam jeszcze pełniejsza obaw.
Nareszcie przyszła kolej na nagrody dla seriali.
- Nagrodę dla najlepszego aktora wręczy nie kto inny jak... Miley Cyrus ! - zawołał prowadzący, a na scenę weszła piosenkarka z kartką z wynikami i jakaś blondynka z nagrodą.
- Witajcie ! Jak się bawicie ? - zaśmiała się. - Przypomnijmy sobie nominowanych...
Na telebimach pojawiła się kategoria ,,Najlepszy aktor telewizyjny". 
- Adam Hicks, Zeke i Luther. - powiedział głos w głośnikach.
Brawa.
- Jake Short, Nadzdolni.
Brawa.
- David Adams, Para nienormalni. (Wymyślone przez autora - od autora).
Brawa.
- Ross Lynch, Austin i Ally.
Brawa.
- Ok, zaczynamy. Statuetkę w kategorii dla najlepszego aktora serialowego otrzymuje.... - otworzyła kopertkę i wrzasnęła do mikrofonu: - ROSS LYNCH !!!!

*Ross*

Gdy Miley powiedziała moje imię, zerwały się krzyki i oklaski.
Wstałem z miejsce; tak samo jak Marano.
Uściskaliśmy się - jak zawsze na galach, po czym ruszyłem w stronę sceny, przybijając piątki przypadkowym osobom.
Mijając rzędy widziałem Jaka i Adama - bili brawa.
Uśmiechnąłem się do nich. 
Przechodząc obok 1 rzędu, zaraz przy wejściu na scenę minąłem Davida.
- Gratuluję. - zawołał do mnie z kamienną minął.
- Dzięki. - odparłem, wiedząc, ze i tak nie mówi szczerze.
Wbiegłem na scenę, uściskałem Miley i wziąłem od drugiej dziewczyny statuetkę.
Następnie podszedłem do podium.
Przypatrzyłem się statuetce, po czym nachyliłem się do mikrofonu.
- Wow. - zawołałem.
Odpowiedziały mi krzyki fanów.
- Dzięki.. Um, to dla mnie naprawdę wielkie wyróżnienie. - przerwałem, by fani mogli pokrzyczeć. - Dziękuję producentowi, ekipie... i wszystkim ludziom, dzięki którym tu jestem. Dzięki wielkie !
Po tych słowach chciałem zejść ze sceny, lecz zatrzymała mnie Taylor Swift z inną kopertą i dziewczyna ze statuetką.
- Skoro tu już jesteś, Ross. Pomożesz mi z wyczytywaniem najlepszej aktorki, dobrze ? - zaproponowała.
Kiwnąłem głową.
- Hej ! - zawołała dziewczyna do mikrofonu. - Przypomnijmy sobie nominacje w kategorii najlepsej aktorki telewizyjnej.
Rozległy się gromkie brawa, na telebimie ukazały sie nominowane dziewczyny.
- Stefanie Scott, Nadzdolni. Bella Throne, Shake It Up. Laura Marano, Austin i Ally. Maia Mitchelle, Teen Beach Movie.
- A statuetkę odbierze... - zaczęła dziewczyna, otwierając kopertę.
Po czym podsunęła mi ją, bym to ja przeczytał.
Super, to teraz się zacznie...
- Laura Marano ! - krzyknąłem, patrząc na telebim.
Po chwili pojawiła się na nim Marano, która przyjmowała brawa od wszystkich wokół.

