poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 35 ,,Ma żonę. I małe dziecko."

*Laura*

- To co weźmiecie ? - zapytał Ben, podchodząc do nas.
Niemal równocześnie odłożyliśmy karty na stół.
- Ja poproszę naleśniki z dżemem i bitą śmietaną. I sok pomarańczowy. - zamówił Lynch.
- Naleśniki i sok. Jasne. - mruknął z uśmiechem, zapisując zamówienie w notesie. - A ty, Lau ?
- Sałatkę owocową i grzanki. - odparłam.
- Coś do picia ?
- Może to samo, co Ly... Ross. - uśmiechnęłam się, by zatuszować mój błąd.
- Jasne, zaraz będzie. - uśmiechnął Ben, po czym poszedł do kuchni.
- Długo się znacie ? - zagadał Lynch, gdy ja szukałam w telefonie linku do tego wywiadu.
- Teoretycznie odkąd pamiętam. Ciocia Taylor znała moją mamę ze studiów, potem jedna zaprosiła drugą na swój ślub, i na odwrót. Zaczęły się często spotykać, gdy ja, Van i Ben byliśmy mali. Potem oni przenieśli się do Santa Maria i otworzyli tu knajpkę. - powiedziałam, wchodząc w pocztę.
- Oh, rozumiem... - mruknął. - Ben to miły koleś.
- Tak, wiem.
- Ile ma lat ?
- Jest o rok starszy od Vanessy, szerze mówiąc moja siostra zawsze na niego leciała. - mruknęłam.
- Oh, muszę powiedzieć Rikerowi, że ma konkurencję.
- Żartujesz ? - zaśmiałam się. - Ben ma żonę. I małe dziecko. Angelinę.
- Oh, to mu jednak nie powiem. - zaśmiał się.
- Pewnie, nie będziesz musiał, Van na pewno ich tu przywiezie. - zapewniłam. - Trzymaj,. - podałam mu telefon. - Film jest włączony. Oglądnij, a ja pójdę do toalety.

*Ross*

Dziewczyna niemal od razu wstała i poszła zostawiając mnie sam na sam z wywiadem.
Obejrzałem cały.
I szczerze to totalnie tego nie rozumiałem.
Wiem, że Mai było cholernie przykro, że nie powiedziałem jej o naszym ,,związku" z Marano, ale nie musiała nas publicznie obrażać.
Ben przyniósł nam jedzenie, uprzednio pytając, gzie jest Laura. A dostając tak ową odpowiedź, życzył smacznego i poszedł obsłużyć innych klientów.
Nagle na telefon Marano przyszła wiadomość.
Nie miałem zamiaru jej odczytywać, ani tym bardziej odpisywać za dziewczynę. Serio.
Po prostu sprawdziłem od kogo.
I co ten ktoś pisze.
David:
,,Hej, piękna. Mam dziś wolne, może wyskoczymy gdzieś wieczorem ?"
Odłożyłem telefon.
To się gościowi przykro zrobi. Bo tego wieczora ,,piękna" będzie ze mną.
Jeju, Ross ? Czemu cię to tak jara ?
- Jestem. - usłyszałem, gdy dziewczyna usiadła naprzeciw mnie. - Wow, jedzenie wygląda super. Jemy ?
- Tak, już... Marano, dostałaś Sms'a. - powiedziałem, zabierając się do mojej słodkiej bomby kalorycznej.
- Serio ? Od kogo ?
- Nie wiem, nie czytałem. - skłamałem, biorąc pierwszego kęsa do ust. Mmm, pyszności !
Marano sprawdziła pocztę.
- Od kogo to ? - spytałem, udając brak zainteresowania.
Bardzo mnie ciekawiło, czy powie mi prawdę.
- Oh, od Van. - powiedziała.
A więc jednak: skłamała. Nie ufa mi ?
Może i słusznie.
Dziewczyna szybko wystukała odpowiedź, po czym odłożyła telefon na bok i zabrała się za jedzenie.
- I co ? Jak wywiad ? - spytała, przeżuwając liście sałaty.
- Maia ostro przegięła.
- Wiem, w końcu nazwała cię kłamcą...
- Nie. Chodzi mi głownie o ciebie. Nie powinna się tak o tobie wyrażać. W końcu: w ogóle cię nie zna.

