czwartek, 22 stycznia 2015

Rozdział 40 ,,Nie przyjaźnimy się"

*Laura*

Właśnie kończyliśmy jeść mrożony jogurt - przedtem jedliśmy razem czekoladowy, teraz na zmianę po łyżce - naturalny.
- Kpisz sobie ? Teen wolf jest genialny ! - powiedziałam, zanurzając łyżeczkę w jedzeniu.
- Może dla nastolatek. Mnie to nie rusza... - odparł, ze śmiechem.
Siedziałam ze skrzyżowanymi nogami na połowie jego łóżka. Bez butów.
Zjadłam porcję i podałam mu kubek.
- Jeju, masz totalnie zły gust !
Chłopak poprawił poduszkę, o którą się opierał i odparł:
- Dlatego wybrałem cię na moją dziewczynę.
Uderzyłam go za to w ramię.
Znów podał mi jogurt.
W tym momencie drzwi się otworzyły.
Stanęła w nich Delly.
Zaraz za nią weszli - chyba - ich rodzice.
Zeskoczyłam z łóżka, by ich przywitać.
- Ross. - kobieta rzuciła się, by objąć syna.
Jego ojciec wraz z Dells podeszli do mnie.
- Witaj, ty musisz być Laura, dziewczyna Rossa. - zauważył.
- Tak, a pan musi być ich tatą. - uśmiechnęłam się. - Miło poznać.
Mężczyzna podał mi dłoń, po czym podszedł do Rossa razem z Delly, a do mnie podeszła pani Lynch.
- Jestem Stormie, mama tych stworków... - zaśmiała się.
- Miło panią poznać. Laura.
- Oh, mów mi po imieniu, kochanie. - uśmiechnęła się kobieta, po czym mnie objęła.
Cóż. To było dość nieoczekiwane, ale miłe.
Podeszłyśmy obie do reszty.
- Jak się czujesz, młody ? - spytał się ojciec Rossa.
- Jest dobrze. Mam miłe towarzystwo. - uśmiechnął się, ściskając moją dłoń.
Mama Lynchów uśmiechnęła się:
- A czy wiadomo już co ci jest ?
- Nie. Jakiś czas temu miałem badania. Wyniki mają być wieczorem. - odparł Ross, wciąż ściskając moją rękę.
- To my tu z tobą posiedzimy. - zapewniła Stormie.
- Mamuś, nie trzeba. - odparł blondyn.
- Trzeba, trzeba. Rydel, słońce jedź do domu, odpocznij. Laurze pewnie też przyda się odpoczynek.
- Mogę jeszcze chwilę zostać. - odparłam, choć byłam trochę zmęczona.

*Ross*

- Jedź do domu. - szepnąłem do Laury. - Wyśpij się.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Jutro muszę jechać do reżysera na jakąś durną rozmowę. Przyjadę do ciebie później. - odparła.
- Trzymam za słowo. - szepnąłem.
Następnie dziewczyna przyciągnęła do siebie moją twarz i mocno mnie pocałowała.
Niby nic.
Ale znowu poczułem się jak w raju. Jej usta były miękkie i smakowały wiśniowym błyszczykiem.
Po chwili odsunęła się.
- Widzimy się jutro ?
- Widzimy się jutro. - odparłem, po czym jeszcze raz cmoknąłem ją w usta.
Rodzice pożegnali ją i Dells, po czym zostaliśmy sami.
Mama zaczęła od wyrzucenia wszystkich pojemników po jedzeniu, po czym sześć razy przetrzepała mi poduszkę i kazała się położyć.
- Ross, wiem, ze nie chcesz, by Laura widziała cię w takim stanie, ale musisz odpoczywać. Utrata przytomności może mieć złe skutki. - powiedziała matka.
- Daj spokój... Przez cały czas siedziałem. - mruknąłem.
- I jadłeś te świństwa. Pójdę po coś dobrego do stołówki. - powiedziała, a ja nie zdążyłem zaprotestować, bo już wyszła.
- Musisz się przyzwyczaić. - szepnął tata. - Odkąd przeprowadziliśmy się do Pheonix nic, tylko zdrowe jedzenie. - przewrócił oczami.
- Współczuję.
- Tak. A ta Laura, to miła dziewczyna. - stwierdził po chwili. - Opiekuje się tobą, spędza całe dnie. To miłe z jej strony. Ile się znacie ?
- No, będą z 4 lata. - odparłem.
- Długo. Od kiedy jesteście razem ?
- Od niedawna. - mruknąłem.
- Kochasz ją ?
- Tato, weź.... - odparłem.
- Się tak nie rumień. - zaśmiał się ojciec.
Zmroziłem go wzrokiem. Dlaczego zawsze mi dogryza ? Jest zupełnie jak Riker... Albo to raczej Riker jest taki sam jak ojciec.

*Laura*

W drodze do domu, dostałam Sms'a od mojej siostry:
,,Młoda, nocuję dziś u Rikera ^^ Kocham cię, do jutra :*"
Proszę, proszę... Coś się tu kroi.
,,Dobra, tylko weź uważaj. Się zabezpiecz."
Po chwili dostałam ostatniego sms'a:
,,Zamknij się -.-"
Zaśmiałam się sama do siebie, po czym wrzuciłam telefon do torebki.
Dotarłam do domu, gdzie szybko wzięłam kąpiel i wskoczyłam do łóżka w samej bieliźnie, z mokrymi włosami.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
Jasna cholera, czego ta Van zapomniała ??
Szybko wyskoczyłam z łóżka i narzuciłam na siebie jakąś za dużą bluzkę.
Po czym szybko zbiegłam na dół (oczywiście omal nie zabijając się na schodach. 2 razy).
Dopadłam do drzwi i otworzyłam je.
To nie była Van.
Szczerze mówiąc, to spodziewałabym się tu każdego. Ale nie jej.
- Mogę wejść ?
Przygryzłam wargę.
Czegokolwiek chciała, nie była to przyjacielska wizyta.
Otworzyłam jednak szerzej drzwi.
Weszła i zatrzymała się w salonie.
Zamknęłam drzwi i dołączyłam do niej.
- Przepraszam, że przychodzę tak późno. Ale chyba musimy porozmawiać.
- Nie musimy rozmawiać. Nie przyjaźnimy się. - odparłam chłodno.
- Jednak mamy coś wspólnego. - uśmiechnęła się. - Obie uległyśmy Rossowi. Spędzając z nim tyle czasu, na planie, łatwo się w nim zakochać, prawda ?
Nic nie powiedziałam.
- Tak czy owak... Może myślisz teraz, że cię kocha. Ale poczekaj tylko... Rzuci cię i znajdzie sobie inną. Bo przypominam ci, że też jesteś taką ,,inną". - dodała.
Zaschło mi w gardle. Dobra jest. Wywołała u mnie poczucie winy.
- Napijesz się czegoś ? - zapytałam.
- Nie, będę już wychodzić. - odparła, po czym skierowała się do drzwi.
- Pamiętaj, że jeśli cię zrani, nie powinnaś płakać. On nie będzie tego wart. - dodała, po czym wyszła, zamykając za sobą drzwi.
Odetchnęłam z ulgą.

*Vanessa*

Wracaliśmy z Rikiem z kina, trzymając się za ręce.
- Nie powinieneś jechać do swoich rodziców ? - spytałam.
- Tą noc mają zamiar spędzić z blondasem w szpitalu. Do domu przyjadą jutro koło południa. Wtedy ich zobaczę, ale będę musiał objąć zmianę przy Rossie, więc...
- Rzadko się widujecie, prawda ? - zapytałam.
- Przeprowadzili się do Pheonix, kiedy Ryd skończyła 18 lat. Od tamtej pory widzimy się w święta. Ale też nie zawsze. Mieli przyjechać za tydzień, ale z uwagi na Rossa...
- Rozumiem. - wtuliłam się w jego ramię.
Nagle dostał wiadomość. Prawie w tym samym momencie, co ja.
Dziwne. Odczytaliśmy je.
W oczach chłopaka dojrzałam strach.

*Narrator*

Laura, Vanessa, Riker, Rocky, Ryland, Calum, Raini, Rydel...
Wszyscy prawie w tym samym momencie dostali tego samego sms'a od rodziców Lynchów.
Jego treść wywołała u nich nagłe poczucie strachu.
Sms był dość dwuznaczny.
,,Wiadomo już co dolega Rossowi. To nie jest wiadomość do przekazania przez telefon. Przyjedź do szpitala."
Oczywiście wszyscy bohaterowie od razu wsiedli w samochody i pognali do szpitala. Nawet Calum, który parę minut temu dotarł dopiero do domu, po powrocie od rodziny.
Wszyscy prócz Laury.
Ona usiadła na kanapie  zaczęła myśleć o tym, co to może być.
Lecz nasunęło jej się tyle smutnych, mrożących krew w żyłach myśli, że od razu pobiegła do góry, przebrała się szybko i z wciąż mokrymi włosami, wybiegła z domu, zapewne nie zamykając nawet domu i pojechała do szpitala.

-----------------------------

Co jest Rossowi ? Czy to wpłynie na jego relację z Lau ? A może w życiu brunetki pojawi się ktoś inny ?
Czy państwo Lynch namieszają w ich życiu ? A Maia ? I jej ostrzeżenia co do Rossa ?

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!! 

sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział 39 ,,Jeśli ją kocha"

*Laura*

Chwilę potem, przyszedł lekarz.
- O, pani Marano. Dzień dobry. - przywitał się, podając mi dłoń.
- Dzień dobry. - odwzajemniłam gest. - Na jakie badania zabieracie Rossa ? - dodałam, gdy mężczyzna przeglądał jego kartę.
- Wszystkie konieczne. - odparł z uśmiechem. - Badanie krwi, wszelkie prześwietlenia... Spokojnie, wszystkie podstawowe.
- Oh, a długo to potrwa ?
- Parędziesiąt minut. - spojrzał na zegarek. - Jest godzina 14:15. Koło piętnastej powinien być już z powrotem. - powiedział.
- Dobrze. Ja muszę iść coś załatwić. Jeśli mnie nie będzie, kiedy wróci z badań, mógłby mu pan przekazać, że będę tak szybko jak tylko mogę ? - spytałam, biorą kurtkę i torebkę.
- Oczywiście. Proszę się nie martwić. Zajmiemy się pani chłopakiem. - powiedział, z uśmiechem, który nie schodził mu z twarzy.
Podziękowałam mu, po czym jakimś bocznym wyjściem wyszłam ze szpitala.
Postanowiłam pójść na nogach do pobliskiej kawiarni.
,,Jestem w kawiarni, niedaleko szpitala rejonowego. Chciałeś pogadać, więc jeśli chcesz do przyjedź. Będę czekać do 15."
Wysłałam tą wiadomość do Davida, po czym przyśpieszyłam kroku.