*Laura*

Zbiegłam po schodkach na tyle szybko, na ile pozwalał mi buty na obcasie.
Na samym dole zobaczyłam David.
Wyciągnął ku mnie ręce i powiedział z uśmiechem:
- Gratulacje, Laura.
Przytuliłam go mocno, po czym poszłam w stronę sceny.
Może David wiedział że te zdjęcia to ściema i nie będzie o nie pytał ?
Wzięłam statuetkę, po czym uściskałam Taylor, która pogratulowała mi na ucho.
Po tym podeszłam do Lyncha, który wziął mnie w ramiona i okręcił parę razy, po czym odstawił mnie na ziemię. 
Podeszłam do mikrofonu.
- Dzięki. - krzyknęłam, starając się przekrzyczeć wrzaski tych wszystkich ludzi. - To mega zaszczyt wygrać z takimi cudownymi dziewczynami. - powiedziałam, myśląc TYLKO o Stefanie i Belli. - Steff, Bella, Maia gratuluję, jesteście świetne.
Fani zaczęli bić brawa.
- Dziękuję też mojej siostrze, ze zmusiła mnie do pójścia na casting... I... dziękuję ekipie, producentowi... I wam, fanom ! To dzięki wam tu dziś stoję ! Dzięki, kocha was !
Następnie cofnęłam się, a Taylor pokazała, byśmy ustawili się z Lynchem do wspólnego zdjęcia.
Piosenkarka usunęła się ze sceny, zostawiając nas samych sobie.
Ustawiliśmy się i zaczęliśmy pozować, kiedy fani zaczęli coś po cichu skandować. Coś, co po chwili skandowała cała hala, łącznie z niektórymi gwiazdami.
Krzyczeli: KISS, KISS, KISS.
Do tego co chwilę z którejś strony ktoś wrzeszczał:
- Pocałujcie się.
albo:
- Dawaj Ross !
Po chwili poczułam, jak Lynch całuje mnie w policzek i obejmuje mnie w pasie.
Dałam mu ,,przyjacielskiego szturchańca w żebra",,  najchętniej jednak rozwaliłabym mu głowę o podłogę.
- Weź, spodoba im się. - szepnął, tym razem całując mnie w czoło.
Walnęłam go jeszcze raz, na znak ,,NIE".
Chyba zrozumiał.
Ale fanom to wystarczało - umierali z zachwytu.
Uśmiechnęłam się.
I w tym momencie po z obu stron sceny wynurzyły się armatki.
Zanim to naprawdę nastąpiło, wiedziałam co to oznacza.
Zawsze oglądałam Kids Choice Awards.
A czego nie było na tej gali ?
Zielonej flegmy....

-----------------------------
BUM ! Myślicie, że Laura i Ross wpadną na to kto ich wrobił ? A co zrobią David i Maia ?
PISZCIE W KOMENTARZACH !!!!

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!!!!!!




Rozdział 24 ,,It must be true love"

*Laura*

Piski i wrzaski wypełniły moje uszy, tak, że nawet nie słyszałam, co Lynch do mnie mówi.
Gdy stanęłam na ziemi, a limuzyna odjechała, zaczęłam robić to co zwykle.
Machałam do fanów, którzy robili wszystko bym do nich podeszła.
Podeszłam więc do jakiejś małej dziewczynki, która wyciągnęła w moim kierunku rysunek i flamaster.
Podpisałam go, po czym przeszłam do kolejnych osób, Lynch rozdawał autografy z drugiej strony. 
Byłam w trakcie robienia sobie zdjęcia z jakimś kolesiem, gdy podszedł do mnie Lynch.
- Musimy iść. - szepnął mi do ucha.
Podpisałam się jeszcze na ręce jakiejś dziewczynki, po czym oboje ruszyliśmy w stronę platform i czerwonego dywanu.
Widziałam wiele znajomych twarzy. Z czerwonego dywanu w świetle fleszy schodziła właśnie z wielkim uśmiechem Bella Throne.
Zauważyła nas i uroczo pomachała, po czym poszła w stronę sali.
Ustawiliśmy się z Lynchem i zaczęliśmy uśmiechać się do fotoreporterów.
Co chwilę z którejś strony błyskał flesz - nie wiedziałam już gdzie patrzeć.
Przeszliśmy cały dywan, z uśmiechami, a na końcu złapała nas kobieta w średnim wieku z mikrofonem w ręce.
- Cześć, jestem Anna. Prowadzę relację z gali dla kanału pierwszego, mogę przeprowadzić z wami wywiad ? - zapytała.
- Jasne. - odparł z uśmiechem Lynch, nie zważając na inne gwiazdy, które za nami pozowały do zdjęć.
- Dobrze, jak wam się podoba dzisiejsza gala ? - zapytała, po czym podstawiła mi mikrofon,a jej kamerzysta wymierzył w nas kamerę.
- Jest fantastycznie ! - uśmiechnęłam się. - To cudownie być w takim miejscu.
- Cieszę się. - odparła Anna. - Laura, Ross czujecie presję ? W końcu jesteście nominowani w kategorii najlepszy aktor i najlepsza aktorka.
- To znaczy: cieszymy się bardzo z nominacji i pewnie skłamałbym, gdybym powiedział, że nie chcielibyśmy wygrać, ale... Jeśli to nie my zdobędziemy nagrody, to chyba nie będziemy płakać. - uśmiechnął się Lynch.
- Rozumiem. A jak to jest między wami, jesteście przyjaciółmi, czy może coś więcej ? - zapytała kobieta.
- Przyjaciele. - odparłam szybko.
- Najlepsi. - dodał Lynch.
- Oh, weźcie. Coś się musi między wami dziać po tych wszystkich scenach z serialu...
- Jesteśmy aktorami i staramy się dobrze wykonywać naszą pracę. Ale to też zabawa. - mruknął zniecierpliwiony Lynch.
Chyba tylko to nas łączyło - nienawiść to tego typu plotek.
- Jasne. - mruknęła. - Dzięki za wywiad i powodzenia.
- Dzięki. - odparliśmy niemal równo, po czym poszliśmy w stronę wejścia.
Chwilę potem naszym oczom ukazała się wielka hala ze sceną i mnóstwem ludzi.
- Oh tak ! Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi ! - mruknęłam z udawaną słodyczą do Lyncha.
- Zamknij się, Marano ! - mruknął.
Po chwili dotarliśmy do pierwszych rzędów i naszych miejsc. Lynch poszedł przodem, ja zatrzymałam się przy Stefanie Scott. która siedziała rząd przed nami.
- Hej, Laura. - uśmiechnęła się blondynka.
- Hej, gratuluję nominacji do najlepszej aktorki.
- I wzajemnie. - dodała. - A co u ciebie ?
- Spoko. Mamy teraz przerwę w kręceniu, ale za półtora tygodnia wracamy na plan.
- To podobnie do nas. My skończyliśmy kręcić 3 sezon Nadzdolnych dwa dni temu, ale już za tydzień wracamy do roboty. - mruknęła.
- Współczuję, ale ty chyba to lubisz, nie ?
- I to bardzo. - uśmiechnęła się.
Odwzajemniłam uśmiech.
- Widzimy się potem ? - zapytałam.
- Jasne. - odparła.
Poszłam w kierunku naszych miejsc, mijając znanych z akcji promocyjnych ludzi.
Gdy dotarłam na miejsce, Lynch już tam był i kłócił się o coś z Maią.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz ! - warknął Lynch.
- Daj spokój ! Wszystko widziałam ! - odkrzyknęła Maia.
- Hej. - mruknęłam, wtrącając się w ich rozmowę.
Lynch się odwrócił i spojrzał na mnie niezrozumiale. Maia za to obdarzyła mnie znienawidzonym spojrzeniem.
- Kogo my tu mamy: Laura Marano. - warknęła, po czym minęła Lyncha oraz mnie i ruszyła do rzędu za nami.
- A jej co się stało ? - spytałam, zajmując miejsce 49.
- Powiedziała, że widziała zdjęcia. - mruknął, siadając obok mnie. - I, że wie o nas.
- Proszę ?! - niemalże krzyknęłam.
- Tak mi powiedziała. - odparł. - Pewnie znowu zmyśla, nieważne...

