niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 37 ,,Oni wszyscy są ślepi, Ross..."

*Laura*

Byliśmy z chłopakiem bardzo blisko siebie, wciąż gadając o tym pocałunku. 
Nie chciałam go pocałować, ale mieszanka strachu, adrenaliny i alkoholu, sprawiła, że chciałam się z nim podroczyć. 
W tym momencie drzwi do sali się otworzyły.
Zdążyłam jednak wyprostować się, zanim ktokolwiek cokolwiek zauważył. 
- Ross ! - krzyknęła Delly, wbiegając do pomieszczenia. 
Mocno go objęła, niemalże dusząc chłopaka. 
Za nią do pokoju weszła Raini, Vanessa z Rikerem, później jeszcze Rocky i najmłodszy z braci. 
Przywitałam się z dwójką, która do tej pory była nieobecna.
- Czy lekarz coś powiedział ? - zapytał Rocky.
- Tylko tyle, że muszą zrobić dodatkowe badania, żeby się dowiedzieć co mu jest. - odparłam. 
Następnie wszyscy zaczęli pytać Lyncha, czy wszystko dobrze i czy wie, co się stało. 
Usiadłam na jednym ze stołków, które stały wokół stołu. 
Dochodziła godzina 22, to był naprawdę pokręcony dzień. 
Pomijając fakt, że Ross (a co mi tam, mówię po imieniu)  pocałował mnie dwa razy.
Po chwili dosiadła się do mnie Van.
- Dziwny dzień, hmm ? - spytała.
- Nawet nie wiesz jak... - przejechałam ręką po wciąż mokrych włosach. 
- Powinnaś pojechać do domu i odpocząć. - odparła moja siostra.
- Chyba masz rację. Ale trzeba ustalić jakieś zmiany przy Rossie... - szepnęłam.
Imię chłopaka w miejscu gdzie zazwyczaj wymieniałam jego nazwisko zdziwiło moją siostrę i to bardzo, lecz nic nie powiedziała.
- Rocky i Ryland mogą z nim posiedzieć pierwsi. - powiedziała Delly, włączając się do naszej rozmowy. - Pogadam z lekarzem, ile Ross musi tu jeszcze zostać, i jak coś to ustalimy.
- Serio ? - zapytałam.
- Jasne, w końcu to był długi dzień. - uśmiechnęła się Delly.
- Dobra, to ja pojadę do domu... - powiedziałam. - Samochód zostawiłam nad jeziorem.
- Nie, pojechaliśmy naszym. To zrobimy tak, podwiozę cię do domu, a potem pojedziemy z Rikerem nad jezioro i weźmiemy ich samochód i resztę rzeczy. - ustaliła Vanessa.
Ta to dopiero umie się zorganizować.
Tak więc postanowiliśmy zrobić.
Wszyscy pożegnali się z ,,pacjentem", po czym wyszli.
Nawet Rocky i Ryland poszli znaleźć lekarza.
- Idziesz już ? - spytał chłopak, gdy zbierałam się do wyjścia.
- Tak. - odparłam.
- Ale chyba mieliśmy coś dokończyć. - poskarżył się.
Jemu chyba coś na łeb padło...
- Przyjdę jutro. - odparłam z uśmiechem.
... i mnie również.
- Hmm, to może... Moja dziewczyno... Pożegnasz mnie poprawnie.... - powiedział, pokazując na swój policzek.
Debil.
Westchnęłam, po czym podeszłam do jego łóżka i się nachyliłam.
Pocałowałam go we wskazany policzek.
- No, to było miłe. - mruknął.
Uśmiechnęłam się, po czym podeszłam do drzwi.
- Narka, Ross.
- Pa, Laura. Miłych snów.