*Rydel*

Droga do Phoenix zajęła mi nieco ponad 5 godzin.
A, że wyjechałam z domu o 9, na miejscu byłam o 14 z minutami.
Podjechałam pod dom moich rodziców.
Wysiadłam z samochodu, po czym podeszłam do drzwi tego wielkiego domu.
Zapukałam.
Po chwili w drzwiach stanęli moi rodzice.
- Dell, słońce. - mam mnie przytuliła.
- Hej mamo, tato. - uśmiechnęłam się.
- Wejdź, kochanie.
- Wolałabym, gdybyśmy od razu mogli jechać, żeby uniknąć korków. - powiedziałam.
- Jasne, jasne... - odparła od razu mama, po czym cofnęła się po walizki i już pięć minut później ruszyliśmy.
- Więc co jest Rossowi ? - zapytał tata.
- Nie wiemy. Dzisiaj ma dzień badań. - odparłam.
- A kto przy nim siedzi ? Riker ?
- Nie, Riker wrócił do domu wcześnie rano. Laura.
- Laura ? Jego koleżanka z planu ? - zdziwiła się mama.
- Raczej jego dziewczyna. Co wy, nie oglądacie telewizji ? - zaśmiałam się.
Rodzice spojrzeli po sobie równie zdziwieni, co szczęśliwi.
- A Ross nie chodził z tą małą brunetką ? Maią ?
- Już nie. Ale spokojnie, kocha Laurę. - powiedziałam, a uśmiech sam wszedł mi na twarz.
No dobra. Trochę pokłamałam, ale przecież obie z Nessą widzimy, że ich do siebie ciągnie.
- A Riker ?
- Riker... Z tego co wiem, to chodzi z moją przyjaciółką, siostrą Laury, Vanessą.
Mama znów się ucieszyła.
- A Rocky ? Ryland ?
- Rocky umawia się z taką jedną Alexis, miła dziewczyna. A Ryland... Cóż, Ryland jest jeszcze w tym wieku, że dziewczyny nie są na pierwszym miejscu. - odparłam, gdy stanęliśmy na czerwonym świetle.
- A ty ? I Ell ? - zapytał tata.
- Ell to kolega. - mruknęłam, a policzki mi zczerwieniały.
Może nie taki zwykły kolega, ale nie chciałam drążyć tematu.

*Laura*

Byłam w trakcie pisania wiadomości do Vanessy, gdy ktoś podszedł do mojego stolika.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam uśmiechniętego Davida z bukietem kwiatów w dłoni.
- Hej. - powiedział, pochylając się, by mnie pocałować, lecz odwróciłam głowę.
To go trochę zasmuciło, jakby zbiło z tropu, ale wciąż się uśmiechał.
- Proszę,. Dla ciebie. - powiedział, wyciągając w moim kierunku kwiaty.
- To miłe, ale nie trzeba...
- Proszę.
Wzięłam kwiaty i położyłam je na torebce.
- Cieszę się, że znalazłaś dla mnie czas. - dodał, siadając naprzeciwko mnie.
- Coś się stało ? - zapytałam, popijając kawę.
- Chciałem przeprosić, że pobiłem się z Rossem w klubie.
- Nie mnie powinieneś przepraszać. Tylko Rossa. - odparłam.
- Wiem., Ale ostatnio padło między nami parę niemiłych zdań i... Chyba nie powinienem odwiedzać go w szpitalu. Zrobię to, jak wróci do domu. - powiedział. - A tak w ogóle to co u niego ?
Zaśmiałam się.
- David. Znam cię. I wiem, że na pewno nie przyszedłeś tu, żeby zamartwiać się nad stanem zdrowia mojego chłopaka.- mruknęłam.
- Fakt. Muszę cię o coś zapytać.
Odgarnęłam kosmyk z twarzy, po czym skinęłam na niego, żeby pytał.
- Ty i on to tak na serio ? Bo zawsze mówiłaś, że jesteście tylko przyjaciółmi. On też mówił, że cię nie kocha. A teraz nagle: wielka miłość, o której nikt nie wiedział. - powiedział, bacznie mi się przyglądając.
To ja już wolę gadać o zdrowiu Rossa. Serio,. Nienawidzę kłamać, a teraz muszę to robić na potęgę !
- David... No to samo pytanie odpowiadałam dziś dziennikarzom. Nie każ mi się powtarzać. Kocham Rossa.
- Laura, przy mnie nie musisz udawać. Wiem, że... - powiedział, mało przekonany.
- Kocham Rossa. - powtórzyłam.
Chłopak pokiwał w ciszy głową.
- Mogę ci coś powiedzieć ? - zapytał po chwili.
- Jasne.
- Wiesz, że cię kocham. I będę czekał. - powiedział.
To mnie złamało.
Durne zdjęcia. Durna bajka o miłości.
Kiwnęłam głową.
- Na razie, możemy być tylko przyjaciółmi. - powiedziałam szybko, by głos mi się nie załamał.
- Rozumiem. - uśmiechnął się.
Spojrzałam na zegarek.
Pięć po trzeciej,
- Chyba powinnam już iść. Ross miał badania, a obiecałam jego siostrze, że będę przy nim.
- Jasne. - odparł.
Wzięłam kurtkę, torebkę i kwiaty.
- Miło było się z tobą zobaczyć. - powiedziałam jeszcze.
- Z tobą również. - odparł.
Następnie zapłaciłam za kawę i wyszłam z kawiarni.
Zaraz po wyjściu dostałam sms'a od Ryd:
,,Jak tam ? Ja już jadę z rodzicami. Jeśli nie będzie korków, powinniśmy być przed 19 :(  Wysłać do ciebie któregoś z chłopaków ?"
Odpisałam:
,,Jest dobrze. Nie trzeba. Posiedzę z nim. Nessa jedzie do studia po parę rzeczy i może podrzuci mi coś do szpitala. Wracaj spokojnie :*"
Podziękowała mi sms'em po czym schowałam telefon do torebki.
Weszłam do szpitala (tylnym wyjściem) i udałam się do sali Rossa.

*Ross*

Otwarłem oczy i zobaczyłem jak pielęgniarka wychodzi z pokoju.
Rozejrzałem się, ale nigdzie nie ujrzałem ślicznej twarzy brunetki.
I po chwili usłyszałem jej głos za ścianą:
- Dzięki, Nessa. Jesteś wspaniała.
Zamknąłem oczy, w tym samym momencie, co drzwi skrzypnęły.
- Hej, Ross. - powiedziała, chyba zamykając drzwi.
Następnie odłożyła swoje rzeczy.
Po chwili poczułem jak siada obok mnie na łóżku.
- Ross, śpisz ?
Otworzyłem jedno oko.
- Witaj, kochana.
- Jak badania ? - zapytała.
- Nie wiem. Spałem.
Zaśmiała się.
- Nessa przyjedzie za chwilę, przywieść parę rzeczy. A Delly i twoi rodzice są w drodze.
- Dzięki, ty moja informacjo. - uśmiechnąłem się.
Laura przewróciła oczami, po czym wstała i usiadła przy stoliku.
Niedługo potem do pokoju weszła Nessa.
- Siema młodzieży ! - zawołała od wejścia.
- Hej, Van. - powiedzieliśmy niemal równocześnie.
- Mam dla was pyszny obiad z przyczepy z chińskim żarciem. I mrożone jogurty. - starsza Marano wyjęła wszystkie rzeczy na stolik przed swoją siostrą. - Bo możesz jeść, nie ? - zwróciła się do mnie.
- Teraz już tak.
- Super. Poza tym mam ulubioną książkę Lau, może przeczytasz i parę filmów na DVD, bo może ci się nudzić. - wyrzuciła całą zawartość torby na moje łóżko. - Potrzebujecie czegoś jeszcze ?
- Raczej nie, dzięki. - uśmiechnęła się Laura.
- Dobra, to ja lecę. Riker czeka w aucie. Zawiezie mnie do studia, a potem bierze mnie do kina. Dacie sobie radę ?
- To szpital, Ness. Nie zginiemy. - mruknęła dziewczyna.
Van przewróciła oczyma, po czym pożegnała się i wyszła.
- Twój brat ma przechlapane. - powiedziała brunetka, biorą dwa opakowania żarcia i pałeczki.
- Czemu ?
Dziewczyna usiadła obok mnie, a ja zrobiłem jej miejsca.
Następnie podała mi większe pudełko i pałeczki.
- Nessa jest bardzo wkurzająca na dłuższą metę. - odparła, związując loki i niepoukładanego koka.
- Jeśli ją kocha...
- Od kiedy ty taki romantyczny jesteś, huh ? - zapytała zdziwiona, zaczynając pałaszować posiłek.
- Czasem mi się zdarza. - podniosłem się do pozycji siedzącej i też zacząłem jeść.
Tak oto gadaliśmy przez parę najbliższych godzin, jedząc, oglądając filmy i się śmiejąc.
Laura cały czas mnie obrażała, ale teraz to nawet ja się śmiałem.
Wpatrywałem się w nią przez dłuższą chwilę.
Była szczęśliwa, ale coś ją trapiło.
Pewnie ten nasz durny związek.
Jak znajdę tego co nam zrobił te zdjęcia... Daję słowo: zatłukę.

----------------------

HEJKA ! Coś mało aktywni jesteście :(
Co sądzicie o tym rozdziale ? Jak dla mnie a little bit nudny...
Muszę wymyślić jakiś rozdział typu BUM !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA ! 





poniedziałek, 12 stycznia 2015

Newsy ! :)

Haha, dzięki wielki  . Zgodnie z życzeniem odpowiem na pytania :)
Ok, zaczynamy...

1. Jakiej muzyki słuchasz? (rodzaj, wykonawca)
Hmm... Pop i delikatnie rock. Szczerze ? R5, 1D, ale też trochę FOB, Ellie Goulding, Calvin Harris...