*Ross*

Starałem się zachować spokój, lecz tak naprawdę wyglądało to strasznie... podejrzanie ?
Po parunastu minutach na scenę wszedł Justin Timberlake.
- Nie wiedziałam, że to on prowadzi galę. - mruknęła do mnie Marano.
- Witajcie na tegorocznej gali Kids Choice Awards !!! - zawołał prowadzący.
Odpowiedziały mu wrzaski fanów, którzy stali zaraz przy scenie.
- Na samym początku: proszę powitajcie P!NK ! Z jej cudowną piosenką ,,True Love" ! - zawołał Timberlake, schodząc ze sceny.
W tym samym momencie wjechała na nią platforma, na której stała różowo włosa piosenkarka.
- Witajcie Los Angeles ! - zawołała. - Tą piosenkę dedykujemy parze, która dopiero się ujawniła ! Gratulujemy i życzymy szczęścia ! Laura Marano i Ross Lynch !! To dla was !
Band zaczął grać muzykę, a wokalistka zaczęła śpiewać.
Dopiero, gdy na jednym z telebimów pojawiliśmy się my, z kamery na żywo, a na drugim zdjęcia, zrozumiałem co się stało.
Ktoś zrobił nam zdjęcia w kręgielni ! I uznali, że jesteśmy parą !
O to chodziło Mai. Ktoś popełnił koszmarny błąd i zeswatał mnie z Marano !
- It must be true love ! - śpiewała P!NK.
Zobaczyłem na telebimie moją zdziwioną minę, po czym spojrzałem na Marano.
Była bradziej zszokowana ode mnie.
Ludzie z boku i z tyłu klepali nas po ramionach i plecach, gratulując związku, a my mogliśmy tylko patrzeć, jak następuje jeden z najgorszych momentów w naszych życiach.

------
I jest ! Magiczny numer 24 !
Mam nadzieję, że się podoba ! Raura !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!!!1