*Vanessa*

Na samym początku odwieźliśmy Raini do jej domu.
Następnie Rydel i Laurę.
Tak oto wybiła godzina 23.
Jedyne co na zostało to pojechać nad jezioro, wziąć nasze rzeczy i samochód Lynchów.
O tej godzinie, drogi były masakryczne puste, więc zamiast 4 godzin jechaliśmy nieco ponad 2.
A więc, po pierwszej dotarliśmy na polanę.
Wzięliśmy rzeczy i wpakowaliśmy je do samochodów.
Gdy to zrobiliśmy, Riker podszedł do mnie.
- Nie było nam dane spędzić ze sobą nawet jednej nocy... - szepnął.
Staliśmy koło samochodu, przy na wpół działającej latarni, po pierwszej w nocy...
Było mi zimno, ale zarazem cieszyłam się, że mam ze sobą Rikera.
- Cóż, może kiedyś jeszcze raz tu przyjedziemy... - odparłam, oplatając rękami jego szyję.
Chłopak złapał mnie w tali:
- Obiecujesz ?
- Obiecuję. - po czym cmoknęłam go w usta.
Chłopakowi się to spodobało, więc posadził mnie na masce swojego samochodu i znów mnie pocałował, tym razem dłużej i namiętniej.
- Chyba powinnam już wracać. Lau jest sama w domu. - szepnęłam, gdy stykaliśmy się czołami.
- Tak, jest już mega późno. Wracajmy. - stwierdził.
Lecz mimo tych ustaleń, znów mnie pocałował.
Dopiero po chwili oboje wsiedliśmy do swoich samochodów i ruszyliśmy do domów.
Przed 3/4 drogi jechaliśmy za sobą, później na jednym, z zakrętów, on skręcił w prawo, ja w lewo.
Tak oto skończył się nasz biwak.
I mimo omdlenia Rossa, było naprawdę miło.
Ja i Riker jesteśmy... czymś więcej niż przyjaciółmi.
A Lau i Ross powoli odnajdują w sobie wzajemną miłość.
Genialnie ! :)

*Laura*

Zaraz po przyjściu do domu, rozebrałam się i wzięłam długą, odprężającą kąpiel.
Myślałam o mienionym dniu, o wszystkim co się dziś stało.
Myślałam o Rossie.
Jest debilem, nie oszukujmy się.
Ale ok, myliłam się. Da się go znieść. Może to udawanie pary da nam coś obu.
Gdy się wykąpałam, otuliłam się w ręcznik, po czym przebrałam się w moją (jakże cudowną) piżamkę - czytaj: krótkie dresy i niebieską bokserkę.
Po czym zeszłam na dół i włączyłam telewizję.
Na MTV, czy innym plotkarskim programie, znów zobaczyłam nasze twarze.
O 2 nad ranem ? Serio ?
Włączyłam głos.
- Dziś, nasza ulubiona para Hollywood pojechała na biwak, razem z przyjaciółmi, i rodziną. Nasze źródła donoszą, ze świetnie się bawili. Do czasu, gdy Ross Lynch stracił przytomność i musiano przetransportować go do pobliskiego szpitala. Nie wiemy, jeszcze co mu jest. Wiadomo jednak, że jego dziewczyna przyjechała z nim do szpitala, po czym opuściła go niecałą godzinę później, w towarzystwie swojej siostry, koleżanki z planu, Raini oraz rodziny aktora.
W tym momencie na ekranie pojawiły się zdjęcia, jak opuszczamy szpital. Wredne hieny ! Wszędzie są ! Nie mam nawet chwili spokoju !
- Postaramy się dowiedzieć co stało się młodemu aktorowi i piosenkarzowi...
Zmieniłam program.
Nie będę im nabijała oglądalności !
Włączyłam jakiś film, po czym zaczęłam sprawdzać pocztę na telefonie.
David:
,,Hej. Musimy pogadać. Kiedy możemy się spotkać ?"
Maia:
,,Jeśli myślisz, że odpuszczę sobie Rossa to grubo się mylisz !"
Calum:
,,Ty i Ross ? Nie spodziewałbym się, ale gratuluję ! Cieszę się ! Wracam do miasta w sobotę, kiedy się spotkamy?"
Producent:
,,Panno Marano, będziemy musieli porozmawiać. Proszę do mnie przyjechać w sobotę po południu."
Jeju, przez jeden dzień nie odbierałam telefonu !
Odłożyłam go, nikomu nie odpisując. Nie miałam na to siły, poza tym było za późno.
Ułożyłam się wygodnie na kanapie i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

Obudziłam się bardzo późno, gdyż gdy spojrzałam na zegarek była godzina 12:10.
Od razu odczytałam wiadomość, którą przed godziną napisała do mnie Delly:
,,Lau, wyspałaś się ? Mam prośbę. Rocky i Ryland napisali mi, że ok. 13 wychodzą ze szpitala, bo całą noc czuwali przy Rossie, który strasznie się w nocy męczył i są wykończeni. Van i Rik wrócili wcześnie rano, więc oni też odpadają, Raini ma ważną rozmowę z producentem, a ja jadę do Phoenix po rodziców i nie wiem, kiedy wrócę. Mogłabyś pojechać do mojego brata ?"
Szybko odpisałam:
,,Jasne, Ryd. Wracaj szybko :***"
A więc: muszę jechać do mojego chłopaka.
Szybko pobiegłam na górę (zasnęłam na kanapie) i wybrałam jakieś ciuchy.
Następnie wzięłam skórzaną kurtkę, kluczyki i torebkę.
Weszłam do pokoju Nessy - spała jak niemowlę.
Nie chciałam jej budzić, więc zbiegłam na dół i zostawiłam jej na blacie karteczkę:
,,Jadę do szpitala. Zdzwonimy się. Buziaczki, Lau :*"
Po czym wyszłam z domu, wsiadłam do samochodu i ruszyłam do szpitala.