2. Ulubiona piosenka?
Ubóstwiam Hozier - Take Me To Church *.*

3. Planujesz założenie nowego bloga?
Raczej nie, chcę się skupić na tym :)

4. Co jest dla Ciebie najważniejsze w życiu?
Przyjaciele, miłość, muzyka..

5. Co sądzisz o Raurze? Istnieje? To tylko kwestia czasu? Totalna bzdura?
Haha, prawie 100 %, że to kłamstwo, bo niby tylko przyjaźń, ale i tak wierzę i trzymam kciuki xd

6. Marzenie, które jako pierwsze przychodzi Ci do głowy?
Pójść na jakiś koncert. Albo... Spotkać idoli. Albo spotkać idoli, po ich koncercie xd

7. Kto jest Twoim ulubionym członkiem zespołu R5?
Jeju, kocham wszystkich....

8. Jak zaczęła się Twoja przygoda z bloggerem?
Zobaczyłam parę super blogów i pomyślałam, że sama mogę zacząć. Założyłam i coś tam napisałam.. Potem poszło samo :)

9. Jakie jest Twoje motto życiowe?
Nigdy się nie poddawaj. I uwierz w siebie.

10. Płakałaś kiedyś na filmie?
Oj, wiele razy... ,,Ośmioklasiści nie płaczą", ,,Złodziejka książek:, ,,Most do Terabithi" :'(

11. Ulubiona książka?
,,Złodziejka książek" i seria ,,Igrzyska Śmierci". 

Uff, teraz moja kolej.... Oto moje nominacje :)
Od razu mówię: nie będzie 11 :P
http://swiat-hayden.blogspot.com/
http://raura-i-love.blogspot.com
http://dancingcinderellastory.blogspot.com/
http://r5-and1d-andbadgirls.blogspot.com/
http://ross-laura-i-ich-polska-historia.blogspot.com/

Te same pytania co u góry :) 



niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 38 ,,Delikatnie pocałowałam go"

Dziękuję Wam za ponad 12 tysięcy odsłon, z czego ponad 2,5 tysiąca w ostatnim miesiącu ! Jesteście najlepsi :*

_______________________

*Laura*

Uwaga, to jest dziwne. Czułam się bezpiecznie w jego ramionach.
Otulił mnie bardzo mocno, jakbym za chwilę miała się rozpaść. A to jemu coś dolegało.
- Ross, czy wiadomo już co ci jest ? - zapytałam.
- Nie. Dziś mam mieć jakieś badania. Ale nie martw, się to pewnie nic poważnego. - odparł, a raczej wyszeptał mi to prosto do ucha.
Poczułam przyjemny dreszcz. Laura, co się dzieje ??
- No, ja mam nadzieję. Nie mam zamiaru przyjeżdżać tu do ciebie codziennie. - odparłam.
Chłopak zaśmiał się cicho.
- Wiesz, zawsze chciałem ci coś powiedzieć. Mogę ? - zapytał.
- Dawaj.
- Jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkałem.
To mnie zatkało.
- Laura ? - zapytał niepewnie.
Podniosłam lekko głowę, po czym na niego spojrzałam.
Bez słowa pocałowałam go w policzek.
- Mam rozumieć, że dziękujesz ?
Kiwnęłam głową.
Nie byłam w stanie się odezwać, totalnie się tego nie spodziewałam.
- Ja też zawsze chciałam się ciebie coś zapytać. Mogę ? - zapytałam.
- Jasne. - uśmiechnął się.
- Farbujesz włosy ?
Chłopak wybuchnął śmiechem.
- No co ? - zdziwiłam się. - Pytanie, jak każde inne.
Chłopak westchnął, rozbawiony:
- No raczej. A wracając do pytania: nie, nie farbuję.
- Serio ? Włosy Ryd, Rikera i Rylanda są lekko zabrudzone brązem. A twoje są idealnie żółte. Jak cytryna.
Chłopak znów się zaśmiał.
- Możliwe. Ale ja nigdy ich nie farbowałem. I nie mam zamiaru.
- Szkoda. - szepnęłam. - Chciałabym cię zobaczyć w rudych włosach.
Oboje zaczęliśmy się śmiać jak opętani.
Nagle ktoś bez uprzedzenia wszedł do środka.

*Ross*

Drzwi nagle się otworzyły, a w progu zobaczyłem blondynkę.
- Ross ! - zawołała.
Na jej wejście, Laura od razu wstała.
A ja przekląłem Gemmę, dlaczego musiała przyjść akurat w tym momencie ?!
- Hej. Jestem Laura. - przywitała się brunetka.
Blondynka spojrzała na nią z uśmiechem.
- Gemma. Pracuję razem z Rossem i resztą R5. A ty jesteś jego... - odparła blondynka.
- Dziewczyną. - odparła Laura, lekko speszona.
- Ach, tak... Ross mówił. A właśnie, Ross...- zwróciła się do mnie. - Jak się czujesz, kochanie ? Co się stało ?
- Straciłem przytomność. - odparłem zwięźle.
Naprawdę chciałem, żeby sobie poszła. Chciałem zostać sam na sam z Laurą ! Ross ?
- Moje biedactwo... - zamartwiała się blondynka.
Kątem oka zauważyłem, jak Laura przewraca oczami, po czym siadła na jednym ze stołków, biorąc do ręki katalog ze stołu. Zaczęła go przeglądać, totalnie nas ignorując.
- Tata mówił, że jeśli nie uda ci się odzyskać sił do jutra, to nie przychodź na próbę. R5 pogra parę kawałków, bez ciebie. Jakoś damy radę. - tu się uśmiechnęła i dotknęła mojej dłoni.
Laura od razu wychwyciła ten moment, lecz nic nie powiedziała.
- Dobra, miałam tylko sprawdzić jak się czujesz. - uśmiechnęła się, po czym nachyliła się nade mną.
Cmoknęła mnie w policzek. Ten sam co Laura.
- Widzimy się niebawem. - podeszła do drzwi. - Pa Rossiu, pa Lara, miło było poznać.
I wyszła, wysyłając w moją stronę całusa.
- Lara ? - zapytała się mnie Laura. - Czy ona nie umie nawet zapamiętać mojego imienia ?
- Zazdrosna ? - spytałem.
Oj, była zazdrosna !
- Nie. Po prostu... ,,Moje biedactwo" ,,Rossiu". I ten całus. - mruknęła.
- Zazdrosna. - skwitowałem.
- Nie ! Po prostu wie, że,,jesteśmy parą". A i tak będzie z tobą flirtować na moich oczach.
Spojrzałem na nią zdziwiony. Czegokolwiek by nie powiedziała, jasne było, że jest zazdrosna. Słodko. Postanowiłem jednak nie drążyć tematu.
- Nie przejmuj się nią. - powiedziałem.
- A wyglądam jakbym się przejmowała ? - odparła.
Tak.
- Nie. - powiedziałem.
- No właśnie. - westchnęła. - Chyba pójdę sobie po coś do picia. Chcesz coś ?
- Nie mogę. - podniosłem rękę do której przymocowali mi kroplówkę. - Za chwilę mam badania.
- Aaa.. Ok, to ja zaraz wracam... - powiedziała, po czym poszła w kierunku drzwi.
- Już tęsknię., - zawołałem.
Pokazała mi język, po czym sama się zaśmiała i wyszła.
Ale on jest piękna !
Ross, czego ci dosypali do tej kroplówki ?

*Vanessa*

Otworzyłam oczy, wraz z dzwonkiem, który rozległ się na dole.
- Już ! - wrzasnęłam.
Następnie zeskoczyłam z łóżka, ubrałam szlafrok i kapcie, po czym uklepując włosy, które stały mi na wszystkie strony, zbiegłam na dół.
Spojrzałam w lustro. U ! Zdecydowanie nie jestem jedną z tych panienek z filmów, które budzą się piękne i wypoczęte. Przypominam bardziej małpę. Albo Shreka.
Otworzyłam drzwi.
Moje oczy rozszerzyły się nie wiadomo jak bardzo.
- Hej, Van.Pomyślałem, że....
Zatrzasnęłam drzwi.
- Van ?
- O mój Boże ! Poczekaj sekundę ! Muszę się ubrać ! I ogarnąć ! - krzyknęłam, wbiegając na górę.
Nie mogę pozwolić, by Riker mnie taką widział.
Wbiegłam do mojego pokoju i jak dzikie zwierze dopadłam jakieś ubrania, po czym zaczęłam je ubierać równocześnie rozczesując włosy, myjąc zęby i robiąc makijaż.
Po paru minutach (góra 5 !) byłam gotowa.
Zbiegłam na dół i ponownie otworzyłam drzwi.
Wciąż tam stał. Uśmiechając się.
- Mogłem poczekać w środku. - powiedział.
- Nie. Bo wtedy byś mnie zobaczył. A raczej mnie, jako Shreka. - powiedziałam, po czym się uśmiechnęłam. - Wejdź.
Chłopak wszedł, przelotnie całując mnie w policzek.
Następnie wgramolił się do środka.
- Hej, co to miało być ? - zapytałam zdziwiona, zamykając drzwi.
Odwrócił się w moim kierunku:
- Przywitałem się.
- Tak, ale co to było za przywitanie ? - mruknęłam.
Po czym podeszłam do niego.
- Oh, mam to zrobić jeszcze raz ?
Wskazałam na drzwi.
Westchnął.
- Jak sobie chcesz. - powiedział, po czym wyszedł z domu.
Po chwili zapukał.
Podeszłam do drzwi i otworzyłam.
- Oh, Vanessa ! Jak ja się za tobą stęskniłem ! - zawołał, po czym bez pytania wszedł i wbił się w moje usta.
Złapał mnie za ręce i przybił mnie do ściany.
Kopnięciem nogi zamknęłam drzwi i pozwoliłam mu się całować.
Następnie przeszedł na system krótkich pocałunków. Między nimi szeptał, jak bardzo mnie kocha.
Po paru minutach zaczęłam się potwornie śmiać.
Chłopak odsunął się, najwyraźniej urażony.
- Jesteś kochany. - szepnęłam, po czym cmoknęłam go w policzek.
- No wiem. - uśmiechnął się, po czym poszedł za mną do kuchni.
Na blacie leżała kartka od Lau.
- Laura siedzi przy Rossie. To takie słodkie. - uśmiechnęłam się, po czym wyrzuciłam kartkę.
- Co w tym słodkiego ? - zapytał, siadając przy stole. - Mój mały brat i twoja młodsza siostra nie darzą się niczym więcej niż szorstką przyjaźnią.
- Kpisz sobie ?
- No co ? - zdziwił się.
- Chyba jesteś ślepy. Widziałeś jak on na nią patrzy ?
- No, niby jak ?? - mruknął.
- Oczy świecą mu się jak dwie latarnie. Mruga wolniej, by móc dłużej na nią patrzyć. Może jeszcze o tym nie wie, ale jestem pewna, że gdzieś w środku... - nachyliłam się do Rikera. - ... kocha ją. Mówię ci.
- Nie, no nie gadaj głupot... Mój brat nie jest zdolny do miłości. On kocha tylko siebie i swoją gitarę. Uwierz, znam go. - powiedział.
- Rik, czemu nie chcesz zaakceptować tego, że dzięki Lau i Rossowi będziemy kiedyś rodziną ?
- Myślałem, że będziemy rodziną, ale w trochę inny sposób. - powiedział wstając i zachodząc mnie od tyłu.
- Skąd ten pomysł ? - zapytałam, wciąż patrząc przed siebie, nie patrząc na niego.
Chłopak złapał mnie w talii i odwrócił ku sobie.
- Wiesz, myślałem, że skoro dwoje ludzi się całuje i okazuje sobie dość jednoznaczne uczucia, to logiczne, że się kochają. - powiedział, patrząc mi prosto w oczy. - I chcą ze sobą być.
Spojrzałam na niego, po czym zaczęłam masować rękoma jego klatkę piersiową.
- Cóż.... Ty jeszcze ani razu nie wyznałeś mi uczuć. - powiedziałam.
Chłopak podniósł mnie i posadził na blacie.
- Myślałem, że to oczywiste. Kocham cię. I nigdy już nie chcę być z nikim innym. Chcę tylko ciebie. Bo jesteś najpiękniejszą, najmądrzejszą, naj...
- Ciii.... - przerwałam mu. - Wiem. - dodałam z uśmiechem. - A teraz mnie pocałuj.