*Laura*

To było dość szokujące.
Chyba do Lyncha też to dotarło, po zmierzwił włosy, po czym spytał, ze zdziwieniem:
- Ja naprawdę to powiedziałem ?
Kiwnęłam głową, roześmiana.
Co jak co, ale to było miłe, że mnie bronił. Chyba wczuwał się w rolę zakochanego we mnie po uszy szczeniaka.
Skończyliśmy obiad (o godzinie 11 i obiad ??), po czym chcieliśmy zapłacić. Wyciągnęłam portfel, lecz Lynch mnie powstrzymał.
- Tym razem ja zapłacę. - uśmiechnął się.
Ok, albo coś mu się stało, gdy rąbnęłam go kartonem, albo przeniosłam się do drugiego wymiaru.
Lynch ? Miły ? NIGDY.
Odpuściłam.
Następnie wzięłam go za rękę (para, no nie ?) i poszliśmy do kuchni, gdzie dania przygotowywało moje przybrane wujostwo, rodzice Bena - ciocia Aggy i wujek Milton.
- Moje skarby ! - zawoła Aggy już od wejścia. - Bennie mówił mi, że przyjechaliście !!
Następnie rzuciła się na mnie i mocno mnie przytuliła. Nie mówię, że nie było miło, po prostu jej tulaśne, puszyste ciało odrobinę mnie przygniotło.
Następnie objęła Lyncha, nie szkodzi, że nawet go nie przedstawiłam. Był ze mną, więc ciocia od razu wzięła go za swego.
Następnie to samo zrobił z nami - równie kochany i tulaśnie puszysty - wujek Milton.
- Miło cię widzieć kochana. A gdzie twoja siostra, cudniutka Vannie ? - zapytała ciocia.
- Jedzie z lekkim opóźnieniem, ale powinna tu niedługo być. - zapewniłam.
- To dobrze. Stęskniliśmy się za naszą małą Vannie, prawda Milton ? - uśmiechnęła się Aggy.
Wujek przytaknął, cały czas wpatrując się w - jakże skrępowanego - Lyncha.
- Ciociu, wujku... To jest Ross, mój chłopak. - przedstawiłam go.
Ciocia od razu się uśmiechnęła:
- To twój kolega z tego twojego serialu, prawda Lauruś ? - zapytała, a ja kiwnęłam głową.
- Brawo kolego, masz w swoich rękach prawdziwy skarb. - powiedział wuj.
- Tak, wiem. - odparł Lynch.
Nieźle mu idzie to granie.
- I będziesz o nią dbał, mój kochany ? - dopytywała ciocia.
Chciałam jej pokazać, by skończyła drążyć temat, lecz Lynch brnął dalej.
Najpierw ujął mnie w talli i delikatnie do siebie przyciągnął, a następnie rzekł:
- Będę o nią dbał i strzegł jak oka w głowie. - zapewnił.
Odwróciłam lekko głowę i spojrzałam z bardzo bliska na twarz ,,mojego chłopaka".
Był pewny siebie, w ogóle nie było po nim widać, że udaje.
To chyba zadowoliło przyjaciół moich zmarłych rodziców, bo uśmiechnęli się, po czym ciotka wyjęła z górnej półki nad zlewem mały jednorazowy aparat.
- To, Lauruś ? Pozwolisz starej ciotce zrobić wam parę zdjęć ? - zapytała.
Jakiej tam starej ! - miałam ochotę krzyknąć. - Ledwo po 50 !
Ale nie zrobiłam tego.
W końcu Aggy zawsze tak robiła. Nawet, gdy byłam mała i nie chciałam się ustawić do jakiejś głupiej fotki, podpierała się starym wiekiem (w wieku 35 !), a jeśli wciąż stroiłam grymasy, wyciągała drugi as z rękawa:
,,Oh, żadne dziecko nie chce sprawić szczęścia swojej kochanej ciotce, no trudno". Te słowa zawsze stawiały mnie do pionu. A, że nie chciałam usłyszeć ich po raz setny, grzecznie oparłam się o pierś Lyncha i uśmiechnęłam się do zdjęcia. Lynch mocno mnie objął, a Aggy zaczęła robić zdjęcia.
- Co tak nieśmiało, panie Ross ? - zapytał poważnym głosem Milton, po czym dodał ze śmiechem. - Trochę odwagi, miłości.
Lynch nie miał więc wyboru, oboje wiedzieliśmy czego chciał od nas mój przybrany wuj.


-----------------------------------------
I jak ?
Od razu mówię, że rozdziału 36 długo nie będzie... Pewnie wstawię dopiero w weekend, ale to dlatego, ze chcę, by był idealny ! Obiecuję, że więcej informacji wrzucę już dziś ! Tylko, że będziecie musieli mi pomóc, liczę na Was ! WIĘC, OCZEKUJCIE ICH, PROSZĘ !

KOMENTUJĄC, MOTYWUJESZ DO PISANIA !!!










4 komentarze:

  1. Cudowny rozdział <3 Czekam na nexta /kocham!

    OdpowiedzUsuń
  2. Oh................Jest boski ale nie wiem czy tak długo wytrzymam a zrobisz chociaż zwiastun ?? <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaa... to było genialne xD Są tacy słodcy jako para :) Więcej, więcej niech się przyzwyczają xd

    OdpowiedzUsuń