*Rocky*

Padłem na krzesło, obok mojego najmłodszego brata.
To była najgorsza noc w moim życiu.
Ross nie mógł zasnąć przez połowę nocy.
Jęczał i na zmianę było mu zimno i ciepło, więc przykrywaliśmy go kocem i włączaliśmy kominek, tylko po to by chwilę potem odkopać go z prześcieradła i zgasić ogień.
Gdy koło piątej wreszcie zasnął, cały czas mówił przez sen ! Cały czas tylko: Laura, Laura...
Nie chcę nawet wiedzieć co mu się śniło !
Znów obudził się ponad trzy godziny temu, a wtedy już nie wytrzymaliśmy i zawołaliśmy pielęgniarkę, która wstrzyknęła mu jakiś lek. I od tamtego momentu, spał już spokojnie.
Ale to i tak był koszmar !

*Laura*

Zajechałam pod szpital, po czym zaparkowałam i poszłam w kierunku głównego wejścia.
I od razu tego pożałowałam.
Mogłam iść jakimś bocznym wejściem, ale nie ! Pójdę tym, gdzie aż się będzie roiło od paparazzi.
Przyśpieszyłam kroku.
Dziennikarze gdy tylko mnie zauważyli zerwali się na równe nogi i okrążyli mnie jak sępy swoją ofiarę:
- Laura ! Laura ! Co się stało Rossowi ? Czy wasz związek jest prawdziwy ? Co na to Maia Mitchell ? Skomentuje pani jej słowa ? - przekrzykiwali mnie.
Miałam ochotę ich zignorować, lecz zobaczyłam, że bez odpowiedzi mnie nie puszczą.
Raz kozie śmierć, udzielę wywiadu bez wskazówek producenta.
- Ross stracił przytomność, podczas naszego wyjazdu, ale lekarze wciąż nie wiedzą, czy to coś poważnego. Tak, nasz związek jest prawdziwy. Nie wiem co na to była dziewczyna Rossa, proszę się jej spytać, wtedy skomentuję jej słowa. - odparłam, po czym znów spróbowałam przepchać się między nimi.
Myślałam, że to ich zadowoli i miałam rację. Większość się odsunęła.
Lecz nagle ktoś krzyknął:
- Nasz program uważa, że wasz związek to tylko reklama serialu ! Co pani odpowie ?
Poczułam jak się we mnie gotuje.
Odwróciłam się i spoglądnęłam na niewysokiego dziennikarza, który celował we mnie mikrofonem, a jego kolega kręcił wszystko kamerą.
- Reklama ? - zapytałam, a mężczyzna podszedł bliżej mnie, podstawiając mi mikrofon pod usta.
- Tak, reklama, jako forma rozgłosu.
- Z jakiej jest pan jest stacji ? - zapytałam najmilej jak mogłam.
- Głos LA. - odparł.
- Ach... Reklama ? Uważa pan, że byłabym w stanie udawać miłość do kolegi z pracy ? Do mojego przyjaciela ? To niedorzeczne ! Wierzy pan w miłość ? Bo ja wierzę. I to właśnie miłość połączyła mnie z Rossem. Nie pozwolę sobie wmawiać, że to tylko reklama. Teraz robi się koło nas wielki szum, ale nie prosiłam o to. Chcę być z kimś kogo kocham. Tylko tyle. Dlatego ja i Ross jesteśmy parą. - powiedziałam.
Po czym odwróciłam się i weszłam do szpitala.
Czułam, jakbym miała zaraz wybuchnąć.
Musiałam tak cholernie nakłamać ! Ale ten idiota miał rację !
Poszłam prosto do pokoju Rossa, gdzie spotkałam Rockiego i Rylanda, którzy właśnie się zbierali.
- Laura ! - zawołał Rocky.
- Hej, chłopaki. Możecie iść, teraz moja zmiana. - uśmiechnęłam się.
- Jesteś wielka. - odparł młodszy z braci. - Powodzenia.
Przed ich wyjściem ostrzegłam ich jeszcze o fotografach, po czym się pożegnaliśmy.
Zamknęłam drzwi, powiesiłam kurtkę na wieszaku, odłożyłam torebkę na stół, po czym usiadłam obok Lyncha.
- Hej, Ross. - szepnęłam, sprawdzając czy śpi jak zabity.
I spał.
Postanowiłam obejrzeć telewizję.
Puściłam. I trafiłam na Głos LA.
- Mamy teraz materiał z przed chwili. Ze szpitala rejonowego w okolicach LA, gdzie przebywa obecnie Ross Lynch.
CHOLERA.
I zobaczyłam nagranie sprzed chwili.
Jak oni mogą to tak szybko... ?
- Miłość ? - usłyszałam za sobą.
Przestraszyłam się jak nie wiem.
- Hej, śpiochu. - uśmiechnęłam się.
- Hej, kochanie. - zaśmiał się. - Chyba wczoraj mi coś obiecałaś... - dodał, po czym cmoknął, bym wiedziała o co mu chodzi.
Uderzyłam go w ramię.
- Niezły wywiad. - powiedział po chwili.
- Wkurzyłam się. Nie chcieli mnie przepuścić. - wytłumaczyłam się.
- Mhm, i dlatego tak miło o nas powiedziałaś ?
Zaśmiałam się.
- Nie, a tak na serio... Miłość ? - dodał po chwili. - Uważasz, że to nas łączy ?
- Nie, zdecydowanie nie. - odparłam od razu.
- Czemu ? Przecież to tylko zwykłe uczucie. Patrz jak łatwo je udawać. - mruknął.
- To nie jest zwykłe uczucie, Ross.