*Narrator*

Chłopak zgodnie z życzeniem ukochanej złożył na jej ustach delikatny, lecz namiętny pocałunek.
Nessa uśmiechnęła się podczas niego, po czym złapała jego podbródek i szepnęła:
- Nie jadłam jeszcze śniadania. A mam ochotę na mrożony jogurt.
Chłopak również się uśmiechnął:
- Czekoladowy ?

*Laura*

Wróciłam do pokoju, dokładnie w momencie, gdy po Rossa przyszła pielęgniarka, by zabrać go na badania.
- Za pięć minut przyjdzie lekarz, więc muszę podać panu środki usypiające, czy jest pan gotów ? - mówiła do niego kobieta.
Nagle chłopak mnie dostrzegł:
- Laura, słońce... - rzekł z uśmiechem.
Podeszłam do niego i usiadłam na skraju łóżka.
Kobieta wpuściła jakiś lek do kroplówki.
- Za dwie, trzy minuty zacznie pan zasypiać. - oznajmiła.
Podziękowaliśmy jej, po czym wyszła.
- Nie mów do mnie słońce. - zganiłam go.
- Fakt, zagalopowałem się. To jak mam do ciebie mówić ?
- Laura ? To chyba oczywiste. - mruknęłam.
- To takie proste... Może być Lau ?
- Jeśli musi. - uśmiechnęłam się.
- Ok, a więc: Lau, czy nie uważasz, że skoro idę na bardzo niebezpieczne badania, to powinienem dostać buziaczka ? - zapytał.
Roześmiałam się.
- Coś często ostatnio chcesz tego buziaczka, Ross. Czyżbyś się we mnie zakochał ? - zapytałam.
- Ależ oczywiście, przecież łączy nas czysta miłość, czyż nie ? - odparł.
- Pytam serio. - powiedziałam już poważniej.
- Nie rozumiem.
Nagle oczy chłopaka zaczęły powoli opadać w dół.
- Już nieważne, Ross. Śpij dobrze. - uśmiechnęłam się do niego, gdy zasypiał.
Nie powiem, z jednej strony miałam ochotę dać sobie z liścia, za to, że się do niego zbliżyłam, że zaczęłam traktować go jak przyjaciela, że zaczęłam mówić do niego po imieniu, że zaczęłam go lubić...
Ale naprawdę dobrze się przy nim czułam. Uspokajał mnie.
Więc z drugiej strony: było naprawdę dobrze.
Gdy upewniłam się więc, że śpi... Nachyliłam się i delikatnie pocałowałam go w policzek.
Miesiąc temu nawet bym go nie dotknęła, a może nawet dorysowałabym mu wąsy markerem.
Ale teraz coś się zmieniło.

-------------------------

I co ?
Czy Raura nie jest słodka ?
Czy Ross ogarnie, że coś ich łączy ? A może Lau wybaczy Davidowi i będzie chciała spotykać się z nim w sekrecie ? A co z planem Mai i Gemmy ?
Czy Ross dowie się, kto stoi za swataniem jego i Laury ? Jak zareaguje ?

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!

niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 37 ,,Oni wszyscy są ślepi, Ross..."

*Laura*

Byliśmy z chłopakiem bardzo blisko siebie, wciąż gadając o tym pocałunku. 
Nie chciałam go pocałować, ale mieszanka strachu, adrenaliny i alkoholu, sprawiła, że chciałam się z nim podroczyć. 
W tym momencie drzwi do sali się otworzyły.
Zdążyłam jednak wyprostować się, zanim ktokolwiek cokolwiek zauważył. 
- Ross ! - krzyknęła Delly, wbiegając do pomieszczenia. 
Mocno go objęła, niemalże dusząc chłopaka. 
Za nią do pokoju weszła Raini, Vanessa z Rikerem, później jeszcze Rocky i najmłodszy z braci. 
Przywitałam się z dwójką, która do tej pory była nieobecna.
- Czy lekarz coś powiedział ? - zapytał Rocky.
- Tylko tyle, że muszą zrobić dodatkowe badania, żeby się dowiedzieć co mu jest. - odparłam. 
Następnie wszyscy zaczęli pytać Lyncha, czy wszystko dobrze i czy wie, co się stało. 
Usiadłam na jednym ze stołków, które stały wokół stołu. 
Dochodziła godzina 22, to był naprawdę pokręcony dzień. 
Pomijając fakt, że Ross (a co mi tam, mówię po imieniu)  pocałował mnie dwa razy.
Po chwili dosiadła się do mnie Van.
- Dziwny dzień, hmm ? - spytała.
- Nawet nie wiesz jak... - przejechałam ręką po wciąż mokrych włosach. 
- Powinnaś pojechać do domu i odpocząć. - odparła moja siostra.
- Chyba masz rację. Ale trzeba ustalić jakieś zmiany przy Rossie... - szepnęłam.
Imię chłopaka w miejscu gdzie zazwyczaj wymieniałam jego nazwisko zdziwiło moją siostrę i to bardzo, lecz nic nie powiedziała.
- Rocky i Ryland mogą z nim posiedzieć pierwsi. - powiedziała Delly, włączając się do naszej rozmowy. - Pogadam z lekarzem, ile Ross musi tu jeszcze zostać, i jak coś to ustalimy.
- Serio ? - zapytałam.
- Jasne, w końcu to był długi dzień. - uśmiechnęła się Delly.
- Dobra, to ja pojadę do domu... - powiedziałam. - Samochód zostawiłam nad jeziorem.
- Nie, pojechaliśmy naszym. To zrobimy tak, podwiozę cię do domu, a potem pojedziemy z Rikerem nad jezioro i weźmiemy ich samochód i resztę rzeczy. - ustaliła Vanessa.
Ta to dopiero umie się zorganizować.
Tak więc postanowiliśmy zrobić.
Wszyscy pożegnali się z ,,pacjentem", po czym wyszli.
Nawet Rocky i Ryland poszli znaleźć lekarza.
- Idziesz już ? - spytał chłopak, gdy zbierałam się do wyjścia.
- Tak. - odparłam.
- Ale chyba mieliśmy coś dokończyć. - poskarżył się.
Jemu chyba coś na łeb padło...
- Przyjdę jutro. - odparłam z uśmiechem.
... i mnie również.
- Hmm, to może... Moja dziewczyno... Pożegnasz mnie poprawnie.... - powiedział, pokazując na swój policzek.
Debil.
Westchnęłam, po czym podeszłam do jego łóżka i się nachyliłam.
Pocałowałam go we wskazany policzek.
- No, to było miłe. - mruknął.
Uśmiechnęłam się, po czym podeszłam do drzwi.
- Narka, Ross.
- Pa, Laura. Miłych snów.

*Vanessa*

Na samym początku odwieźliśmy Raini do jej domu.
Następnie Rydel i Laurę.
Tak oto wybiła godzina 23.
Jedyne co na zostało to pojechać nad jezioro, wziąć nasze rzeczy i samochód Lynchów.
O tej godzinie, drogi były masakryczne puste, więc zamiast 4 godzin jechaliśmy nieco ponad 2.
A więc, po pierwszej dotarliśmy na polanę.
Wzięliśmy rzeczy i wpakowaliśmy je do samochodów.
Gdy to zrobiliśmy, Riker podszedł do mnie.
- Nie było nam dane spędzić ze sobą nawet jednej nocy... - szepnął.
Staliśmy koło samochodu, przy na wpół działającej latarni, po pierwszej w nocy...
Było mi zimno, ale zarazem cieszyłam się, że mam ze sobą Rikera.
- Cóż, może kiedyś jeszcze raz tu przyjedziemy... - odparłam, oplatając rękami jego szyję.
Chłopak złapał mnie w tali:
- Obiecujesz ?
- Obiecuję. - po czym cmoknęłam go w usta.
Chłopakowi się to spodobało, więc posadził mnie na masce swojego samochodu i znów mnie pocałował, tym razem dłużej i namiętniej.
- Chyba powinnam już wracać. Lau jest sama w domu. - szepnęłam, gdy stykaliśmy się czołami.
- Tak, jest już mega późno. Wracajmy. - stwierdził.
Lecz mimo tych ustaleń, znów mnie pocałował.
Dopiero po chwili oboje wsiedliśmy do swoich samochodów i ruszyliśmy do domów.
Przed 3/4 drogi jechaliśmy za sobą, później na jednym, z zakrętów, on skręcił w prawo, ja w lewo.
Tak oto skończył się nasz biwak.
I mimo omdlenia Rossa, było naprawdę miło.
Ja i Riker jesteśmy... czymś więcej niż przyjaciółmi.
A Lau i Ross powoli odnajdują w sobie wzajemną miłość.
Genialnie ! :)

*Laura*

Zaraz po przyjściu do domu, rozebrałam się i wzięłam długą, odprężającą kąpiel.
Myślałam o mienionym dniu, o wszystkim co się dziś stało.
Myślałam o Rossie.
Jest debilem, nie oszukujmy się.
Ale ok, myliłam się. Da się go znieść. Może to udawanie pary da nam coś obu.
Gdy się wykąpałam, otuliłam się w ręcznik, po czym przebrałam się w moją (jakże cudowną) piżamkę - czytaj: krótkie dresy i niebieską bokserkę.
Po czym zeszłam na dół i włączyłam telewizję.
Na MTV, czy innym plotkarskim programie, znów zobaczyłam nasze twarze.
O 2 nad ranem ? Serio ?
Włączyłam głos.
- Dziś, nasza ulubiona para Hollywood pojechała na biwak, razem z przyjaciółmi, i rodziną. Nasze źródła donoszą, ze świetnie się bawili. Do czasu, gdy Ross Lynch stracił przytomność i musiano przetransportować go do pobliskiego szpitala. Nie wiemy, jeszcze co mu jest. Wiadomo jednak, że jego dziewczyna przyjechała z nim do szpitala, po czym opuściła go niecałą godzinę później, w towarzystwie swojej siostry, koleżanki z planu, Raini oraz rodziny aktora.
W tym momencie na ekranie pojawiły się zdjęcia, jak opuszczamy szpital. Wredne hieny ! Wszędzie są ! Nie mam nawet chwili spokoju !
- Postaramy się dowiedzieć co stało się młodemu aktorowi i piosenkarzowi...
Zmieniłam program.
Nie będę im nabijała oglądalności !
Włączyłam jakiś film, po czym zaczęłam sprawdzać pocztę na telefonie.
David:
,,Hej. Musimy pogadać. Kiedy możemy się spotkać ?"
Maia:
,,Jeśli myślisz, że odpuszczę sobie Rossa to grubo się mylisz !"
Calum:
,,Ty i Ross ? Nie spodziewałbym się, ale gratuluję ! Cieszę się ! Wracam do miasta w sobotę, kiedy się spotkamy?"
Producent:
,,Panno Marano, będziemy musieli porozmawiać. Proszę do mnie przyjechać w sobotę po południu."
Jeju, przez jeden dzień nie odbierałam telefonu !
Odłożyłam go, nikomu nie odpisując. Nie miałam na to siły, poza tym było za późno.
Ułożyłam się wygodnie na kanapie i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

Obudziłam się bardzo późno, gdyż gdy spojrzałam na zegarek była godzina 12:10.
Od razu odczytałam wiadomość, którą przed godziną napisała do mnie Delly:
,,Lau, wyspałaś się ? Mam prośbę. Rocky i Ryland napisali mi, że ok. 13 wychodzą ze szpitala, bo całą noc czuwali przy Rossie, który strasznie się w nocy męczył i są wykończeni. Van i Rik wrócili wcześnie rano, więc oni też odpadają, Raini ma ważną rozmowę z producentem, a ja jadę do Phoenix po rodziców i nie wiem, kiedy wrócę. Mogłabyś pojechać do mojego brata ?"
Szybko odpisałam:
,,Jasne, Ryd. Wracaj szybko :***"
A więc: muszę jechać do mojego chłopaka.
Szybko pobiegłam na górę (zasnęłam na kanapie) i wybrałam jakieś ciuchy.
Następnie wzięłam skórzaną kurtkę, kluczyki i torebkę.
Weszłam do pokoju Nessy - spała jak niemowlę.
Nie chciałam jej budzić, więc zbiegłam na dół i zostawiłam jej na blacie karteczkę:
,,Jadę do szpitala. Zdzwonimy się. Buziaczki, Lau :*"
Po czym wyszłam z domu, wsiadłam do samochodu i ruszyłam do szpitala.

*Rocky*

Padłem na krzesło, obok mojego najmłodszego brata.
To była najgorsza noc w moim życiu.
Ross nie mógł zasnąć przez połowę nocy.
Jęczał i na zmianę było mu zimno i ciepło, więc przykrywaliśmy go kocem i włączaliśmy kominek, tylko po to by chwilę potem odkopać go z prześcieradła i zgasić ogień.
Gdy koło piątej wreszcie zasnął, cały czas mówił przez sen ! Cały czas tylko: Laura, Laura...
Nie chcę nawet wiedzieć co mu się śniło !
Znów obudził się ponad trzy godziny temu, a wtedy już nie wytrzymaliśmy i zawołaliśmy pielęgniarkę, która wstrzyknęła mu jakiś lek. I od tamtego momentu, spał już spokojnie.
Ale to i tak był koszmar !

*Laura*

Zajechałam pod szpital, po czym zaparkowałam i poszłam w kierunku głównego wejścia.
I od razu tego pożałowałam.
Mogłam iść jakimś bocznym wejściem, ale nie ! Pójdę tym, gdzie aż się będzie roiło od paparazzi.
Przyśpieszyłam kroku.
Dziennikarze gdy tylko mnie zauważyli zerwali się na równe nogi i okrążyli mnie jak sępy swoją ofiarę:
- Laura ! Laura ! Co się stało Rossowi ? Czy wasz związek jest prawdziwy ? Co na to Maia Mitchell ? Skomentuje pani jej słowa ? - przekrzykiwali mnie.
Miałam ochotę ich zignorować, lecz zobaczyłam, że bez odpowiedzi mnie nie puszczą.
Raz kozie śmierć, udzielę wywiadu bez wskazówek producenta.
- Ross stracił przytomność, podczas naszego wyjazdu, ale lekarze wciąż nie wiedzą, czy to coś poważnego. Tak, nasz związek jest prawdziwy. Nie wiem co na to była dziewczyna Rossa, proszę się jej spytać, wtedy skomentuję jej słowa. - odparłam, po czym znów spróbowałam przepchać się między nimi.
Myślałam, że to ich zadowoli i miałam rację. Większość się odsunęła.
Lecz nagle ktoś krzyknął:
- Nasz program uważa, że wasz związek to tylko reklama serialu ! Co pani odpowie ?
Poczułam jak się we mnie gotuje.
Odwróciłam się i spoglądnęłam na niewysokiego dziennikarza, który celował we mnie mikrofonem, a jego kolega kręcił wszystko kamerą.
- Reklama ? - zapytałam, a mężczyzna podszedł bliżej mnie, podstawiając mi mikrofon pod usta.
- Tak, reklama, jako forma rozgłosu.
- Z jakiej jest pan jest stacji ? - zapytałam najmilej jak mogłam.
- Głos LA. - odparł.
- Ach... Reklama ? Uważa pan, że byłabym w stanie udawać miłość do kolegi z pracy ? Do mojego przyjaciela ? To niedorzeczne ! Wierzy pan w miłość ? Bo ja wierzę. I to właśnie miłość połączyła mnie z Rossem. Nie pozwolę sobie wmawiać, że to tylko reklama. Teraz robi się koło nas wielki szum, ale nie prosiłam o to. Chcę być z kimś kogo kocham. Tylko tyle. Dlatego ja i Ross jesteśmy parą. - powiedziałam.
Po czym odwróciłam się i weszłam do szpitala.
Czułam, jakbym miała zaraz wybuchnąć.
Musiałam tak cholernie nakłamać ! Ale ten idiota miał rację !
Poszłam prosto do pokoju Rossa, gdzie spotkałam Rockiego i Rylanda, którzy właśnie się zbierali.
- Laura ! - zawołał Rocky.
- Hej, chłopaki. Możecie iść, teraz moja zmiana. - uśmiechnęłam się.
- Jesteś wielka. - odparł młodszy z braci. - Powodzenia.
Przed ich wyjściem ostrzegłam ich jeszcze o fotografach, po czym się pożegnaliśmy.
Zamknęłam drzwi, powiesiłam kurtkę na wieszaku, odłożyłam torebkę na stół, po czym usiadłam obok Lyncha.
- Hej, Ross. - szepnęłam, sprawdzając czy śpi jak zabity.
I spał.
Postanowiłam obejrzeć telewizję.
Puściłam. I trafiłam na Głos LA.
- Mamy teraz materiał z przed chwili. Ze szpitala rejonowego w okolicach LA, gdzie przebywa obecnie Ross Lynch.
CHOLERA.
I zobaczyłam nagranie sprzed chwili.
Jak oni mogą to tak szybko... ?
- Miłość ? - usłyszałam za sobą.
Przestraszyłam się jak nie wiem.
- Hej, śpiochu. - uśmiechnęłam się.
- Hej, kochanie. - zaśmiał się. - Chyba wczoraj mi coś obiecałaś... - dodał, po czym cmoknął, bym wiedziała o co mu chodzi.
Uderzyłam go w ramię.
- Niezły wywiad. - powiedział po chwili.
- Wkurzyłam się. Nie chcieli mnie przepuścić. - wytłumaczyłam się.
- Mhm, i dlatego tak miło o nas powiedziałaś ?
Zaśmiałam się.
- Nie, a tak na serio... Miłość ? - dodał po chwili. - Uważasz, że to nas łączy ?
- Nie, zdecydowanie nie. - odparłam od razu.
- Czemu ? Przecież to tylko zwykłe uczucie. Patrz jak łatwo je udawać. - mruknął.
- To nie jest zwykłe uczucie, Ross.