*Ross*

- Oh, serio ? To czym twoim zdaniem jest miłość ? - zapytałem ironicznie.
Dziewczyna zastanawiała się chwilę, po czym wylała z siebie bardzo dużą ilość słów:
- Miłość ? Miłość oznacza wielkie oddanie dla kochanej osoby. Czujesz się z nią inaczej. Trzęsą ci się ręce, kiedy pragniesz jej dotknąć. Gardło ściska się, gdy pragniesz coś powiedzieć. Stajesz zawsze w jej obronie, walczysz o nią, jakby była twoim życiem. Myślisz tylko o niej i czasem zdajesz sobie sprawę... Dlaczego ja tak na nią reaguję ? Bolą cię jej słowa, gdy mówi, że to koniec. Że to były chwile zapomnienia. Nie pozwalasz jej odejść, lecz wiesz, że nic tym nie zdziałasz. Że... choć ją kochałeś tak mocno, nie potrafisz jej zostawić. ,,Jeśli kogoś kochasz, daj mu wolność". Nie wiem. Może to właśnie jest miłość ? Dla mnie jest.
Mówiła to z taką wiarą i pasją...
A ja potrafiłem jedynie jej się przyglądać. To co mówiła miało sens.
Po chwili spuściła wzrok.
- Tego się nie da udawać. Oni wszyscy są ślepi, Ross. - mruknęła.
Wyciągnąłem do niej rękę.
Spojrzała na mnie zdziwiona, lecz złapał mnie za nią, a ja pociągnąłem ją delikatnie w moim kierunku, by położyła się obok mnie.
Położyła się, kładąc głowę na mojej piersi. Objąłem ją ramieniem.
Wciąż myślałem o jej słowach. Bo mnie uderzyły. Trafiły prosto do mnie.
Wpatrywała się w szybę, jakby szukała w niej czegoś niezwykłego.
Zawsze, skrycie za to ją lubiłem.
Była dorosłą, piękną dziewczyną, która potrafiła marzyć i mówić o tym z tak wielką pasją...

----------------------------------------

I jak ?
Laura i Ross...
Vanessa i Riker....
Jakiej pary nam tu brakuje ?

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !! 








7 komentarzy:

  1. boże kocham kocham kocham jest jednym słowem WOW czekam na next i mi tu brakuje Rydel I Ratliffa czy się mylę ??? kiedy kochana next powiem szczerze trochę się poryczałam

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu ja mam tego banana na twarzy, kiedy czytałam ten rozdział xD jest taki uroooooooczy! I wiesz co? Pisałam tą definicję z głowy, a ona tak do tego pasuje :3 mam nadzieję, że Rossowi wreszcie się stopi lód na jego serduszku *.* genialny rozdział, mmm *.* jak ja uwielbiam takie wątki :)
    Zapraszam do siebie na rozdział:
    Http://swiat-hayden.blogspot.com/
    Pozdrawiam, Hayden :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejciu:)Jakie z nich słodziaki <3

    OdpowiedzUsuń
  4. KOcham tego bloga woesssssssss

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej hej hej!! Przychodzę tu ze specjalną, wyjątkową nowiną :) Otóż, Twój blog został nominowany do LBA! Zapraszam - raura-love.blogspot.com Wystarczy, że odpowiesz na moje pytania na swoim blogu i nominujesz 11 Twoich ulubionych blogów zadając im swoje własne pytania!

    OdpowiedzUsuń
  6. kiedy next jest cudownyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy

    OdpowiedzUsuń