*Ross*

- Oh, serio ? To czym twoim zdaniem jest miłość ? - zapytałem ironicznie.
Dziewczyna zastanawiała się chwilę, po czym wylała z siebie bardzo dużą ilość słów:
- Miłość ? Miłość oznacza wielkie oddanie dla kochanej osoby. Czujesz się z nią inaczej. Trzęsą ci się ręce, kiedy pragniesz jej dotknąć. Gardło ściska się, gdy pragniesz coś powiedzieć. Stajesz zawsze w jej obronie, walczysz o nią, jakby była twoim życiem. Myślisz tylko o niej i czasem zdajesz sobie sprawę... Dlaczego ja tak na nią reaguję ? Bolą cię jej słowa, gdy mówi, że to koniec. Że to były chwile zapomnienia. Nie pozwalasz jej odejść, lecz wiesz, że nic tym nie zdziałasz. Że... choć ją kochałeś tak mocno, nie potrafisz jej zostawić. ,,Jeśli kogoś kochasz, daj mu wolność". Nie wiem. Może to właśnie jest miłość ? Dla mnie jest.
Mówiła to z taką wiarą i pasją...
A ja potrafiłem jedynie jej się przyglądać. To co mówiła miało sens.
Po chwili spuściła wzrok.
- Tego się nie da udawać. Oni wszyscy są ślepi, Ross. - mruknęła.
Wyciągnąłem do niej rękę.
Spojrzała na mnie zdziwiona, lecz złapał mnie za nią, a ja pociągnąłem ją delikatnie w moim kierunku, by położyła się obok mnie.
Położyła się, kładąc głowę na mojej piersi. Objąłem ją ramieniem.
Wciąż myślałem o jej słowach. Bo mnie uderzyły. Trafiły prosto do mnie.
Wpatrywała się w szybę, jakby szukała w niej czegoś niezwykłego.
Zawsze, skrycie za to ją lubiłem.
Była dorosłą, piękną dziewczyną, która potrafiła marzyć i mówić o tym z tak wielką pasją...

----------------------------------------

I jak ?
Laura i Ross...
Vanessa i Riker....
Jakiej pary nam tu brakuje ?

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !! 








piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział 36 ,,Coś zaczyna się między wami dziać" część 2

Hej, dzięki (jeszcze raz) za wszystkie propozycje, dotyczące słowa ,,miłość".
Były genialne, naprawdę się postaraliście :*
Wszystkie były boskie i naprawdę mnie natchnęły, ale musiałam wybrać jedną, którą umieszczę w kolejnym rozdziale. (Gdybym chciała umieścić wszystkie, zajęło by mi to połowę rozdziału !)
Tak więc... Gratuluję °°Hayden°° !!! 
Kochana, piszesz jakiegoś bloga ? Jeśli tak, to daj mi linka, jeśli nie, to powinnaś zacząć, bo to jest genialne !
Dziękuję, że mi pomogłaś, dlatego też Tobie dedykuję ten rozdział i liczę na Twoją opinię, Twoje wyjaśnienie pojawi się w kolejnym rozdziale ! Mam nadzieję, że Ci się spodoba :*


*Laura*

Mocno objęłam dziewczynę.
- Miałaś wrócić dopiero w weekend ! - zawołałam.
- Oh, czyli się nie cieszysz ? - spytała z wyrzutem moja przyjaciółka.
- Żartujesz ? Im nas więcej, tym lepiej ! - odsunęłam się od niej z uśmiechem.
- No... Masz mi wiele do opowiedzenia.
Spojrzałam na nią niezrozumiale.
- Gala, statuetka, śluz, ty i Ross ? - podsunęła.
- Aaa... To. Opowiem ci później, ale najpierw skończmy się wypakowywać. - odparłam.
Wszyscy chętnie się zgodzili.
Był tylko 1 problem - kto z kim będzie nocował.
Coś mi się zdawało, że Delly miała plan.
- Ja biorą Raini. - powiedziała blondynka, biorąc przyjaciółkę pod rękę.
Już miałam krzyknąć, że zaklepuję Vanessę, lecz Riker był szybszy.
- Nie ma mowy ! - warknęła oburzona moja siostra.
- Hej, przecież wiesz, że Ross musi być z Lau. Mają udawać parę, więc niech się do siebie zbliżą. - wyjaśniła Delly.
Spojrzeliśmy po sobie z Lynchem - obu nam zbierało się na wymioty.
Van chyba jednak się zgodziła.
- Niech będzie, ale wiedz, że strasznie kopię. - mruknęła do starszego blondyna, po czym zadecydowała, że skoro ona i ja nie miałyśmy wyboru, to pierwsze wybierzemy namioty.
W ten sposób ja i Lynch dostaliśmy ten zielony, największy od strony jeziora, Van i Riker - czerwony, najbliżej lasu, a moje przyjaciółki, żółty, ten pomiędzy.
Następnie przez parę minut dokończyliśmy rozpakowywanie.
Później siedliśmy nad wodą i gadaliśmy o drodze (ja musiałam streścić Raini prawie cały tydzień).
I tak oto koło godziny 17, chłopcy stwierdzili, że pora się wykąpać.
Przebrali się w kąpielówki.

*Vanessa*

Na początku nie miałam zamiaru się kąpać, ale gdy Ross i Riker oblali mnie i resztę wodą, chciałyśmy się zemścić.
Szybko się przebrałam, po czym razem z Laurą, Raini i Delly ruszyłyśmy na tych idiotów.
Oczywiście nie dawali nam rady (wcale nie dlatego, że było nas więcej).
Raini i ja zajęłyśmy się podtapianiem Rikera, a Dell i Lau - Rossa.
Po chwili chłopcy zaczęli między sobą rywalizować, który szybciej opłynie całe jezioro.
Laura i Raini zaczęły im dopingować, a my z Ryd usiadłyśmy na brzegu.
- Co jest między tobą a moim bratem ? - spytała po chwili bez ogródek Dell.
- CO ? - zapytałam zdziwiona.
- Coś zaczyna się między wami dziać. - odparła z uśmiechem.
- Też to zauważyłaś ? O mój Boże, dlaczego ?
- Nie podoba ci się ?
Nie wiem. To znaczy...
- Podoba, ale... Delly, znam go nieco ponad miesiąc. To za krótko, nawet jak dla mnie.
- A twój były ? Adam, czy jak mu tam... Spotykaliście się, po 3 dniowej znajomości...
- Nie pomagasz. - mruknęłam.
- Oj weź.... Przecież Riker to naprawdę fajny chłopak. Mój brat, ale zawsze...
- Ok, Ryd, przestań. Pomyślę nad tym, ok ?
- Jasne, Van. Jesteś dla mnie jak siostra, której nigdy nie dostałam, wiesz ? - spytała.
- Też cię kocham, Delly. - uściskałam ją, po czym obie pobiegłyśmy do chłopaków, którzy właśnie skończyli wyścig. Wygrał..... Ross.

*Narrator*

- Oszukiwałeś ! - zawołał Riker, nie wierząc, że przegrał.
- Wcale nie. Jestem od ciebie lepszy we wszystkim. Wymyśl jakieś zadanie, a ja je wykonam. - odgryzł się młodszy.
Riker przyjął wyzwanie, zaczynając wymyślać coś skomplikowanego i niebezpiecznego, dla swojego młodszego brata.
Następnie wszyscy zaczęli kolejną zabawę, oczywiście w towarzystwie alkoholu (nawet dla Rossa, który dopiero za parę tygodni miał skończyć 18 lat).
W pewnym momencie, Riker krzyknął:
- Co wy na to, żeby Ross i Lau pokazali nam jaką są świetną parą ?
Trzy najstarsze dziewczyny zaczęły wiwatować na ten pomysł.
- Walcie się ! - krzyknął lekko podpity Ross.
- Oj, weź brat. - odgryzł się Riker. - To moje zadanie: pocałuj Laurę.
- A dlaczego ja mam cierpieć ? - zawołała Laura.
- Bo też jesteś mięczakiem ! - odparła Vanessa.
Wiedziała jak wrobić siostrę - musiało się udać.
- Dobra, ale najpierw ty pocałujesz Rikera !
Bum. Tym młodsza Marano załatwiła swoją starszą siostrę.
Myślała, że wygrała, gdyby nie jeden szczegół.
W jednym momencie, Nessa wstała z ręcznika i weszła do wody, wbijając się w usta starszego blondyna.

*Riker*

Odwzajemniłem ten gest z niemałą ochotą. Chodziło mi tylko o to, żeby wrobić Rossa, a tu proszę.
Vanessa oplotła rękami moją szyję.
Ja za to, objąłem w wodzie jej talię.
Całowaliśmy się przez dobrą chwilę. I teraz jestem pewien - zakochałem się.
Vanessa była piękna, mądra, lekko agresywna, ale w tej dziewczynie się zakochałem.
Po chwili dziewczyna odsunęła się na parę milimetrów.
Ze strony mojego rodzeństwa, Laury i Raini rozległy się gromkie brawa.
- To była naprawdę miłe... - szepnąłem, wpatrując się w twarz brunetki.
- Tak, wiem. - uśmiechnęła się, po czym znów mnie cmoknęła w usta.

*Vanessa*

Wyszliśmy z wody, trzymając się za ręce.
Mrugnęłam do Delly - była zadowolona.
Następnie usiedliśmy koło siebie na kocu i zaczęliśmy dopingować moją siostrę i Rossa.
A Lau była chyba trochę zdziwiona, nie spodziewała się tego.
Uśmiechnęłam się do niej, z tekstem typu ,,Dawaj !".
To ją trochę wkurzyło. Ale sądzę, że by tego nie zrobiła.
Gdyby nie Ross.

*Ross*

Jeju, ale one miały problemy !
Nie wiem, czy to z powodu alkoholu, czy też miałem ich dość, ale podszedłem w płytkiej wodzie do Laury (Marano ? Czemu mówię do niej po imieniu?) i biorąc jej twarz w dłonie, musnąłem wargami jej usta.
Dziewczyna była naprawdę zdziwiona - na początku chciała mnie odepchnąć, a kiedy jej nie pozwoliłem okładała moją klatkę piersiową pięściami. Jest naprawdę słodka, gdy się wkurzy (Ross, co jest ?).
Pogłębiłem pocałunek. Masowałem kciukiem jej policzek.
Po paru chwilach, dziewczyna przestała mnie okładać i po prostu odwzajemniła pocałunek.
Było mi naprawdę dobrze, najchętniej nigdy bym nie przerwał, gdyby nie to, że nagle zacząło mi się kręcić w głowie i osunąłem się na kolana.
Potem zapadła ciemność.

*Rydel*

Zobaczyłam jak Ross wpada do wody.
Laura padła do niego i zaczęła nim trząść.
- Ryd, Riker... On nie reaguje... - krzyknęła.
Zerwałam się na równe nogi, tak jak mój brat i podbiegliśmy do Rossa.
Laura miała rację - Rossowi coś się stało.
- Może o prostu zemdlał, czy coś ? - zapytał Riker.
- Jasna cholera, tylko, że on nie oddycha. - krzyknęłam. - Van, Rain, dzwońcie po karetkę.
Któraś z nich pobiegła po telefon.
Wyciągnęliśmy Rossa z wody i położyliśmy go na brzegu.
Van dzwoniła, Raini szukała jakiegoś koca, by go otulić, a Laura chodziła w te i z powrotem.
- Ryd, co mu jest ? - pytała nie mogąc znaleźć sobie miejsca..
- Nie mam pojęcia. - powiedziałam, starając się panować nad emocjami.
Laura naprawdę się denerwowała, co dowodzi, że jej na nim zależy.
Szczęście w nieszczęściu.

*Narrator*

Karetka przyjechała po paru minutach; szybko wzięto Rossa do karetki.
- Mamy mało miejsca, może z nami pojechać tylko jedna osoba. - obwieścił lekarz.
- Laura, jedź z nim. - poprosiła Delly. - My dojedziemy za chwilę.
Laura była tak bardzo przejęta, że od razu się zgodziła.
Pojechała razem z karetką, lekarzami i Rossem (Który wciąż był nieprzytomny) do szpitala, oddalonego parę minut od naszej polany.
- Proszę tu poczekać. - powiedział do dziewczyny lekarz, gdy wzięli Rossa na jakiś oddział.
Czekała więc na korytarzu, aż ktoś jej coś powie.
Po chwili z pokoju, do którego wwieziono Rossa, wyszedł lekarz.
- Panie doktorze... - zapytała Laura. - Co mu jest ?
- Pani jest jego... ?
- Jego dziewczyną. - powiedziała zgodnie z udawaną prawdą. - Martwię się, czy wszystko z nim ok ?

*Laura*

- Pani chłopak stracił przytomność. Nie wiemy jeszcze dlaczego tak się stało, ale... - powiedział lekarz.
- Pił alkohol, czy to może mieć coś z tym wspólnego ? - powiedziałam, ocierając ramiona.
Wciąż byłam tylko w stroju kąpielowym i ręczniku, który udało mi się szybko wziąć zanim przyjechałam do szpitala.
- Możliwe, ale sądzę, że to nie ten powód. Możliwe, ze zjadł coś nieświeżego, albo, że po prostu był wymęczony. - odparł mężczyzna. - Widziałem szef na jego brwi i w okolicach obojczyka... Co się stało ?
- Ross... pobił się z kolegą. - odparłam, walcząc z chrypą, spowodowaną tymi wszystkimi wydarzeniami.
- Kiedy to było ?
- Dwa dni temu... We wtorek, czy to może być powód ? - dopytywałam.
- Cóż, możliwe, że podczas tej bójki coś sobie uszkodził. Ale tak jak mówię: musimy zrobić dokładniejsze badania. Teraz musi odpocząć.
- Dobrze, a panie doktorze, czy ja mogłabym do niego na chwilę wejść ? - zapytałam.
- Oczywiście. Za chwilę powinien się przebudzić, więc nie widzę problemu.
Podziękowałam, po czym weszłam do tego pomieszczenia.
Ross leżał na łóżku przy oknie. Mimo, ze był to mały szpital, dostał cały pokój dla siebie. Był w nim również telewizor, rozpalony kominek, krzesła i mały stolik.
Podeszłam do niego, po czym usiadłam na skraju wielkiego łóżka.
- Ross ? Słyszysz mnie ? Ross... - do moich oczu napłynęły łzy.
Nagle na jego nieruchomej twarzy, pojawił się lekki uśmiech.
Po chwili powiedział cicho:
- Powiedziałaś do mnie po imieniu. To nowość. - szepnął.
Ledwo się powstrzymałam, by go nie uderzyć. W takim momencie się ze mnie nabijać !
- Oh, zamknij się. - mruknęłam łamiącym się głosem. Bałam się o tego idiotę !
- Już dobrze. Nic mi nie jest. - odparł poważnie, gdy zobaczył, że nie jest mijej do śmiechu.
- Wiem, ale cholernie się martwiłam. - wyszlochałam, po czym dodałam ostrzej: - Nigdy więcej tak nie rób. Proszę, nigdy więcej...
- Jasne, obiecuję. - powiedział od razu. - Tylko przestań płakać. - wyciągnął do mnie dłoń i otarł łzy z mojego policzka.

*Ross*

- Co się w ogóle stało ? - spytałem.
- Straciłeś przytomność. Wszyscy cholernie się martwiliśmy, wystraszyłeś nas ! Ryd i reszta zaraz tu będą. - szepnęła, po czym usiadła bliżej kominka.
Odgarnąłem włosy z jej czoła. Wciąż drżała z zimna. Chciałem otulić ją moim kocem, którym mnie przykryto, lecz stwierdziła, że mi bardziej się przyda. Spoglądała w płomień kominka, który oświetlał jej twarz. Nagle ogarnęła mnie wielka ochota, by ją pocałować. Spojrzałem na nią.
Moja nienawiść jakby ustała. Byłem jej to winien. Nie wiem czemu. Po prostu musiałem. W końcu: który wróg zrobiłby dla mnie coś takiego ? Który przyjechał by ze mną do szpitala i tak się mną przejął ?
- Hej, czy mogę mówić do ciebie po imieniu, skoro ty też tak do mnie mówisz ? - zapytałem.
- Tak. - odparła, uśmiechając się, mimo wciąż będących w jej oczach łez.
- A więc: Laura ?
- Tak ?
- Czy przed tym jak straciłem przytomność, nie byliśmy w trakcie czegoś, co zwało się całusem ?
Uderzyła mnie za to w rękę.
- A co ? - zapytała, znów siadając obok mnie. - Tak bardzo ci się spodobało ?
- A tobie ? - odparłem.
- Nie było AŻ tak źle... - szepnęła.
- Naprawdę ? - zapytałem.
- Mhm... - szepnęła, gdy nasze twarze (ponownie tego dnia) dzieliło parę centymetrów.


------------
I rozdział 36 skończony.
Jak Wam się podoba ?
Laura i Ross nareszcie mówią do siebie po imionach !
Wydaje się, że Rossowi nic nie jest ? Jak myślicie, co się stało ?
Piszcie !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!








Rozdział 36 ,,Coś się zaczyna między wami dziać" część 1

A więc jest: 36.
Przeczytajcie i komentujcie, chcę znać Wasze opinie !!!

____________________

*Ross*

Nachyliłem się i przyłożyłem wargi do ust dziewczyny. Skoro to miało być do zdjęcia, nie musiałem nic robić, wystarczyło tylko lekko ,,cmoknąć" ,,moją ukochaną".
Tylko, że nagle naprawdę zapragnąłem przypodobać się jej rodzinie. Nie wiem czemu.
Dlatego też zanurzyłem rękę w jej włosach i mocno ją do siebie przyciągnąłem.
Chyba była zdziwiona - nie oczekiwała tego.
Lecz mimo to odwzajemniła mój gest. Oplotła ręce wokół mojej szyi i wbiła się w moje usta.
Zamknąłem oczy.
Poczułem coś niesamowitego.
Jakby ktoś skruszył lód w moim sercu. Delikatnie, jakby małą igiełką zaczął powoli w nim skubać, aż odpadł lód.
Po chwili Marano delikatnie przerwała pocałunek, odsuwając się na dosłownie parę milimetrów.
Otworzyłem oczy i zobaczyłem przed sobą piękne oczy brunetki. Dosłownie milimetr od moich. Były tak jasne i pełne emocji, że pewnie nigdy bym nie oderwał od nich wzroku, gdyby nie gromki śmiech wuja Marano:
- Hoho, mój drogi chłopcze !
Odwróciliśmy się do nich.
Ciotka Marano ściskała aparat w jednej ręce, drugą zaś ocierała łzy.
Jej mąż za to, patrzył na nas z uwagą i radością.
- Tak się cieszę, że Laura ma takiego cudownego chłopaka. - szepnęła pani Aggy, po czym jeszcze raz uściskała każde z nas z osobna.
Niezręcznie.
- A teraz, chodź Lauruś, dam wam coś na drogę. - dodała, ocierając łzę i zabrała ją w głąb kuchni.
W tym czasie podszedł do mnie jej wuj.
- Laura nie jest taka twarda jaką zgrywa. - powiedział do mnie. - Zawsze taka była. Jest naprawdę delikatna. Nie dostałeś zapewne jeszcze pogrożeń ojcowskich od ojca Laury, z oczywistych przyczyn... A, ze byłem dla jej ojca, jak nierodzony brat, posłuchaj... Nie waż się jej skrzywdzić. Nie waż się jej tknąć, jeśli nie będzie tego chciała. Nie waż się podnieść na nią głosu, ani w jakikolwiek sposób jej ubliżać. Ona jest jak najbardziej delikatny kwiat świata. Masz dbać o ten kwiat. Jeśli dowiem się, że wypłakała przez ciebie chociaż jedną łzę, że cierpiała choć przez sekundę... - tu urwał, bym zrozumiał o co mu chodzi. - Rozumiesz ?
- Tak, oczywiście. Rozumiem. - powiedziałem, lekko speszony, zdziwiony i przestraszony.
- No....- tu po raz pierwszy od początku naszej rozmowy (chyba jego monologu) się uśmiechnął. - Równy z ciebie gość, panie Ross.
- Dziękuję. - wymusiłem ze strachu uśmiech. - Z pana również.
Mężczyzna znów się uśmiechnął.
W tej chwili wróciła Marano z panią Aggy.
Małżeństwo pożegnało nas gorąco, tak samo jak ich syn.
Po czym wreszcie wróciliśmy do samochodu. Marano wsadziła koszyk z jedzeniem, od wujostwa na tylne siedzenie i ruszyła.
- O czym gadałeś z wujkiem Miltonem ? - spytała.
- Oh, dawał mi ojcowskie kazanie. Mówił, że jesteś jak kwiat i że mam o ciebie dbać. A jeśli spadnie ci choćby jeden włos z głowy....
- Rozumiem. - przerwała mi z uśmiechem. - Wujek Milton zawsze straszył moich chłopaków.
- Co ? To ilu ich było ?
Miała kiedyś kogoś ? Tak na poważnie ? Spokojnie, Ross, to nie twój interes.
- Jak byłam mała. Odpędził ode mnie połowę przedszkola tymi swoimi ojcowskimi kazaniami.
- Oh, myślałem, że...
- Zazdrosny ? - wpadła mi w słowo.
- CO ? Ja ? W życiu ! - odparłem od razu.
No może trochę. W końcu ma udawać moją dziewczynę, więc nie może mieć nikogo na boku, co to to nie !

*Vanessa*

Jechaliśmy już od ponad 2 godzin i słowo daję, zabiję kiedyś tego Rikera !
Nie dość, że uparł się że będzie prowadził, to zaraz po tym, jak Ryd na tylnym siedzeniu założyła słuchawki, zaczął mnie przepraszać, za pocałunek.
DAJCIE MI WYSIĄŚĆ !!
- Riker !  - nie wytrzymałam. - Nie przepraszaj mnie ! Być może ja też tego zawsze chciałam !
Brawo, Van ! Nigdy nie umiesz działać pod presją ! Idiotko, po co to mówiłaś ?!
- Serio ? - zapytał z nadzieją w głosie starszy Lynch.
- Powiedziałam ,,może"... - próbowałam.
- Czyli tak ? - uśmiechnął się.
- Co tak ? - zainteresowała się Delly, która sekundę temu ściągnęła słuchawki.
- Tak.... Tak, że Riker ma się tu zatrzymać. To knajpa przyjaciół moich rodziców. Zjemy coś i wam ich przedstawię. Jestem ciekawa, czy Laura i Ross tu byli. - Riker zaparkował, a ja jak strzała wyprułam do restauracji. Jest, udało mi się z tego jakoś wybrnąć !
Kocham tą restaurację jak żadną inną !
Z oczywistych przyczyn !
- Ben ! Ciocia Aggy, wujek Milton ! - zawołałam od wejścia, niemal rzucając się na moją przyszywaną rodzinę.
Byli trochę zdziwieni moim pojawieniem się.
- Laura i jej chłopak odjechali stąd jakieś pół godziny temu. - powiedział Ben.
- Chłopak ?
- Ross. - przypomniała mi ciocia.
Oh, jak mogłam zapomnieć !
- Ah, tam ! Wciąż nie umiem zapamiętać ! - zaśmiałam sie.
Potem przedstawiłam im Rikera i Rydel.
- Jesteście naprawdę podobni do waszego brata. - zauważył Millton.
- W końcu rodzeństwo. - uśmiechnęła się Delly.
- A ty, pewnie jesteś chłopakiem Vanessy, czyż nie ? - zapytała ciocia, zwracając się do blondyna.
Już miałam powiedzieć, że nie, lecz chłopak mnie uprzedził:
- Tak, oczywiście. - po czym objął mnie ramieniem.
Spojrzałam na niego (jak Katniss na Joannę w ,,Pierścieniu Ognia" w windzie) zblazowana:
- Nie, Riker się tylko wydurnia. - wyjaśniłam, z całej siły, lecz z uśmiechem odpychając jego rękę.
Riker wzruszył tylko ramionami.
Wujostwo się zaśmiało, po czym znalazło nam stolik, a my wybraliśmy zamówienia.
Widzicie ? Jak ja mam wytrzymać z tym palantem całe 2 dni ?

*Laura*

Jechaliśmy w ciszy, słuchając jakichś fajnych piosenek, nagle z radia poleciała piosenka R5 - One Last Dance.
Lynch podgłosił, mimo moich wyraźnych próśb, by tego nie robił.
Zaczął śpiewać wraz ze swoim głosem z radia:

 - So wait up wait up
Give me one more chance
To make up make up
I just need one last dance

Nagle urwał. I spojrzał na mnie:
- No, dalej Marano. Twoja kolej. - powiedział. - Chyba znasz tekst.
Popatrzyłam na niego z nienawiścią, lecz kontynuowałam:

Freshman year
I saw your face
Now it's graduation day
Said we'd be friends
Until the end
Can we start again

Chłopak patrzył na mnie przez chwilę w zaciekawieniu, z uśmiechem, po czym razem skończyliśmy śpiewać piosenkę.
Po jej skończeniu, chłopak wybuchł głośnym śmiechem.
- Co cię tak bawi ?
- Wiesz, że nie śpiewasz nawet aż tak najgorzej, Marano ?
- Oh, jakże to miłe ! - warknęłam, uderzając go brzuch. - Ciebie też da się znieść. - dodałam po chwili. 
Chłopak spojrzał na mnie z uśmiechem:
- Dzięki. 
- Ale i tak jesteś najsłabszy z całego zespołu, nie myśl sobie. - mruknęłam cicho. 
- Hej ! To nie było miłe ! - odparł, mimo to wciąż się śmiejąc. 
Resztę drogi, aż do skraju lasu, gadaliśmy o muzyce i naszych zainteresowaniach. 
Przezywaliśmy się i obrażaliśmy, ale w taki bardziej... miły sposób. 
Może Lynch nie jest taki zły ? Nie zrozumcie mnie źle, wciąż uważam, że to laluś i totalna fleja, ale... 
Da się z nim nawet pogadać. 
Na miejsce dojechaliśmy parę minut po 12. 
- Co to jest ? Miejsce kempingowe jest ponad kilometr stąd. - zauważył, gdy odpinałam pas. 
- No właśnie. - odparłam, po czym wysiadłam z samochodu.
On również wysiadł.
- To co tu robimy ? - zapytał, trzaskając drzwiami. 
- Zaraz zobaczysz. A teraz rusz się łaskawie i pomóż mi z rzeczami. - zawołałam.
Chłopak pomógł mi wziąć wszystkie rzeczy. 
Poszłam przodem przez las, odganiając gałęzie i robaki. 
Lynch szedł za mną, mrucząc coś pod nosem. 
- To tu ! - zawołałam po 5 minutach marszu. 
Następnie weszłam na polanę. 

*Ross*

Gdzie ta Marano mnie prowadziła ? 
Pole kempingowe jest gdzie indziej. Nagle zobaczyłem promienie słońca, co oznaczało, że doszliśmy do skraju lasu. 
I faktycznie. Wyszedłem na polanę i słowo daję nie mogłem się ruszyć. 
Przede mną było wielkie pole, ze świeżą, zieloną trawą (w zimie ?). Następnie był delikatny brzeg kamyczkowy, który prowadził do lawendowego jeziora. Jeziora, które ze wszystkich prawie stron otaczały wysokie wzniesienia, góry i skały. 
Niesamowity widok. Po prostu...
- I jak ? - zapytała Marano. 
- To jest... Nigdy w życiu nie widziałem czegoś piękniejszego. - odparłem. 
- Daj spokój, widziałeś mnie. - zaśmiała się. - A tak, na serio: wiedziałam, że ci się spodoba. 
podeszła do mnie i wzięła ode mnie połowę bagaży, po czym ustawiła je w kupce na środku polany. 
- Skąd wiecie o tym miejscu ? - zapytałem, odkładając tam resztę rzeczy.
- Jest nasze.
- Kpisz sobie ? 
- Nie. Ojciec kupił, go mamie na prezent ślubny. Tą polanę, jezioro i część gór. Dlatego zawsze tu jeździliśmy. - odparła. 
- Zazdroszczę. Mój ojciec pewnie kupił mamie czekoladki. - odparłem, znów rozglądając się po tym pięknym, miejscu. - Mógłbym tu zamieszkać. 
- Tak, ja też. - szepnęła Marano. - Ale koniec gadania, pomóż mi rozłożyć namioty, zanim przyjedzie reszta. 

*Laura*

Lynch zrobił co kazałam i wspólnie rozłożyliśmy namioty.
Było ich 3. 
Wszystkie duże, 2-osobowe, więc komuś przypadnie pewnie spać samemu. 
Ułożyliśmy je mniej więcej na środku polany, wokół kupki bagaży, gdzie planowałam zrobić miejsce na ognisko. 
Zanim się obejrzeliśmy przybyła reszta. 
Ale była ich 4. 
Vanessa, RIker, Rydel i...
- Raini ! - wydarłam się, po czym pobiegłam w stronę mojej ulubionej czarnowłosej. 

----------------------
A więc jednak: podzieliłam ten rozdział na 2 części, bo inaczej byłby za długi ! 
Ale spokojnie, drugą część opublikuję jeszcze, żebyście mogli przeczytać je jednego dnia. 
Dziękuję za wasze wszystkie propozycje apropo konkursu, w drugiej części ogłoszę zwycięzcę, a zwycięskie wyjaśnienie pojawi się w rozdziale 37 (najprawdopodobniej, niczego nie obiecuję) ! :*

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!! 




czwartek, 1 stycznia 2015

Ogłoszenia xd

Parę ogłoszeń:
1. Najlepszego na nowy rok ! 2015 !!! :*
2. Pewnie mnie zabijecie, ale rozdział wrzucę dopiero jutro :*
Chciałam Wam wszystkim naprawdę podziękować za udział w konkursie. Tak mnie natchnęliście, że nie mogę ! Ale wybrałam już zwycięzcę ! Nie muszę chyba pisać, że wszystkie pomysły były genialne i chyba trochę z nich skorzystam, przy pisaniu kolejnych rozdziałów :)
Tak czy owak, rozdział dedykowany pojawi się już jutro (tajemnicze 36), a zwycięskie wyjaśnienie pojawi się w rozdziale 37, bądź 38, czyli pod koniec tygodnia.
Wiem, że strasznie Was męczę, ale muszę jeszcze dopracować ten 36.
Więc dam Wam jeszcze trochę zwiastunów.
A jutro - wrzucam rozdział i liczę na szczere opinie :*

*
-  Nie waż się jej skrzywdzić. Nie waż się jej tknąć, jeśli nie będzie tego chciała. Nie waż się podnieść na nią głosu, ani w jakikolwiek sposób jej ubliżać. Ona jest jak najbardziej delikatny kwiat świata. Masz dbać o ten kwiat. Jeśli dowiem się, że wypłakała przez ciebie chociaż jedną łzę, że cierpiała choć przez sekundę...
*

*
- Co cię tak bawi ?
- Wiesz, że nie śpiewasz nawet aż tak najgorzej, Marano ?
- Oh, jakże to miłe !
*

*
- Walcie się ! - krzyknął lekko podpity Ross.
- Oj, weź brat. - odgryzł się Riker. - To moje zadanie: pocałuj Laurę.
- A dlaczego ja mam cierpieć ? - zawołała Laura.
- Bo też jesteś mięczakiem ! - odparła Vanessa.
*

To do jutra :*